Siłą napędową przeceny na rynkach były akcje spółek technologicznych. Szczególnie słabo wypadają te, które były symbolami boomu związanego ze sztuczną inteligencją. Stąd bardzo łatwo jest wysnuć wniosek o tym, że „oto na naszych oczach pęka kolejna bańka”.

Bardzo łatwo też będzie analitykom i dziennikarzom gospodarczym zastosować ulubione chwyty i porównać obecną wyprzedaż z tą, która miała miejsce w 1999 r., czy po raz kolejny odwołać się do wspomnień z 1987 r. i czarnego poniedziałku.

Będzie przestrzeń do tego, żeby tłumaczyć, że na spadkach giełdowych się zarabia, mając krótkie pozycje. Będzie czas na długie dyskusje o tym, czy to korekta, czy recesja.

Niedługo też ci, którzy za pomocą różnych slajdów udowadniali, jak to sztuczna inteligencja zwiększy produktywność gospodarki i sprawi, że nic nie będzie takie samo, teraz za pomocą jeszcze ładniejszych slajdów i grafik będą tłumaczyli, że ta bańka musiała się pojawić.

Slajdy, prezentacje i strategie są w stanie udźwignąć każdy scenariusz. Zastanawiam się jednak, czy na pewno obecne rynkowe spadki warto sprowadzać jedynie do hasła „pękania kolejnej bańki”. To, że euforia dookoła sztucznej inteligencji czy niektórych firm technologicznych była przesadzona, nie podlega wątpliwości. Pytanie jednak, czy kolejna rynkowa drama nie jest dowodem na wiele głębszy i o wiele bardziej realny problem.

Otóż cały ostatni rok upłynął na rynku na histerycznych rozważaniach o tym, kiedy to amerykański bank centralny zacznie obniżać stopy procentowe. Giełdy rosły w reakcji na słabe dane, bo inwestorzy wierzyli, że słabość gospodarki zmusi amerykański bank centralny do obniżenia stóp procentowych. To zaś zmniejszy koszt pieniądza i pozwoli rynkom rosnąć.

Tyle tylko, że stopy procentowe banku centralnego nie służą tylko do regulowania rynkowych nastrojów, ale przede wszystkim do walki z inflacją. A ta jest wyjątkowo uporczywa. I wyjątkowo mocno uderza w najbiedniejszych – bo wyjątkowo mocno jest napędzana wysokimi cenami nośników energii i żywności. Jedzenie i ciepło to towary dość kluczowe dla większości ludzi, choć niekoniecznie dla inwestorów, którzy mają lepsze sposoby na rozgrzanie się.

Energia i żywność są drogie z wielu powodów. Najważniejszym jednak jest to, że o coraz bardziej ograniczone zasoby naszej planety konkuruje coraz więcej ludzi. A kiedy pojawia się ryzyko krachu i konieczność ograniczenia światowej konsumpcji, zawsze znajdziemy sposób na kolejne opłacane drukowanymi pieniędzmi programy stymulacyjne. Pozwalają nam one znowu pożyć jakiś czas na dobrym poziomie. Niestety nie rozwiązują fundamentalnego problemu nierówności i braku zasobów. A to właśnie to życie ponad stan, kosztem nierozwiązanych problemów, jest prawdziwą bańką spekulacyjną. Za drukowane pieniądze odsuwamy pękniecie tej banki, jednocześnie ją pompując. Bo trudno nam pogodzić się z tym, że w przyszłości wielu z nas nie będzie mogło żyć na tak dobrym poziomie jak teraz.

A bańka sztucznej inteligencji? Cóż, najważniejszą obietnicą zawartą w różnych chatach i innych AI było to, że skokowo zwiększą produktywność, nie zwiększając kosztów. Jak się jednak okazuje, ich głównym wpływem na realną gospodarkę było to, że zżerały dużo energii. Dając paliwo inflacji i pięknym slajdom. ©℗