Organizacje pozarządowe liczą na zmianę podejścia do ochrony przeciwpowodziowej i inwestycji Wód Polskich.

Od poniedziałku Wody Polskie mogą ubiegać się o 1,2 mld zł w ramach programów związanych z adaptacją do zmian klimatu, ogłoszonych przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) oraz Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ). Z części środków mogą korzystać także urzędy morskie. Działania mają przeciwdziałać oraz zmniejszać skutki takich zjawisk jak powodzie i susze.

– Niestety, propozycje wyglądają jak działanie na autopilocie. Zapowiedź przeznaczenia 1 mld zł na projekty infrastrukturalne dla Wód Polskich i urzędów morskich oznacza jedno: większość środków zasili stare, odłożone na półkę plany – uważa Agata Szafraniuk, kierowniczka działu ochrony przyrody w Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Według niej w obliczu przyspieszającej zmiany klimatu nie możemy pozwolić sobie na realizację przestarzałych koncepcji. – Te projekty muszą zostać ponownie ocenione w świetle najnowszych danych. Potrzebujemy wspólnego podejścia, by wypracować lepsze rozwiązania – mówi.

Pieniądze z projektów mają jednak zostać przeznaczone m.in. na zbiorniki suche do redukcji fali powodziowej, zbiorniki wodne małej retencji, poldery przeciwpowodziowe czy renaturyzację. – To pieniądze na przywrócenie naturalnego stanu przyrody w lokalizacjach, gdzie może to przyczynić się do lepszej ochrony przed skutkami ekstremalnych zjawisk wywołanych zmianą klimatu – mówiła podczas poniedziałkowej konferencji Dorota Zawadzka-Stępniak, prezeska NFOŚiGW. Według organizacji World Weather Attribution powodzie i opady podobne do tych, z którymi mieliśmy ostatnio do czynienia w środkowej Europie, są dwukrotnie bardziej prawdopodobne przez ocieplenie klimatu.

Według Piotra Nieznańskiego, eksperta ds. polityki środowiskowej w Fundacji WWF Polska, w ramach programów ogłoszonych przez MKiŚ oraz NFOŚiGW będzie można realizować projekty związane z odsunięciem wałów. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez resort możliwe będzie to tam, „gdzie to uzasadnione, rozbiórka wałów, zmiana ich rozstawu w celu likwidacji przewężeń koryta przepływu wód”.

Podobny projekt został zrealizowany już na początku wieku w gminie Wołów w województwie dolnośląskim – miejscu dotkniętym powodzią tysiąclecia. Jego inicjatorem było WWF, a projekt pilotował Nieznański. Na długości siedmiu kilometrów odsunięto obwałowania od rzeki i odzyskano 600 ha obszarów zalewowych, które mogą przechwycić 12 mln m sześc. wody. Celem była ochrona wsi Domaszków i Tarchalice. Inwestycja kosztowała 18 mln zł.

Dariusz Chmura, burmistrz gminy Wołów, podkreśla, że w tegorocznej powodzi to rozwiązanie spełniło swoją funkcję. „Dwanaście milionów metrów sześciennych wody, który przyjął polder znacząco wpłynęło na obniżenie się poziomu wody w rzece Odrze w naszym rejonie. Ostatni trudny czas ujawnił jednak wiele problemów inżynieryjnych, które wymagają natychmiastowej zmiany” – napisał. Chodzi o samą jakość wałów, które podczas nadejścia wielkiej wody musiały być wzmacniane.

– Gdyby nie projekt odsunięcia wałów, prawdopodobnie doszłoby do ich przerwania, podobnie jak miało to miejsce w 1997 r., gdy zostały zalane okoliczne miejscowości. Wtedy ogromna wyrwa pojawiła się w newralgicznym punkcie wału – mówi Piotr Nieznański. Mówi, że wynikało to z bliskości rzeki oraz jej zakrętu, przez który woda uderzała w wał z całą siłą. – Rozproszenie tej energii poprzez poszerzenie międzywala oraz likwidację przewężenia sprawiło, że poziom fali powodziowej jest niższy o 50 cm. Gdyby nie to rozwiązanie, woda znalazłaby się powyżej korony wałów – dodaje.

Jak tłumaczy, przykład Wołowa pokazuje, że można odzyskać retencję dolinową i umożliwić bezpieczne wylanie się rzeki na tereny zalewowe, którymi często są tereny leśne, rolne czy nieużytki. – To bezpieczne rozwiązania - nie budujemy zbiornika, który w przypadku ekstremalnych warunków może stać się kolejnym zagrożeniem, jak miało to miejsce w Stroniu Śląskim, tylko odsuwamy wały, co oznacza, że na tym terenie nie pojawi się też zabudowa. Takie rozwiązania powinny być częstsze, a w przeciwieństwie do Europy Zachodniej mamy jeszcze dużo przestrzeni na odzyskanie retencji – mówi.

Lech Kawecki, zastępca burmistrza Stronia Śląskiego, mówi DGP, że nie da się zabezpieczyć przed takimi wydarzeniami jak przerwanie tamy, a żadne plany urbanistyczne nie zakładają takiego zdarzenia. – Nie traktuję tego, co się stało, jako powódź, tylko katastrofę budowlaną. Nie było to zwykłe przedostanie się wody przez górny przelew tamy, z czym mieliśmy już do czynienia w latach 1997 czy 2010, tylko jej zawalenie się – mówi.

Obecnie trwają prace nad przygotowaniem planu ogólnego dla całej gminy. – Do odbudowy Stronia musimy podejść kompleksowo – tak, żeby kolejne wezbrania rzeki nie wyrządziły podobnych szkód. Chcemy powołać zespół ekspertów, który nam w tym pomoże – mówi wiceburmistrz.

O potrzebie oddania rzece przestrzeni mówi w rozmowie z DGP Michał Piszko, burmistrz Kłodzka. – Według mnie nie powinniśmy odbudowywać niektórych budynków znajdujących się przy rzece, tylko zrównać je z ziemią, a tereny wyłączyć z użytkowania. Koniecznie byłoby jednak zapewnienie mieszkańcom innych domów, podobnie jak miało to miejsce w przypadku przesiedleń mieszkańców w związku z budową zbiornika Racibórz Dolny – mówi. Dodaje, że na to potrzeba jednak środków i rozwiązań prawnych, wymagałoby też inicjatywy Wód Polskich oraz powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Na terenie polderu zalewowego znajdowały się m.in. ośrodek sportu i rekreacji oraz stadion lekkoatletyczny. – Teraz rozważamy przeniesienie ich na wyżej położony teren – mówi.

Według niego konieczne są też dalsze inwestycje w suche zbiorniki retencyjne, których budowa w Kotlinie Kłodzkiej została wstrzymana w 2019 r. – Cztery zbiorniki, które powstały, bardzo dobrze się sprawdziły. Gdyby nie one, do Kłodzka trafiłoby dużo więcej wody – dodaje.

– Myślę, że część mieszkańców, których domy zostały zniszczone, nie zdecyduje się na ich odbudowę w tych samych miejscach. Będzie to jednak ich decyzja – mówi z kolei Lech Kawecki. ©℗

Są pieniądze na miejskie plany

Pieniądze na adaptację do zmian klimatu są dostępne także dla samorządów. Miasta mogą korzystać z programów o wartości ponad 10 mld zł, dotychczas podpisano umowy na ok. 500 mln zł, w tym na budowę zbiorników retencyjnych czy inwestycje w tereny zielone. Samorządy mogą też pozyskać środki na przygotowanie miejskich planów adaptacji do zmian klimatu (MPA).

Zgodnie z procedowanym projektem nowelizacji ustawy – Prawo ochrony środowiska oraz niektórych innych ustaw, sporządzenie MPA będzie obowiązkowe dla każdego miasta, w którym mieszka co najmniej 20 tys. osób. Według szacunków MKiŚ już teraz 142 miasta, czyli 68 proc. co najmniej 20-tysięcznych, rozpoczęło prace nad MPA, a 106 (51 proc.) przyjęło plan w drodze uchwały. Te, które tego jeszcze nie zrobiły, powinny to zrobić do 2 stycznia 2028 r. ©℗

Aleksandra Hołownia