Powiedzmy sobie jasno: w Niemczech nie dzieje się dobrze, a to problem również dla polskich przedsiębiorców i firm – mówi DGP Andrzej Domański, minister finansów.
Ankietowani przez Bloomberga ekonomiści spodziewają się, że Niemcy będą mieli coś w rodzaju recesji. Mówił pan na EFNI, że kwartalny wzrost Niemiec na poziomie 0,3 proc., a strefy euro – na poziomie 0,6 proc., to jest dla nas problem, także budżetowy, bo eksporterzy opłacają mniejszy CIT. Nikt panu nie zazdrości pracy ministra finansów, ale pan z kolei to chyba nie zazdrości swojemu niemieckiemu odpowiednikowi?

Nie zazdroszczę, to prawda. Niemcy obecnie praktycznie nie mają wzrostu gospodarczego. Niektórzy analitycy faktycznie wieszczą recesję, choć jakieś niewielkie oznaki ożywienia zaczęły się pojawiać. Niemniej to największa gospodarka europejska i nasz najistotniejszy partner handlowy. Powiedzmy sobie jasno: nie dzieje się tam dobrze, a to problem również dla polskich przedsiębiorców i firm. Widzimy wyraźnie, że spółki, u których eksport ma duży udział w sprzedaży, cierpią, co odbija się na wpływach z CIT.

Widzimy ruchy ze strony Europejskiego Banku Centralnego w postaci obniżek stóp procentowych. Chociaż, jak pokazywał raport Draghiego, brakuje takiego „mięśnia inwestycyjnego” gospodarkom zachodnioeuropejskim, a szczególnie niemieckiej.

Tak, Draghi mówi bardzo wyraźnie o 800 mld euro rocznie. Tyle powinna inwestować europejska gospodarka, jeśli chce „nadganiać” gospodarkę amerykańską. Tu jednak pojawia się problem finansowania. Wiemy, w co inwestować, raport Draghiego wyraźnie wskazuje kierunki, a słowo „energia” pada w nim prawie 600 razy. A zatem transformacja energetyczna jest absolutnie kluczowa. Wiemy, że musimy inwestować w obronę i jako Polska robimy to wręcz z nadwyżką wobec wymagań NATO. Przypomnę, że w przyszłym roku w budżecie i Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych będziemy mieć 186 mld zł na inwestycje w obronę i zapewnienie bezpieczeństwa. Inwestujemy również w transformację energetyczną, mamy 4,6 mld zł zabezpieczone na elektrownię jądrową, a wielki plan inwestycyjny Polskich Sieci Energetycznych zabierze ok. 70 mld zł. Jednak Europa musi iść podobną ścieżką. A ja mam wrażenie, że dla wielu polityków zachodnich wzrost gospodarczy jest takim trochę produktem ubocznym „mądrych polityk”. Tak nie może dłużej być.

To też jest tak, że same Niemcy w kulturze politycznej, ale też konstytucyjnej mają głęboko zakopane przekonanie, że należy dążyć do zrównoważonego budżetu. Z ekonomicznego punktu widzenia takie myślenie już chyba staje się błędne. Jak pan sądzi?

My oczywiście wskazaliśmy ścieżkę schodzenia z naszego deficytu, ale jeśli pan redaktor pyta, to uważam, że taka daleko idąca ostrożność Niemiec – a to chyba jest wręcz za mało powiedziane – wobec inwestycji jest błędem. Mają oni gospodarkę bardzo mocno niedoinwestowaną, inwestycje w infrastrukturę są niskie. Cierpi na tym wzrost gospodarczy Niemiec, a koniec końców i cała Unia Europejska. Moim zdaniem to nie jest optymalna polityka. Jeśli brać raport Draghiego na serio – a ja biorę – to polityka w zakresie inwestycji powinna ulec zmianie.

Wspomniał pan o energii, a w trakcie swojego wystąpienia na EFNI premier Donald Tusk dużo mówił o repoweringu i wykorzystaniu wiatraków, by produkować dużo więcej energii. Na czym to ma polegać?

To jest jeden z elementów transformacji energetycznej, który być może nie wybrzmiewał wcześniej, ale jest niezbędnym krokiem. Mamy miejsca, w których farmy wiatrowe już są. Ale są one często dość przestarzałe, o niskiej mocy – ona w tym samym miejscu może zostać zwiększona nawet cztero- czy pięciokrotnie, jeżeli przedsiębiorcy, którzy są właścicielami farm, zainwestują w nowe rozwiązania, w nowe turbiny.

Ten pięciokrotny wzrost jest realny?

Tak, jest realne, żeby w tej samej lokalizacji cztero- lub pięciokrotnie zwiększyć – żeby być precyzyjnym – moc zainstalowaną.

Ministerstwo alokowało na projekt elektrowni atomowej 4,6 mld zł, ale jak się rozmawia z bankami i firmami energetycznymi, to wszyscy powtarzają, że bankom nie starczy pieniędzy na sfinansowanie wszystkich projektów, a poza tym niektórych inwestycji nie mogą wręcz finansować z uwagi na ich wysoką niepewność. Jak zatem poukładać finansowanie wieloletnich projektów?

Źródeł finansowania transformacji energetycznej musi być wiele, bo to są potężne kwoty. Sam budżet państwa tego nie udźwignie. Dlatego mamy z jednej strony środki budżetowe, z drugiej – unijne, a dla mnie niezwykle istotne jest to, aby inwestowały nie tylko spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, lecz także kapitał czysto prywatny. Wiemy, że takie możliwości inwestycyjne są. My jako państwo inwestujemy w infrastrukturę, ale potrzebne jest sfinansowanie projektów magazynów energii, nowych źródeł, takich jak lądowa i morska energetyka wiatrowa. Możliwości jest naprawdę dużo. Dla mnie ważne jest to, że nasze działania już mają pierwsze efekty: we wrześniu po raz pierwszy w historii Polski mieliśmy sytuację, że z węgla wygenerowano mniej niż 50 proc. energii. To też dzięki temu, że wyraźnie wzrosły przyłącza do sieci; w przypadku magazynów w III kw. przyłączyliśmy ich o 100 proc. więcej niż rok wcześniej. To imponujący wzrost.

A kiedy będzie nowelizacja budżetu na 2024 r.?

Decyzja jeszcze nie została podjęta, czy w ogóle ona będzie, aczkolwiek faktycznie to prawdopodobieństwo wzrosło. Pojawiło się wiele czynników, związanych choćby z pomocą samorządom, których budżety zostały zdemolowane w trakcie rządów PiS. Mamy też efekty wpływające na budżet związane z koniecznością usuwania skutków powodzi. Czynników zatem jest kilka, analizujemy je w Ministerstwie Finansów; będziemy niedługo podejmować i komunikować decyzje w tym zakresie. ©℗

Rozmawiał Marek Tejchman
Rozmowa w formacie wideo dostępna na biznes.gazetaprawna.pl/wideo