Kiedyś kandydatów do wojska z otyłością odrzucaliśmy, dziś nie. Przecież da się schudnąć. Próchnicę zębów, przez którą dawniej nie przyjmowaliśmy, można wyleczyć. Dlatego ich bierzemy. Dlaczego mamy ich pozbawiać możliwości wstąpienia do armii? – mówi gen. bryg. Mirosław Bryś.
Kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej wraz z departamentem strategii i planowania obronnego oraz Sztabem Generalnym stworzyły koncepcję rozwoju Sił Zbrojnych RP i to według niej armia ma liczyć 300 tys. żołnierzy w 2035 r. Jestem realizatorem tej koncepcji w zakresie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej (DZSW) i szkolnictwa.
Powtarzałem to wielokrotnie, ostatnio także podczas dyskusji w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego: pod względem demograficznym stać nas na taką rozbudowę sił zbrojnych. Obecnie potencjał demograficzny i zainteresowanie służbą pozwalają nam optymistycznie patrzeć w przyszłość. Najbardziej prawdopodobne prognozy GUS zakładają, że nawet w 2060 r. społeczeństwo polskie będzie liczyć co najmniej 35 mln ludzi.
Proszę spojrzeć na to inaczej. Obecnie mamy ponad 190 tys. żołnierzy zawodowych, Terytorialnej Służby Wojskowej (ochotnicy w Wojskach Obrony Terytorialnej – red.) i DZSW. Do 2035 r. zostało 11 lat, czyli co roku wojsko powinno się powiększać o 10 tys. ludzi. Jeśli to podzielimy przez 16 – tyle mamy województw – to wychodzi nam po 650 ochotników z każdego województwa rocznie.
Retencja to normalne zjawisko w siłach zbrojnych. Wniosków o powołanie do wszystkich rodzajów służby wojskowej mieliśmy w 2023 r. ponad 60 tys. Z tej puli ok. 21 proc. zostało odrzuconych, m.in. z powodu problemów zdrowotnych, np. psychicznych, czy karalności – kandydat do służby musi być niekarany. Część ludzi też się rozmyśliła czy zmieniła plany. W 2023 r. tylko do DZSW wcieliliśmy ponad 44 tys. ochotników. To pokazuje skalę zainteresowania. Wstępny plan na rok zakładał 25 tys., ale go radykalnie zwiększyliśmy.
Ale my patrzymy w odległą przyszłość. Rekrutacja do sił zbrojnych to mozaika wielu przedsięwzięć. I stąd np. stworzyliśmy program tzw. klas wojskowych. Ta młodzież zapoznaje się ze specyfiką służby wojskowej i będzie stanowiła zasób, z którego będziemy mogli czerpać.
W sumie jest to ponad 1,1 tys. klas, w których uczy się prawie 28 tys. uczniów.
Do szkolenia podstawowego DZSW zgłasza się co trzeci, a co ósmy z nich zostaje żołnierzem zawodowym.
To tylko jeden z kanałów pozyskiwania młodych. Dla nas podstawą wciąż jest kwalifikacja wojskowa. Obecnie rocznik podstawowy – czyli 19-latkowie – to ponad 200 tys. ludzi. Są to w zdecydowanej większości mężczyźni, ale kwalifikacji podlegają też kobiety, które mają określone zawody – np. medyczne.
To wynika z naszej historii, a zasób mężczyzn, którymi dysponujemy obecnie, nam wystarcza. Ale obserwujemy bardzo duże zainteresowanie służbą kobiet.
Tak. Kobiety, jeśli tylko chcą, także mogą się poddać kwalifikacji wojskowej.
Czy my jako społeczeństwo dojrzeliśmy do tego, by kwalifikacja dla kobiet była obowiązkowa? W mojej ocenie nie. Gdybyśmy nagle ogłosili, że kwalifikacja jest obowiązkowa dla kobiet, to w mediach byłoby takie larum, że cały proces musiałby być przerwany. Na całym świecie rekrutacja do sił zbrojnych wciąż się zmienia, ewoluuje podobnie jak społeczeństwo. My także zmieniamy te procesy, ale na razie nie przewidujemy obowiązkowej kwalifikacji dla kobiet.
Wolę słowo „optymalizacja”. Jeśli spojrzymy, jakie wymagania dla kandydatów do wojska mają np. Amerykanie czy Brytyjczycy, to okaże się, że tam to podejście jest jeszcze bardziej liberalne. Trzeba pamiętać, że medycyna bardzo mocno się rozwinęła. Np. kiedyś kandydatów z otyłością odrzucaliśmy, dziś nie. Kiedyś młodzi ludzie byli bardziej aktywni fizycznie, dziś mniej i to się odbija na ich wadze. Gdybyśmy zestawili zdjęcia młodzieży z lat 80. z tą dzisiejszą, to zmiana byłaby kolosalna. A przecież schudnąć się da. Inny taki przykład to próchnica. Kiedyś kandydatów z takim problemem odrzucaliśmy, a przecież to można wyleczyć. Dlatego ich bierzemy. Dlaczego mamy ich pozbawiać możliwości wstąpienia do DZSW? W czasie szkolenia kandydaci mają szansę osiągnąć fizyczne wymagania dla żołnierzy zawodowych.
Nie ma takiej konieczności. Mamy naprawdę bardzo duże zainteresowanie ochotników. Wszelkie badania pokazują, że ludzie młodzi, których to powołanie by dotyczyło, są przeciwni takiemu rozwiązaniu. „Za” są ludzie po 50. roku życia, których to już nie dotyczy. Ale patrząc z punktu widzenia ekonomicznego i gospodarczego bezpieczeństwa państwa, nikt dziś nie mówi o olbrzymich kosztach, które się z tym wiążą. Pobór masowy był w PRL, gdy mieliśmy gospodarkę państwową – dziś większość przedsiębiorstw jest prywatna. Wyobraźmy sobie, że nagle w 2024 r. 150 tys. młodych ludzi wysysamy z gospodarki i wsadzamy ich do koszar – to olbrzymie koszty ekonomiczne, które wszyscy musielibyśmy ponieść.
Rzeczywiście po zawieszeniu poboru odpuściliśmy szkolenie rezerw, które wróciło dopiero w 2013 r. Ale od tego czasu to rośnie i w 2023 r. wyszkoliliśmy bardzo dużo rezerwistów – na podobnym poziomie co w 2008 r.
O przebiegu szkolenia rezerwy decyduje dany dowódca jednostki, my jesteśmy odpowiedzialni, by tych ludzi na zapotrzebowanie jednostek tam skierować. Wojskowe centra rekrutacji realizują te zlecenia, ale już nie odpowiadają za ich przebieg.
To może być od dwóch do nawet 90 dni. Średnio jest to do 15 dni. Zachęcamy do tego, by ćwiczenia były krótkie, ale intensywne. Najbardziej optymalne byłyby ćwiczenia pięciodniowe, od poniedziałku do piątku, to wynika z naszych badań. Na taki czas rezerwiści mogą się stawić bez większych problemów – to też musi być pewien kompromis z pracodawcami. Dziś nie stać firm, by nie mieć tego pracownika przez kilka tygodni. Wiadomo, że są np. okresy, gdy intensywność prac polowych wymaga obecności rolników w domu, dlatego staramy się ćwiczenia pod to dopasować. Z kolei medyków staramy się szkolić tylko weekendowo, tak by nie dezorganizować ich normalnego trybu pracy i służby zdrowia. To samo dotyczy kierowców.
Zaprzeczam, nie były prowadzone żadne tego typu działania. Ćwiczenia rezerwy są zaplanowane w cyklu rocznym – to mogło się z tym jakoś nałożyć, ale to nie było działanie zaplanowane pod tym kątem. Szkolenia rezerw są najbardziej intensywne właśnie jesienią i wczesną wiosną. ©℗