Sprawie rozliczenia kampanii wyborczej PiS za wybory z 2023 r. przyglądamy się w DGP od samego początku. Opisywaliśmy wątpliwości związane z działaniami polityków Zjednoczonej Prawicy, analizowaliśmy krok po kroku działania PKW. Dlaczego dziś ze sprawą pieniędzy dla PiS jest taki problem?
W DGP ujawniliśmy również kilka dokumentów, w tym m.in. kluczową analizę sporządzoną przez zespół Krzysztofa Lorentza, jednego z najbardziej cenionych ekspertów od prawa wyborczego, pracującego w Krajowym Biurze Wyborczym.
Wspominam o tym nie bez powodu. Od początku wiadome było, że odebranie PiS-owi pieniędzy może być niezwykle trudne. I nie jest to efekt rzekomej nieprzychylności przewodniczącego Sylwestra Marciniaka czy domniemanego spisku w PKW. Wynika wyłącznie z przepisów prawa.
Rolą PKW nie jest analiza wszystkich wydarzeń mających wpływ na kampanię, wchodzenie w buty prokuratora i stawianie zarzutów nieuczciwym politykom.
Pisał o tym m.in. wspomniany Krzysztof Lorentz. „Działania podmiotów innych niż komitety wyborcze nie podlegają kontroli ani ocenie dokonywanej przez PKW” – wskazywał w analizie dyrektor z KBW. I dalej: „nie może być podstawą odrzucenia sprawozdania ani wskazania uchybienia obiektywny wpływ działań innego podmiotu na polepszenie szans wyborczych komitetu wyborczego, o ile działania te dokonywane były bez porozumienia z komitetem”.
Kodeks wyborczy wymaga doprecyzowania. Inaczej PKW pozostanie głucha i ślepa
Czy taka sytuacja jest właściwa? Oczywiście, że nie. Kodeks wyborczy wymaga doprecyzowania, w jaki sposób karać polityków, którzy nie grają fair. Problem nie pojawił się jednak ostatnio. Sylwester Marciniak w rozmowie z DGP mówił, że na niektóre nieprawidłowości PKW zwracała uwagę już w 2015 r., gdy Sejmem zarządzał jeszcze marszałek Radosław Sikorski. „Niestety nie było woli, aby się nad tym pochylić” – podkreślał szef PKW.
Znając te kulisy, jeszcze śmieszniej patrzy się na niedawny wpis Sikorskiego, który stwierdził, że to „skandal, że PKW karała odebraniem subwencji PSL czy Nowoczesną za drobne pomyłki formalne, a PiS ma ujść na sucho wykorzystywanie w kampanii wyborczej zasobów państwa na wielką skalę”.
Tak, panie ministrze, taki mamy stan prawny. Dopóki politycy nie przyjmą ustawy, która ureguluje wyborczą szarą strefę, dopóty PKW pozostanie głucha i ślepa na niektóre kwestie.
PKW pisze do ministra finansów
Co jednak istotne, poczucie niesprawiedliwości nie może zwolnić rządu z respektowania prawa. Na stole ministra finansów Andrzeja Domańskiego znajdują się dziś dwa dokumenty: uchwała PKW o przyjęciu sprawozdania komitetu PiS, a także pismo przewodnie szefa PKW, w którym wskazano, że partii Jarosława Kaczyńskiego należy się wypłata dotacji w pełnej wysokości. Zgodnie z obowiązującym prawem szef MF zobowiązany jest przelać należne środki. Czy tak się wydarzy? Zobaczymy w najbliższych dniach.
Wicenaczelna DGP Barbara Kasprzycka – przy okazji chaosu z immunitetem Marcina Romanowskiego – pisała, że „prawo jest dla cackających się”. Ja poszedłbym dalej: „cackanie się” to immanentna cecha praworządności. W pewnym momencie należy uznać swoją porażkę i zrobić krok w tył. Powiedzieć: „próbowaliśmy wyciągnąć konsekwencje, ale tym razem się nie udało”.
Nie wystarczy stwierdzić, że pieniędzy dla PiS „nie ma i nie będzie” (Donald Tusk) lub przekonywać, że przewodniczący Marciniak jest „partyjnym działaczem, a nie sędzią” (Izabela Leszczyna). Od takich figur retorycznych nie zmieni się prawo. ©℗