Od wielu miesięcy z krajów takich jak Francja, Włochy, czy Szwecja dochodzą jasne sygnały, że tamtejsze społeczeństwa coraz bardziej łagodnym okiem spoglądają w stronę partii prawicowych i konserwatywnych, a prawdziwym sprawdzianem ich siły będzie najbliższa niedziela. Szansę na zmianę trendu dostrzegł już były premier, Mateusz Morawiecki.

Wybory do PE. W PiS marzą o wpływie na Komisję Europejską

Spotykając się z wyborcami w Chorzowie, Mateusz Morawiecki oczywiście zaapelował o poparcie dla kandydatów Prawa i Sprawiedliwości oraz wyraził nadzieję, że w Europie może dojść do wielkiej zmiany. Ocenił, iż grupa polityczna, w skład której w PE wchodzi PiS, ma szansę współtworzyć przyszłą Komisję Europejską.

- Mamy na to szansę, ale musimy mieć bardzo silną reprezentację PiS w PE – przekonywał premier Morawiecki.

I choć wydawać się może, że są to jedynie życzenia jednego polityka, również jego partyjni koledzy, ubiegający się o mandaty europosłów, widzą w polityce europejskiej pewną zmianę.

-Ugrupowania konserwatywne, które ja określam jako zdroworozsądkowe, zyskują poparcie praktycznie we wszystkich państwach członkowskich i jest to wyraźnie odnotowywalne. Myślę, że w Europie widać zmęczenie tym liberalnym nurtem, bo tam w zasadzie wszyscy mają takie same poglądy. Czy to jest EPP, które już dawno wykreśliło ze swojej nazwy słowo „chadecja”, czy to socjaldemokraci, czy liberałowie z nazwy – wszyscy prezentują te same poglądy i niewiele się różnią – ocenia w rozmowie z Gazetą Prawną prof. Karol Karski, europoseł PiS.

Jego zdaniem za taki zwrot na prawą burtę odpowiada dotychczasowa polityka Unii Europejskiej, a szczególnie promowanie rozwiązań, których wady mieszkańcy różnych krajów widzą na co dzień. Jednym tchem wymienia pakt migracyjny oraz coraz bardziej powszechną na Zachodzie poprawność polityczną.

- Widać fałsz, który irytuje ludzi. Ludzie boją się, choć często tego nie nie wypowiadają głośno wprost, bo w wielu krajach poprawność polityczna została przeniesiona do kodeksów karnych, więc można ponieść różnego rodzaju odpowiedzialność. Więc ludzie tego nie mówią głośno, ale odreagowują w kolejnych wyborach. I na to też trzeba wziąć poprawkę, że to może być o wiele silniejsze, niż to się wydaje - wyjaśnia Karol Karski.

Oskarżają PiS o prorosyjskość. I to nie tylko w Polsce

W PiS mają nadzieję, że jeśli różne prawicowe ugrupowania zdobędą wpływ na kształtowanie europejskiej polityki, wówczas będzie można zatrzymać część procesów, które już się rozpoczęły. Jednak gdy w PiS są pełni nadziei, ich najwięksi polityczni konkurenci nie wierzą, aby doszło do aż takiego zwrotu w myśleniu Europejczyków. Zdaniem europosła KO, Andrzeja Halickiego, nie ma możliwości, aby partie prawicowe miały szansę na objęcie kierownictwa w UE, ale za to widzi on inne ciekawe zjawisko, które dla samego PiS może okazać się bardzo niekorzystne.

- Ja widzę co innego, jak choćby taki komunikat, który wydała Giorgia Meloni, że sojusz z Victorem Orbanem, czy siłami prorosyjskimi, a Prawo i Sprawiedliwość ich zdaniem do nich należy, to jest powód do tego, aby wyeliminować takie ugrupowania ze swojego grona. Tak, jak zrobiła to Marine Le Pen z AfD. One będą na marginesie polityki, a do nich zaliczany jest PiS z takim liderem jak Morawiecki – mówi GP poseł Halicki.

Jest on jednocześnie przekonany, że w Europie widać chęć zbudowania silnego centrum, a w zmianie nastrojów europejskich społeczeństw upatruje szansy dla swojej politycznej rodziny, czyli dla Europejskiej Partii Ludowej.

- Jest chęć zbudowania silnego środka, a jeśli już mówimy o prawicy, to o centroprawicy, a ta jest oparta o Europejską Partię Ludową, a nie o nacjonalistów, tych, którzy stanowią siły antyeuropejskie. One będą na marginesie bardziej, niż poprzednio – z przekonaniem mówi Andrzej Halicki.

Wybory do Parlamentu Europejskiego. „Ich naprawdę może być więcej”

Tak wielkiego optymizmu nie widać jednak wśród reprezentantów innych środowisk politycznych, a w ocenie europosłanki Róży Thun, nie ma co zaklinać rzeczywistości, bowiem wyraźnie widać, że Europa się zmienia.

- Trzeba przyznać, że sondaże dla partii populistycznych są dosyć wysokie i we Włoszech, i we Francji i w Polsce, więc to nie jest wykluczone, że ich może być trochę więcej, niż dotychczas. I trzeba przyznać, że jest dobry czas dla populistów i to jest bardzo niebezpieczne – mówi Róża Thun.

Nie obawia się ona jednak, aby ta prawicowa, czy jak ją określa europosłanka – populistyczna - większość, miała wpływ na tworzenie przyszłej Komisji Europejskiej. Dodatkowo ma nadzieję, że środowiska te są wewnętrznie tak podzielone, iż nie będą w stanie stworzyć jednej, spójnej całości.

-To nie są ludzie do budowania i to jest dla nich charakterystyczne, ale są świetni aby razem krzyczeć, walić pięścią w stół. Oni zawsze się między sobą spierają i to jest też charakterystyczne. Jeszcze Salvini próbował robić taką koalicję, a chodziło mu o to, aby się dzielić uchodźcami. Zaprosił do tego Orbana i PiS, ale interesy mieli sprzeczne, bo on chciał się dzielić, a my nie chcieliśmy wpuszczać – wspomina Róża Thun.

O tym, kto ma rację, zdecydujemy już w najbliższą niedzielę, 9 czerwca, w trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego.