Ostatnie tygodnie to cała seria wrogich aktów rosyjskich i białoruskich służb. Celem są polscy naukowcy, instytucje zajmujące się Wschodem lub prowadzące programy stypendialne dla osób z Białorusi czy Ukrainy oraz dyplomaci.

Włamanie do oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie

Zamaskowany sprawca na początku stycznia włamał się do oddziału Instytutu Pileckiego (IP) w Berlinie. W pomieszczeniach wyraźnie szukał czegoś konkretnego. Nie zginęło nic kosztownego oprócz komputera pracownika, który zajmował się programami wschodnimi. W ramach Instytutu działa Centrum Lemkina, które dokumentuje zbrodnie rosyjskie na Ukrainie. Berliński oddział IP prowadził również programy stypendialne dla Białorusinów i Ukraińców, co było nie na rękę przede wszystkim władzom w Mińsku.
Schemat włamania może wskazywać na tropy wschodnie. Źródła gazetyprawnej.pl wskazują, że w pomieszczeniach IP były pozostawione wartościowe rzeczy czy sprzęt elektroniczny, którym sprawca się zupełnie nie interesował. – Zginął tylko komputer osoby zajmującej się sprawami wschodnimi – przekonują nasze źródła. Sprawę poważnie traktuje polska ambasada w Berlinie. Niewykluczone, że Instytut zostanie objęty ochroną taką, jaka przysługuje polskiej placówce w niemieckiej stolicy. – Nie ignorujemy tego co wydarzyło się w Instytucie – przekonują nasi rozmówcy.
Instytut Pileckiego ma swoją siedzibę w ścisłym centrum Berlina. Zaledwie dwieście, trzysta metrów od Bramy Brandenburskiej i po sąsiedzku z ambasadą USA. Sprawca włamania działał dość bezczelnie. Był zamaskowany i pracował w rękawiczkach, które miały zapobiec pozostawieniu odcisków palców. Widać to na zdjęciach, na których uwieczniły go kamery przemysłowe. Gazetaprawna.pl dysponuje nimi. Publikujemy je w materiale. Berlińska policja kryminalna (LKA Landeskriminalamt) prowadzi śledztwo, ale póki co nie informuje o jego wynikach.
Na miejscu zostały rozrzucone dokumenty i rzeczy, które należą do IP. Zanieczyszczona została również toaleta. – To mogła być manifestacja. Próba zastraszenia. Tak podpisują się służby na wschodzie – przekonują nasi rozmówcy w polskich agencjach zajmujących się bezpieczeństwem zewnętrznym. Dokładnie w ten sposób FSB postępuje w Moskwie wobec dyplomatów i pracowników placówek krajów, które Kreml uznaje za nieprzyjazne. Standardem jest ostentacyjny bałagan, zanieczyszczenie toalety i kradzież przedmiotu związanego z pracą przy pozostawieniu wszystkiego, co jest wartościowe i czym mogliby się interesować pospolici złodzieje.

Kolejny incydent ze śladem wschodnim

To kolejny incydent ze śladem wschodnim w ostatnich tygodniach. 19 grudnia pobito w centrum Warszawy ikonę polskiej polityki wschodniej i jednego z twórców Studium Europy Wschodniej UW Jana Malickiego. W drodze powrotnej z uczelni zaczepiło go dwóch mężczyzn przebranych za funkcjonariuszy straży miejskiej. Jeden – według Jana Malickiego – mówił z wyraźnym akcentem wschodnim. Po potwierdzeniu przez naukowca nazwiska, został on uderzony w głowę. Jan Malicki stracił przytomność. Został odnaleziony przez przypadkowych przechodniów w kałuży krwi. Trafił do szpitala, w którym stwierdzono pękniętą czaszkę i wstrząs mózgu. Nie był to najwyraźniej napad rabunkowy, napastnicy nie zabrali ani portfela, ani telefonu komórkowego. Malicki utrzymuje, że już wcześniej w jego samochodzie kilkakrotnie przebijano opony.
Trzecim incydentem z ostatniego czasu jest prowokacja przeciwko polskim dyplomatom w Mołdawii. Jak podaje serwis reform.news urzędnik białoruskiej ambasady w Kiszyniowie twierdzi, że Polacy próbowali go zwerbować do współpracy z polskim wywiadem. Tym urzędnikiem okazał się absolwent Białoruskiej Akademii Wojskowej i oficer KGB Władimir Zubkow (wcześniej pracował jako dziennikarz gazety wydawanej przez administrację prezydenta „SB. Belarus Segodnia” (СБ. Беларусь сегодня). MSZ Białorusi w połowie grudnia miał wręczyć polskiemu chargé d’affiares w Mińsku Krzysztofowi Ożannie notę protestacyjną. Według naszych rozmówców cała operacja była obliczona na skompromitowanie polskiego wywiadu i MSZ. Według propagandowego materiału telewizji Biełaruś-1 polski dyplomata w Kiszyniowie miał oferować Zubkowowi 100 tys. euro.
W najbliższy piątek z kolei propagandowa telewizja Łukaszenki ma wyemitować materiał o Jurasiu Ziankowiczu, który odsiaduje w kolonii karnej 11-letni wyrok za rzekomą próbę dokonania przewrotu na Białorusi z inspiracji zachodnich służb. Ziankowicz to były dziennikarz (między innymi Dziennika Polska Europa Świat, który obecnie ukazuje się pod tytułem Dziennik Gazeta Prawna), adwokat i działacz polityczny posiadający obywatelstwo USA i białoruskie. W 2021 miał w Moskwie razem z byłym szefem administracji Alaksandra Łukaszenki – Alaksandrem Fiadutą omawiać plan odsunięcia od władzy dyktatora. Według wersji przedstawianej przez FSB mieli w tym pomóc bliżej niesprecyzowani zbuntowani generałowie z białoruskich sił zbrojnych i przeciwni reżimowi oficerowie służb specjalnych. Ziankowicz w trakcie śledztwa poszedł na współpracę z prokuraturą, za co miano obiecać mu niższy wyrok. W praktyce sąd podwyższył wymiar kary i zasądził odsiadkę wyższą, niż postulowała prokuratura.