Zgodnie z doniesieniami medialnymi Jarosław Kaczyński miał namawiać prezydenta na odesłanie ustawy budżetowej do Trybunału Konstytucyjnego. Wedle niektórych niekonstytucyjność ustawy budżetowej mogłaby stanowić furtkę do skrócenia kadencji obecnego rządu i rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych. Eksperci podważają taką możliwość, ale podają inną konsekwencję - zamrożenie podwyżek dla nauczycieli i budżetówki. Nie oznacza to jednak, że przedterminowe wybory są całkiem niemożliwe.

Część mediów pisze, że pomysł przedterminowych wyborów parlamentarnych w Polsce miał wyjść od Jarosława Kaczyńskiego, który chciałby powrotu swojej formacji do władzy. Sam Andrzej Duda zaprzecza jednak możliwości przeprowadzenia przedterminowych wyborów z własnej inicjatywy.

— Chcę jasno i wyraźnie to powiedzieć, bo słyszę jakieś spekulacje o przedterminowych wyborach: w ogóle nie będzie takiej możliwości. Nawet skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego nie powoduje konieczności ogłoszenia przedterminowych wyborów – powiedział prezydent w Davos.

Ewentualność przedterminowych wyborów i działania prezydenta skomentował też Donald Tusk, który podczas konferencji prasowej uznał, że skierowanie ustawy budżetowej do TK to ruch „irracjonalny”. Zaznaczył też, że gdyby jednak prezydent Duda i takie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny znalazły sposób na zablokowanie możliwości funkcjonowania państwa, wówczas on sam wraz z koalicjantami mógłby rozważyć rozwiązanie rządu.

— Jeśli prezydent Duda naprawdę na polecenie prezesa Kaczyńskiego chciałby uniemożliwić wypłatę ludziom pieniędzy, to wtedy być może ja się zdecyduję wspólnie z koalicjantami na natychmiastowe skrócenie kadencji i rozpisanie nowych wyborów - powiedział premier Tusk.

Komentarze

Według socjologa prof. Jarosława Flisa wypowiedź premiera o skróceniu kadencji rządu i rozpisaniu nowych wyborów jest elementem ostatnich przepychanek słownych między rywalizującymi partiami.

— To są takie harce polityczne. Raczej próba zastraszenia, aniżeli realnej chęci - ocenił dla Polskiej Agencji Prasowej. I dodał, że decyzja o rozpisaniu przedterminowych wyborów jest ryzykowna i trudna, bo nie po to posłowie brali kredyty na zeszłoroczną kampanię, żeby teraz brać nowe.

— Wydaje mi się, że dużo łatwiej się takim czymś straszy, niż faktycznie do tego doprowadza - mówił. — Próba przeforsowania tego pomysłu prowadziłaby do kolejnego zwiększenia napięcia i nie wiadomo, czy by się udała. Mogłaby też obniżyć notowania Donalda Tuska we własnych szeregach. Traktuję to raczej jako zepchnięcie przeciwnika do narożnika - stwierdził socjolog.

Podobnie sceptyczny co do możliwości doprowadzenia przez Tuska do przedterminowych wyborów jest też Sławomir Mentzen.

— Jesteśmy gotowi na przedterminowe wybory, z chęcią do nich doprowadzimy, ale nie wierzę, że PiS z PO w tym momencie na takie wybory pójdą - powiedział w Polsat News. Polityk Konfederacji przyznał też, że gdyby pojawił się wniosek o zarządzenie przedterminowych wyborów, to jego ugrupowanie poparłoby go.

Sprawę skomentował również szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.

— Jeśli premier Donald Tusk uważa, że są potrzebne wybory, bo chce na przykład wyeliminować swoich koalicjantów, to niech złoży wniosek o samorozwiązanie Sejmu, a nie bawi w jakieś gierki - powiedział Wirtualnej Polsce.

Przedterminowe wybory

Jak podkreślają niektórzy eksperci, w obecnej sytuacji prezydent nie ma podstaw do skrócenia kadencji Sejmu. Miałby je, gdyby parlament nie uchwalił ustawy budżetowej na czas, ale tak się nie stało.

Zdaniem Donalda Tuska, w tej sytuacji przeprowadzenie przedterminowych wyborów wymagałoby więc ruchów „kreatywnych”. Np. uznania, że ustawa budżet nie jest budżetem. Ten krok premier uznał jednak za "dość karkołomny".

- Ja wiem, że to jest druga i ostatnia kadencja pana prezydenta, więc być może nie przejmuje się opinią publiczną, ale nie wygląda mi na człowieka, który chciałby tak "na żywca" dokuczyć tym, którzy czekają na podwyżki – mówił Donald Tusk.

Co jeśli ustawa budżetowa trafi do Trybunału Konstytucyjnego?

Jeżeli ustawa budżetowa faktycznie zostanie skierowana do Trybunału Konstytucyjnego, uchwalenie budżetu opóźni się. Trybunał Konstytucyjny miałby bowiem dwa miesiące na ocenę ustawy.

Przypomnijmy, że zgodnie z konstytucją prezydent ma siedem dni na podpisanie ustawy lub skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego.

Co jeśli Trybunał Konstytucyjny uznałby, że ustawa budżetowa jest niezgodna z konstytucją?

W takiej sytuacji rząd byłby zmuszony pracować zgodnie z projektem ustawy budżetowej złożonym przez PiS. Oznaczałoby to m.in. "zamrożenie" podwyżek dla nauczycieli.