Poniższa rozmowa została przeprowadzona 14 października 2024 r. Monika Horna-Cieślak nie dokonała autoryzacji tekstu. Wywiad – zgodnie z prawem prasowym – publikujemy więc w nieautoryzowanej wersji.
Jest pani rzecznikiem praw dziecka od 10 miesięcy. Co zastała pani w biurze po objęciu urzędu?
Właściwie pogorzelisko. Kiedy objęłam urząd, dostałam przyjacielską poradę od osoby z doświadczeniem w administracji, by wstrzymać wszystkie wychodzące z biura płatności. Do dziś pamiętam, jak piszę do księgowej SMS, że zatrzymuję wszystkie przelewy. Okazało się, że była to dobra decyzja. Jedna z tamtych faktur później została wskazana w raporcie Najwyższej Izby Kontroli jako niezgodna z prawem.
Pamiętam też bardzo wysokie premie roczne dla kilku urzędników – po 90 tys. zł. W tym samym czasie ludzie zatrudnieni w Biurze RPD nie mieli nawet sprawnego sprzętu do pracy. Niezależnie od tego czas się jednak nie zatrzymał. Do urzędu nadal wpływało sporo skarg od obywateli, którzy byli niezadowoleni ze sposobu załatwienia ich sprawy przez Biuro RPD w poprzedniej kadencji.
Kiedy obejmowałam urząd, miałam założenie, że ważna jest kontynuacja, pamięć instytucjonalna. Większość pracowników to przecież zwykli urzędnicy. Kiedy jednak zaczęłam przeglądać dokumenty, na jaw zaczęły wychodzić nieprawidłowości. Trzy osoby zwolniłam dyscyplinarnie. Łącznie odeszło ok. 15 z 90-osobowego składu biura.
Jesteśmy bardzo obłożeni pracą. Za 2023 r. dostaliśmy 42 tys. wiadomości – pism, e-maili itd. Prognozujemy, że w 2024 r. będzie o 20 tys. więcej. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich ma o jedną trzecią większy wpływ korespondencji i 330 pracowników. W nowym budżecie zawnioskowaliśmy o 50 etatów.
Przyglądam się tej dyskusji, ale nie podzielam wniosków prof. Zolla. Uważam, że rzecznik praw dziecka jest ostoją dla dzieci, które zasługują na swój własny urząd. Wycofanie się z niego byłoby krokiem w tył, jeśli chodzi o ochronę ich praw.
Moim zdaniem to naprawdę bardzo dobrze, że akty prawne, które dotyczą dzieci, będą przechodziły przez tę specjalną komisję. To bardzo dobra decyzja.
W czasie posiedzenia komisji byli obecni na niej pracownicy mojego biura. Nie pojawiłam się osobiście, ponieważ pracowaliśmy nad ustawą o ochronie zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży, a poza tym była powódź. Jeśli chodzi o sprawy dzieci, powódź jest dla mnie priorytetem. Cały mój kalendarz jest do tego obecnie dostosowany.
Tak, na pewno będę na posiedzeniach, gdy będzie omawiany projekt ustawy dotyczącej zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży, bo sami go pisaliśmy. Natomiast jasno mówię, że co do zasady będą uczestniczyć w nich pracownicy mojego biura. To zmiana jakościowa, bo były rzecznik Mikołaj Pawlak nie pozwalał im chodzić do Sejmu czy na konferencje.
To, jak wygląda sytuacja psychologiczna dzieci. Dużo mówimy o dorosłych, jak sobie poradzą z odbudową domów. Ale w tych zniszczonych mieszkaniach są też dzieci, które bardzo to przeżyły. Poznaliśmy np. historię chłopca, który patrzył z rodzicami, jak fala dosłownie zmywa jego dom. Na terenach powodziowych pilnie potrzebne jest wsparcie psychologiczne, inaczej grozi nam poważny kryzys.
Albo Ministerstwo Rodziny. Albo nie wysłać, tylko przeanalizować lokalną ofertę i z niej skorzystać.
Sygnalizujemy problem. Będziemy też wnioskowali o to, żeby dzieci z terenów powodziowych były zwolnione z egzaminu ósmoklasisty, żeby zmienić w ogóle prawo w tym zakresie.
Normalnie, przez rekrutację. Chcemy porozmawiać z Ministerstwem Edukacji Narodowej, w jaki sposób to zrobić. Na dziś część dzieci w ogóle nie ma się z czego uczyć.
Tak, to istotny problem. Wymaga on jednak rozgraniczenia różnych sytuacji – kiedy mamy do czynienia z pracą małoletnich, a kiedy z wolnością rodzica i dziecka do funkcjonowania w sieci. Sytuacja prawna nie zawsze podąża za tym, jak wygląda rzeczywistość. Dla mnie jako rzecznika praw dziecka ważne jest to, aby dyskusja na ten temat nie odbywała się z pominięciem osób młodych. Mamy już rozpisane zamówienie publiczne, w którym chcemy zapytać osoby młode, co uważają na temat udostępniania swoich wizerunków. Takich badań w Polsce jeszcze nie było.
Każdy, kto ma wiedzę, że doszło do jakichś nadużyć, zobowiązany jest poinformować o tym sąd rodzinny. To instytucja, która najszybciej może podjąć działanie w tym zakresie.
Każdy, kto jest obywatelem, musi umieć to robić.
Chciałabym żyć w kraju, w którym każdy obywatel umie odpowiednio reagować na zagrożenia.
Ale informowanie o zagrożeniu dobra dziecka nie polega na tym, że trzeba usiąść i napisać elaborat. Wystarczy wysłać do sądu rodzinnego e-maila, w którym napiszemy, że widzimy coś niepokojącego. Wystarczy nawet anonim, sąd z urzędu ma obowiązek podjąć taką sprawę. Do Biura RPD również wpływają takie e-maile, w których dostajemy np. linka do jakiegoś materiału. Tylko my nie mamy środków, aby reagować. I tak musimy go przesłać dalej. Gdy sprawa dotyczy np. patostreamingu, to przesyłamy go do Komendy Głównej Policji albo do NASK-u.
Nie zamierzam komentować indywidualnych spraw. Mogę tylko powiedzieć, że zareagowałam.
Publicznie i niepublicznie.
Napisałam o tym, że poruszanie tego tematu publicznie uważam za godzenie w dobro dziecka. Znam wiele więcej informacji na ten temat niż państwo.
Tak, poprosiłam o to, aby przestali udostępniać te treści, ponieważ nie mieli zgody na udostępnianie wizerunku tego dziecka.
Tak.
Ale to są rodzice. Jedną sprawą jest to, co robią rodzice, a drugą to, co robią inni ludzie. Uważam, że z chronienia prywatności zrobiło się wykorzystywanie prywatności tej dziewczynki. Tak nie można robić. Już nie wspomnę o tym, jaki hejt wylał się na rodzinę Sary. Gdy to czytałam, robiłam tylko screenshoty (zrzuty ekranu – red.) tych wpisów. Nikt tego nie moderował.
Mówię o faktach. Faktem jest to, że wylał się hejt, że padały słowa niecenzuralne. Faktem są także inne rzeczy, o których nie będę państwu teraz opowiadać.
Mogę tylko powiedzieć, że z bardzo merytorycznej dyskusji, która rozpoczęła się w państwa dzienniku i za którą bardzo mocno dziękuję, rozmowa na ten temat przeistoczyła się w hejt. Myślę, że nikt z rodziców, który ma własne dziecko, nie chciałoby być w takiej sytuacji. I dla mnie cała ta sprawa poszło za daleko.
Mają państwo prawo tak uważać. Ja patrzę na to inaczej.
Sprawa jest w sądzie. Zobaczymy, jaki będzie miała finał.
Przepraszam, czy ten wywiad jest o Sarze?
Ale na temat Sary rozmawiamy od ostatnich 15 minut. Nie będę więcej komentować tej sprawy. Bardzo bym prosiła wszystkie media, żeby miały powściągliwość, bo to się źle skończy.
Tak jak powiedziałam, nie będę więcej komentować tej sprawy. ©℗
Rozmawiali Marek Mikołajczyk i Anna Wittenberg