W poniedziałek przed południem warszawska referendarz Agnieszka Bilewicz wpisała do Krajowego Rejestru Sądowego otwarcie likwidacji w Polskiej Agencji Prasowej. Z rejestru wykreślono dotychczasowego prezesa zarządu Wojciecha Surmacza, a w jego miejsce wpisano likwidatora Marka Błońskiego (namaszczonego w grudniu 2023 r. przez ministra Bartłomieja Sienkiewicza na nowego prezesa spółki).
Jak słyszymy od naszych rozmówców w koalicji rządzącej, wczorajszego postanowienia sądu można się było spodziewać. Wynika to przede wszystkim z faktu, że PAP pod kątem prawnym jest umocowana nieco inaczej niż Telewizja Polska i Polskie Radio. Jej istnienie nie wynika z ustawy z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, a z ustawy z dnia 31 lipca 1997 r. o Polskiej Agencji Prasowej. Referendarz mógł więc przepisy zinterpretować inaczej niż w przypadku oddalonych wniosków o wpisanie likwidacji TVP i PR. Czy faktycznie ten argument przeważył? Tego nie wiemy. W przypadku dokonania wpisu do KRS referendarz nie musi uzasadniać swojej decyzji.
Jedno wiemy na pewno. Poniedziałkowe postanowienie będzie stanowiło bardzo silny oręż w ręku Bartłomieja Sienkiewicza. „Znakomita większość referendarzy sądowych nie ma wątpliwości co do działań podjętych w tym zakresie przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na walnych zgromadzeniach akcjonariuszy” – czytamy w oświadczeniu MKiDN. Komunikat ten wpisuje się w skrupulatnie prowadzoną narrację resortu. Ostatnie tygodnie pokazały bowiem, że mimo kolejnych ciosów, które co rusz minister dostawał od referendarzy, prawników, publicystów i polityków Prawa i Sprawiedliwości, nie cofnął się ani o krok. Wręcz przeciwnie – w mediach społecznościowych resortu kultury uporczywie chwalił się kolejnymi powołaniami likwidatorów w rozgłośniach regionalnych.
Gdy w ubiegłym tygodniu referendarze sądowi oddalili wnioski o wpisanie do KRS likwidacji TVP i PR, minister Sienkiewicz na konferencji prasowej tłumaczył, że to „dziwne”. W tym samym tonie wypowiadał się również w mediach społecznościowych. „Jedenaście sądów wpisało likwidację państwowych spółek medialnych [mowa o rozgłośniach regionalnych Polskiego Radia – red.], a jeden sąd w Warszawie odmówił. Czy dlatego, że na czele tego sądu jest ktoś mianowany przez sędziego Piebiaka od Ziobry? Tego nie wiem, ale wiem, że w świetle prawa obecni likwidatorzy są legalni” – oświadczył szef MKiDN.
I nieistotne było to, że wnikliwa lektura uzasadnienia mogłaby wyjaśnić ministrowi, dlaczego tak się stało. Ważniejsze było, aby zasugerować, że decyzja referendarzy może być motywowana politycznie. A że teoria ta nie ma poparcia w faktach? Tym gorzej dla faktów.
To, co niewątpliwie działa na korzyść ministra Sienkiewicza, to czas. Po złożeniu skarg na ubiegłotygodniowe postanowienia w sprawie likwidacji Telewizji Polskiej i Polskiego Radia straciły one moc. Tym samym do czasu prawomocnego orzeczenia sądu, do czego jeszcze daleka droga, media publiczne mogą być kierowane przez ludzi, którzy de facto i tak sprawują nad nimi pieczę. A w międzyczasie emocje wokół TVP opadną, spór osłabnie, temat się przeje. A, i może uda się uchwalić nowy ład medialny, który spowoduje, że ewentualne niewygodne wyroki staną się bezprzedmiotowe.
O szczegółach nowego porządku medialnego pisaliśmy w środę („Prace nad nowym ładem medialnym przyśpieszą”, DGP nr 17 z 24 stycznia 2024 r.). Zakłada on przede wszystkim, że kompetencje powoływania władz spółek mediów publicznych wrócą do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Poszerzenie składu oraz określenie nowych kryteriów doboru członków ma spowodować z kolei, że konieczna będzie wymiana obecnej KRRiT.
I choć politycy nowej większości wiele razy zapowiadali, że „prawdziwa reforma mediów publicznych” zostanie napisana podczas konsultacji społecznych (marszałek Szymon Hołownia zapowiadał m.in. zorganizowanie „panelu obywatelskiego” w tej sprawie), wiele wskazuje na to, że resort kultury pewien zarys już ma. Czy wskazuje on, że głównym celem będzie odpolitycznienie mediów publicznych? Śmiem wątpić.
Największą zagadką w całej tej sprawie pozostaje stanowisko Andrzeja Dudy. Jak słyszymy, wśród części polityków nowej większości panuje przekonanie, że prezydent będzie skłonny podpisać ustawę. Argumentem miałoby być to, że jego kompetencje nie zostaną podważone – nadal będzie mógł powołać dwóch członków KRRiT, a jego nominaci byliby obecni w Radzie na kolejne sześć lat. W przypadku weta rząd wróci do tych rozwiązań, ale po wyborach w 2025 r. – wtedy prawo wskazania będzie należeć do nowej głowy państwa. ©℗