Polska jest liderem wykorzystania środków unijnych również dlatego, że mało przez te lata mieliśmy zjawisk o charakterze przestępczym czy nieudanych inwestycji – mówi Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego od grudnia 2001 r.

Spora część funduszy unijnych przepływa przez urzędy marszałkowskie. Ile przez ostatnie 20 lat udało się zainwestować na Mazowszu?
ikona lupy />
Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego od grudnia 2001 r. / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Wyliczyliśmy, że tylko z programów regionalnych było to ok. 29 mld zł, a łączna wartość wszystkich 37 tys. projektów sięgnęła 200 mld zł, z czego 112 mld zł to dofinansowanie z Unii Europejskiej. Te pieniądze zostały wprowadzone do mazowieckiej gospodarki – przedsiębiorstw, ośrodków naukowo-badawczych, szpitali, instytucji kultury i edukacji, również na rozwój infrastruktury czy takich podstawowych usług, jak gospodarka wodno-ściekowa w środowisku wiejskim. To był ogromny impuls rozwojowy.

Po 2004 r. jak grzyby po deszczu zaczęły w Polsce wyrastać tabliczki o współfinansowaniu różnego rodzaju inwestycji z pieniędzy unijnych. Które projekty z perspektywy czasu były najważniejsze?

Wszystkie były szalenie ważne. Zaczynając od tych w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, dzięki którym zmieniała się polska wieś – przybyło np. sieci wodociągowych. Ponadto mieliśmy olbrzymie projekty, jak zakup taboru kolejowego dla naszych spółek, budowa metra w Warszawie czy modernizacja szpitali. Nie ma takiego obszaru, który by na tym nie skorzystał. Działa mechanizm dźwigni – często możliwość pozyskania dofinansowania ze środków unijnych była powodem realizacji różnych projektów. W sumie mówimy o ok. 35 tys. inwestycji. To wszystko przyczyniło się do rozwoju cywilizacyjnego.

Przez lata zmienił się obszar pomocy. Dziś większy nacisk kładzie się na nowe technologie czy energetykę.

Zmieniało się to tak, jak polityki unijne. Na początku chodziło o wyrównanie szans rozwojowych; dużo inwestowaliśmy w infrastrukturę czy przedsiębiorczość. Kiedyś mogliśmy wydawać potężne pieniądze na modernizację szpitali, teraz – poza Krajowym Planem Odbudowy – nie ma już takiej możliwości. Na przestrzeni lat pieniądze przesunięto w kierunku innowacyjności, cyfryzacji, konkurencyjności gospodarki. Teraz UE koncentruje się na ograniczaniu emisji, zmniejszeniu zużycia energii, inwestycji w jej odnawialne źródła. W międzyczasie mieliśmy pandemię, która również wymusiła pewne zmiany.

Jakie?

Mazowsze jako jeden z pierwszych regionów już w kwietniu 2020 r. uruchomiło za 600 mln zł najpierw program dofinansowania środków ochrony osobistej, a później sprzętu ratującego życie, jak respiratory czy kardiomonitory. Kupiliśmy też ponad 170 w pełni wyposażonych karetek i ogromne ilości sprzętu diagnostycznego. W sumie doposażyliśmy 70 szpitali. Przesunęliśmy te pieniądze z inwestycji kolejowych, bo musieliśmy ratować ludzkie życie.

A jak to wyglądało w przypadku kryzysu uchodźczego spowodowanego napaścią Rosji na Ukrainę?

Tu głównie musieliśmy radzić sobie sami. Uruchomiliśmy również środki unijne, ale dotyczą one głównie sfery społecznej – zapewnienia edukacji dla dzieci czy wsparcia socjalnego. Skala jest zupełnie inna, bo to nie setki, ale dziesiątki milionów złotych.

Przez lata było sporo zastrzeżeń do wykorzystania unijnych funduszy właśnie w sferze społecznej. Czy w przypadku tysięcy projektów polegających np. na szkoleniu bezrobotnych można mówić o tak wymiernych sukcesach, jak przy inwestycjach infrastrukturalnych?

To system naczyń połączonych. Zanim zostaliśmy członkiem UE, bezrobocie w Polsce sięgało 20 proc. Dziś to średnio 5 proc. Z jednej strony to zasługa wspólnego rynku, wzrostu eksportu, modernizacji firm. Ale z drugiej – to właśnie pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego na szkolenia, dokształcanie, dzięki czemu zmienił się polski rynek pracy.

Rozwój gospodarczy to jedno, ale pytanie, na ile przeszkalanie bezrobotnych na florystów czy sekretarki rzeczywiście pozwalało im zdobywać nową pracę, a na ile stworzyło system uczęszczania przez lata na kolejne zajęcia, w ramach których otrzymywali specjalne stypendia? Zarabiały na tym głównie firmy szkoleniowe.

Przepraszam, ale ciągłe szkolenie się bezrobotnych to trochę obiegowy pogląd. Trzeba popatrzeć na efekty. Mamy dziś niedobór ludzi do pracy. To oczywiście również procesy demograficzne, ale przyczyniły się do tego również te szkolenia. Wielu ludzi podniosło swoje kompetencje i to nasz sukces. Nie da się unowocześnić kraju tylko dzięki inwestycjom w infrastrukturę.

Jak pan ocenia aktywność samorządów gminnych i powiatowych w pozyskiwaniu funduszy unijnych i ich zdolność dopasowywania się do zmieniających się priorytetów?

Kompetencje rosły wraz z upływem czasu. Na początku było trudno i większe możliwości miały duże miasta czy powiaty, ale z czasem wszyscy nauczyli się konkurowania o te pieniądze. Samorządy stanęły na wysokości zadania. Polska jest liderem wykorzystania środków unijnych również dlatego, że przez te lata mieliśmy też mało zjawisk o charakterze przestępczym czy nieudanych inwestycji.

Ale czy nie było też tak, że mechanizm dźwigni, o którym pan wspomniał, pchał czasem włodarzy ku drogim, nierentownym i niekoniecznie potrzebnym inwestycjom, ale za to takim, którymi łatwo można było się pochwalić mieszkańcom? To chociażby przykład słynnych aquaparków.

Jeśli w jakimś mieście powiatowym przez 30 lat marzono o basenie i w końcu za pomocą środków europejskich udało się to zrealizować, to uważam, że to dobrze. Oczywiście on nigdy na siebie nie zarobi, ale to również jest postęp cywilizacyjny.

Takie obiekty powstawały też w mniejszych gminach i teraz trzeba je utrzymać.

Nie mam w pamięci żadnej inwestycji, która byłaby nieudana, czyli nie służyłaby ludziom. Część z nich jest pewnie przewymiarowana, ale według mnie to służy rozwojowi. Polska 25 lat temu i teraz to zupełnie inny świat. ©℗

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski