Nie zazdroszczę, to prawda. Niemcy obecnie praktycznie nie mają wzrostu gospodarczego. Niektórzy analitycy faktycznie wieszczą recesję, choć jakieś niewielkie oznaki ożywienia zaczęły się pojawiać. Niemniej to największa gospodarka europejska i nasz najistotniejszy partner handlowy. Powiedzmy sobie jasno: nie dzieje się tam dobrze, a to problem również dla polskich przedsiębiorców i firm. Widzimy wyraźnie, że spółki, u których eksport ma duży udział w sprzedaży, cierpią, co odbija się na wpływach z CIT.
Tak, Draghi mówi bardzo wyraźnie o 800 mld euro rocznie. Tyle powinna inwestować europejska gospodarka, jeśli chce „nadganiać” gospodarkę amerykańską. Tu jednak pojawia się problem finansowania. Wiemy, w co inwestować, raport Draghiego wyraźnie wskazuje kierunki, a słowo „energia” pada w nim prawie 600 razy. A zatem transformacja energetyczna jest absolutnie kluczowa. Wiemy, że musimy inwestować w obronę i jako Polska robimy to wręcz z nadwyżką wobec wymagań NATO. Przypomnę, że w przyszłym roku w budżecie i Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych będziemy mieć 186 mld zł na inwestycje w obronę i zapewnienie bezpieczeństwa. Inwestujemy również w transformację energetyczną, mamy 4,6 mld zł zabezpieczone na elektrownię jądrową, a wielki plan inwestycyjny Polskich Sieci Energetycznych zabierze ok. 70 mld zł. Jednak Europa musi iść podobną ścieżką. A ja mam wrażenie, że dla wielu polityków zachodnich wzrost gospodarczy jest takim trochę produktem ubocznym „mądrych polityk”. Tak nie może dłużej być.
My oczywiście wskazaliśmy ścieżkę schodzenia z naszego deficytu, ale jeśli pan redaktor pyta, to uważam, że taka daleko idąca ostrożność Niemiec – a to chyba jest wręcz za mało powiedziane – wobec inwestycji jest błędem. Mają oni gospodarkę bardzo mocno niedoinwestowaną, inwestycje w infrastrukturę są niskie. Cierpi na tym wzrost gospodarczy Niemiec, a koniec końców i cała Unia Europejska. Moim zdaniem to nie jest optymalna polityka. Jeśli brać raport Draghiego na serio – a ja biorę – to polityka w zakresie inwestycji powinna ulec zmianie.
To jest jeden z elementów transformacji energetycznej, który być może nie wybrzmiewał wcześniej, ale jest niezbędnym krokiem. Mamy miejsca, w których farmy wiatrowe już są. Ale są one często dość przestarzałe, o niskiej mocy – ona w tym samym miejscu może zostać zwiększona nawet cztero- czy pięciokrotnie, jeżeli przedsiębiorcy, którzy są właścicielami farm, zainwestują w nowe rozwiązania, w nowe turbiny.
Tak, jest realne, żeby w tej samej lokalizacji cztero- lub pięciokrotnie zwiększyć – żeby być precyzyjnym – moc zainstalowaną.
Źródeł finansowania transformacji energetycznej musi być wiele, bo to są potężne kwoty. Sam budżet państwa tego nie udźwignie. Dlatego mamy z jednej strony środki budżetowe, z drugiej – unijne, a dla mnie niezwykle istotne jest to, aby inwestowały nie tylko spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, lecz także kapitał czysto prywatny. Wiemy, że takie możliwości inwestycyjne są. My jako państwo inwestujemy w infrastrukturę, ale potrzebne jest sfinansowanie projektów magazynów energii, nowych źródeł, takich jak lądowa i morska energetyka wiatrowa. Możliwości jest naprawdę dużo. Dla mnie ważne jest to, że nasze działania już mają pierwsze efekty: we wrześniu po raz pierwszy w historii Polski mieliśmy sytuację, że z węgla wygenerowano mniej niż 50 proc. energii. To też dzięki temu, że wyraźnie wzrosły przyłącza do sieci; w przypadku magazynów w III kw. przyłączyliśmy ich o 100 proc. więcej niż rok wcześniej. To imponujący wzrost.
Decyzja jeszcze nie została podjęta, czy w ogóle ona będzie, aczkolwiek faktycznie to prawdopodobieństwo wzrosło. Pojawiło się wiele czynników, związanych choćby z pomocą samorządom, których budżety zostały zdemolowane w trakcie rządów PiS. Mamy też efekty wpływające na budżet związane z koniecznością usuwania skutków powodzi. Czynników zatem jest kilka, analizujemy je w Ministerstwie Finansów; będziemy niedługo podejmować i komunikować decyzje w tym zakresie. ©℗