Proces odwołania za pomocą kruczków prawnych prokuratora krajowego Dariusza Barskiego i zastąpienia go Jackiem Bilewiczem zmienił się w farsę. Otwarcie nowego frontu wojny – tym razem o prokuraturę – pomiędzy premierem, ministrem sprawiedliwości-prokuratorem generalnym a prezydentem sprawia, że pole do wypracowania jakiegokolwiek kompromisu w kwestiach przywracania praworządności zawęziło się do mikroskopijnych rozmiarów.

Już zaraz po objęciu przez Adama Bodnara stanowiska ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego zaapelował on do swojego pierwszego zastępcy prokuratora krajowego (ustanowionego jeszcze przez Zbigniewa Ziobrę) Dariusza Barskiego o złożenie dymisji. Ten rezygnować nie zamierzał. W piątek wieczorem gruchnęła wiadomość, że Adam Bodnar poinformował Dariusza Barskiego, że ten od tego momentu już nie pełni funkcji PK. Nie tyle jednak go odwołał, ile przedstawił mu pismo, z którego wynika, że Barski wcale prokuratorem krajowym nie był, ponieważ przed objęciem tego stanowiska przywrócono go ze stanu spoczynku do służby czynnej w PK na podstawie przepisów, które już nie obowiązywały. Tego samego dnia wieczorem Donald Tusk powołał jako p.o. PK Jacka Bilewicza.

Tyle że nie po to PiS na finiszu poprzedniej kadencji rzutem na taśmę doprowadził do zmiany prawa o prokuraturze, żeby teraz tak łatwo oddać nad nią kontrolę nowej władzy. Nowelizacja znacznie wzmocniła pozycję prokuratora krajowego, nie tylko poprzez przekazanie wielu kompetencji, które wcześniej należały do prokuratora generalnego, w ręce PK. Zjednoczona Prawica chciała, by Barski był nieusuwalny, czego gwarantem miał być prezydent. Wprowadzono bowiem przepis, zgodnie z którym odwołać PK można tylko za pisemną zgodą głowy państwa.

Bodnar postanowił jednak ominąć tę pułapkę – zamówił opinie prawne trojga konstytucjonalistów, z których wynikało, że Barski przez cały czas jest w stanie spoczynku, na który przeszedł w 2010 r. (po likwidacji PK i utworzeniu Prokuratury Generalnej). Innymi słowy, od marca 2022 r. na czele PK stał emeryt, który nie miał prawa podejmować żadnych decyzji.

Prawnicy spierają się, czy przepis, na podstawie którego Barskiego przywrócono do służby po przerwie na nieudaną polityczną karierę (wystartował do Sejmu z list PiS) – miał charakter czasowy, czy też nie. Jedni eksperci stoją na stanowisku, że taka wykładnia ma ręce i nogi, inni, że PG pojechał po bandzie. Wątpliwości mógłby oczywiście wyjaśnić sąd, ale pytanie, w jakim trybie Barski miałby zaskarżyć pismo, które nie było żadną decyzją.

Większym problemem jest jednak to, że wszyscy zastępcy Barskiego stanęli za nim murem i zbuntowali się przeciwko PG, który jest przecież naczelnym organem prokuratury i przełożonym wszystkich prokuratorów. Wydali oświadczenie, w którym nie zabrakło wątków humorystycznych. Stwierdzili mianowicie, że wykorzystają wszystkie środki prawne w celu skutecznego przeciwdziałania „próbie bezprawnego usunięcia Prokuratora Krajowego zawłaszczenia prokuratury dla celów politycznych”. Co jak co, ale skala upolitycznienia prokuratury za czasów Zbigniewa Ziobry jako PG i najpierw Bogdana Święczkowskiego, a później Barskiego jako PK dawno przebiła podziałkę. Inna sprawa, że trudno jednocześnie uznać, że samo odwołanie Barskiego doprowadzi do odpolitycznienia organów ścigania, bo do tego potrzeba zmian systemowych w prokuraturze, których fundamentem powinno być rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.

Wracając jednak do zapowiadanych przez rokoszan z PK wszelkich środków prawnych, słowo szybko stało się ciałem w postaci bezprecedensowego złożenia… zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prokuratora generalnego Adama Bodnara i Jacka Bilewicza. Ich zdaniem PG, dokonując roszady na stanowisku PK, nie tylko złamał prawo, lecz także naruszył uprawnienia prezydenta.

Mało tego – jeden z zastępców PK, Robert Hernand, wydał zarządzenie dotyczące zasad wejścia do budynku Prokuratury Krajowej w celu uniemożliwienia wejścia do niej p.o. PK Jacka Bilewicza. Warto podkreślić, że sam Bilewicz jest prokuratorem Prokuratury Krajowej. Dziś możemy się spodziewać zatem ogromnej awantury.

W dodatku nikomu niepotrzebnej. Choć nie ulega wątpliwości, że bez możliwości efektywnego zarządzenia prokuraturą przez PG trudno się spodziewać, że postępowania dotyczące nadużyć poprzedniej władzy, którym ukręcano łeb od razu na początku, teraz będą skrupulatnie prowadzone. Jednocześnie jednak warto podkreślić, że całe zamieszanie z PK powstało tego samego dnia, w którym Adam Bodnar jako minister sprawiedliwości przedstawił projekt ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, który ma być pierwszym krokiem do naprawiania wymiaru sprawiedliwości. Do tego trzeba uzyskać przychylność prezydenta. Trudno jej oczekiwać po rozpętaniu wojny o prokuraturę, zwłaszcza że Andrzej Duda alergicznie reaguje na wszelkie próby ograniczenia jego ustrojowych i ustawowych kompetencji, zarówno tych rzeczywistych, jak i sobie uzurpowanych. ©℗