Polskę 2050 czekają zmiany?
ikona lupy />
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej, pierwsza wiceprzewodnicząca Polski 2050 / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

Polska 2050 przez cały czas idzie do przodu. Mamy wyznaczone cele i nasze priorytety. To pozostaje bez zmian.

„Rzeczpospolita” informowała, że miałaby pani zostać szefową partii. To prawda?

Marszałek Szymon Hołownia powiedział jasno, że donikąd się nie wybiera. On jest przewodniczącym, ja jestem pierwszą wiceprzewodniczącą. Dobrze współpracujemy i niech tak pozostanie.

Wyklucza pani scenariusz objęcia sterów w partii?

Na dziś nie ma takiego tematu. Słowa marszałka są aktualne.

Do wyborów prezydenckich został niecały rok. Kandydatem Polski 2050 będzie Szymon Hołownia?

Decyzję w tej sprawie podejmie marszałek i w stosownym czasie ją zakomunikuje. Uważam, że byłby najlepszym kandydatem na ten urząd.

Pani takich aspiracji nie ma? W kuluarach można usłyszeć pani nazwisko.

Absolutnie nie. Jestem ministrem funduszy i polityki regionalnej, traktuję swoje obowiązki bardzo poważnie. Takiej pracy nie bierze się ani na pół roku, ani na rok. Komunikowałam to już przy wyborach europejskich, komunikuję to również teraz.

Ma pani przekonanie, że kandydat Polski 2050 będzie również kandydatem całej Trzeciej Drogi?

Współpraca w ramach Trzeciej Drogi jest przez cały czas aktualna – tu się nic nie zmieniło. Ale nikt nigdy nie ukrywał, że nasza koalicja składa się z dwóch ugrupowań. Czy nasz kandydat będzie kandydatem całej Trzeciej Drogi, czy jedynie naszego ugrupowania, czas pokaże.

Pytam o to nie bez powodu. W ostatnim czasie tematów różniących Polskę 2050 i Polskie Stronnictwo Ludowe jest coraz więcej. Nie ma pani wrażenia, że ta formuła współpracy nieco się wyczerpała?

Zawsze tak było – są obszary, które z PSL-em nas łączą, i są tematy, w których mamy inne zdanie. Nie mam jednak poczucia, żeby kwestia kandydatury Szymona Hołowni mogła być jakimś tematem spornym. Wręcz przeciwnie – to jest rzecz, która raczej nas łączy.

Inaczej jest jednak w kwestii kredytu #naStart. W Ministerstwie Rozwoju i Technologii zarządzanym przez ludowców można usłyszeć wręcz, że nie powinna się pani wypowiadać w kwestii programu dopłat do kredytów, bo to oni odpowiadają za obszar mieszkalnictwa.

Dla mnie liczy się sprawa. Polityka mieszkaniowa to jeden z najważniejszych obszarów wchodzących w skład DNA Polski 2050. Mówiliśmy to od zawsze. Negocjowałam z ramienia partii treść umowy koalicyjnej – tam jest napisane wprost o konieczności wsparcia budownictwa społecznego. Nie ma za to słowa o dopłatach do kredytów. To nie jest przypadek – to wyraz naszego podejścia do kwestii mieszkaniowej. I głośno o tym mówię, bo wierzę, że takie podejście w tej sprawie jest po prostu właściwe.

Nie ma pani poczucia, że wychodzi poza swoje kompetencje?

Rozmawiamy w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej. Chcę to podkreślić, bo w różnych dyskusjach często umyka drugi człon nazwy resortu.

Przez wiele lat polityka regionalna była definiowana wyłącznie przez kwestię współpracy z Unią Europejską. To ważny element, ale niejedyny. Musimy mieć również własną politykę regionalną zdefiniowaną przez polskie potrzeby i zakotwiczoną w długookresowej strategii rozwoju. I to właśnie w naszym resorcie przygotowujemy jeden z najważniejszych dokumentów, czyli średniookresową strategię rozwoju Polski na 10 lat. Mieszkalnictwo jest ważnym elementem rozwoju naszego kraju. Trudno więc, abyśmy się tym nie zajmowali.

Pani zdaniem projekt ustawy o kredycie #naStart trafi ostatecznie do laski marszałkowskiej?

Dziś sytuację mamy jasną: są dwie formacje, które są przeciwne, i dwie, które – jak rozumiem – są za. Nie ma więc zgody w koalicji na dopłaty do kredytów. Jesteśmy jednak zgodni co do wsparcia dla budownictwa społecznego. Powinniśmy więc wspierać obszar, co do którego mamy porozumienie, i tam przetransferować środki, które miały zasilić program kredytowy. Samorządy już dziś pokazują, że potrafią realizować świetne inwestycje z Funduszu Dopłat i Rządowego Funduszu Rozwoju Mieszkalnictwa. Mają do tego kompetencje i potrzebne know-how. Kolejne środki mogą pozwolić na to, aby budować mieszkania nie tylko dla najsłabiej zarabiających, lecz także dla średnio zarabiających w ramach TBS-ów i Społecznych Inicjatyw Mieszkaniowych (SIM). Wystarczy zasilić ten fundusz kolejnymi środkami. Samorządy tylko na to czekają.

Gdyby projekt o dopłatach do kredytu trafił jednak pod głosowanie w parlamencie, jak zachowają się posłowie Polski 2050?

Nie jestem posłanką, więc siłą rzeczy nie będę głosować w tej sprawie. Aktualna pozostaje jednak deklaracja przewodniczącego Hołowni, że klub Polski 2050 będzie głosował przeciwko takiemu rozwiązaniu.

W gestii resortu funduszy jest nadzór nad Krajowym Zasobem Nieruchomości, który gromadził grunty na potrzeby programu „Mieszkanie plus”. To kilkaset hektarów, często zlokalizowanych w dużych miastach. Co powinno się stać z tymi terenami?

Grunty zgromadzone w KZN to mała część wszystkich terenów należących do państwowych instytucji. Zostały zgromadzone pod budownictwo społeczne i do tego zostaną wykorzystane. Będą po nie sięgać samorządy, zamierzające zrealizować inwestycję w swojej gminie, chociażby w formie SIM-ów.

Dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich Bartosz Guss w lipcowej rozmowie z DGP apelował o uwolnienie gruntów należących do KZN. Jak wskazywał, „chomikowanie gruntów prowadzi do blokowania inwestycji, a tym samym podaży”.

Takie apele deweloperów są zwyczajnie nieprzyzwoite. Grunty należące do KZN to naprawdę promil terenów dostępnych pod inwestycje mieszkaniowe. Nie wyobrażam sobie, żeby tereny, które stanowią własność publiczną, które gromadzono w konkretnym celu, można było uwalniać pod komercyjne budownictwo. Zapewniam, że nie będzie na to zgody.

Kilkanaście dni temu podpisała pani dwa wnioski o wypłatę 40 mld zł w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Część z tych pieniędzy może trafić na budownictwo mieszkaniowe?

Trudność w złożeniu tych dwóch wniosków, zwłaszcza na pełną sumę 40 mld zł, polegała na tym, że musieliśmy wypełnić wszelkie określone kryteria. Natomiast pieniądze, które będą do nas trafiać, nie są przywiązane na sztywno do tej czy innej inwestycji. Mamy więc pewną dowolność, aby wskazywać te inwestycje, które w danym momencie są najbardziej zaawansowane. W kwestii budownictwa mamy dwa obszary, na które możemy spożytkować te pieniądze: modernizację budynków wielorodzinnych i jednorodzinnych. Mówimy tu o ocieplaniu, wymianie źródeł ciepła i energii, kompleksowej wymianie okien. Nierzadko dzięki temu zostaną przywrócone budynki, które dziś nie nadają się już do użytku.

Druga pula to finansowanie budowy energooszczędnych mieszkań pod tani wynajem, ale też dla gospodarstw o niskich dochodach. Wspieramy inicjatywy, które powiększają zasoby mieszkaniowe gmin, a te będą mogły być udostępniane najbardziej potrzebującym osobom. Planujemy, że dzięki tym środkom powstanie ok. ośmiu tysięcy takich mieszkań.

Minister rozwoju Krzysztof Paszyk na antenie radiowej Jedynki informował, że część środków z KPO mogłoby również zasilić budżet programu kredytowego.

To niemożliwe. Abstrahując od tego, że według mnie to bardzo zły pomysł, to nie ma takiej możliwości od strony czysto formalnej. Środków z KPO nie możemy przesuwać na dowolnie wybrane przez nas cele. Nie ma takiego kamienia milowego jak dopłaty do kredytów. ©℗

Rozmawiał Marek Mikołajczyk