Marszałek Sejmu popełnił błąd, nie wyłączając kart do głosowania Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi – wynika z wypowiedzi ekspertów dla DGP.
W rozpoczynającym się we środę posiedzeniu Sejmu prawdopodobnie nie wezmą udziału Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, mimo że Sąd Najwyższy uchylił postanowienia marszałka Sejmu stwierdzające wygaszenie ich mandatów. Paradoksalnie o wiele większe znaczenie może mieć nie orzeczenie SN, ale decyzje Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia.
W zasadzie każde orzeczenie SN, które zapadło lub ewentualnie zapadnie w sprawie odwołania od decyzji marszałka Sejmu, będzie w jakiś sposób wadliwe. Przypomnijmy. Kamiński i Wąsik złożyli po dwa odwołania (bezpośrednio do SN i za pośrednictwem marszałka Sejmu). Pierwsze trafiły do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, drugie do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. IKNiSP już je rozpatrzyła, uchylając postanowienia stwierdzające wygaśnięcie mandatów.
Z dwóch powodów. Po pierwsze, SN stwierdził, że marszałek Sejmu, podejmując decyzję o wygaszeniu mandatu, nie miał wymaganej prawem informacji z Krajowego Rejestru Karnego (KRK), a po drugie, nie uwzględnił tego, że prezydent nie skorzystał z prawa łaski.
– O ile kontrolując prawidłowość wydania postanowienia marszałka Sejmu, SN mógł badać, czy działał on na podstawie informacji ministra sprawiedliwości uzyskanej z KRK, czego wymaga procedura opisana w kodeksie wyborczym, o tyle, powołując się na wydany w przeszłości akt łaski, działa poza posiadanymi kompetencjami. Kontrola SN w tym przypadku dotyczy wyłącznie aktu działania marszałka, tj. tego, czy nie wygasza mandatów poselskich w sposób dowolny, a na podstawie informacji z KRK – mówi prof. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z UW.
W dodatku orzeczenie w sprawie Kamińskiego zostało wydane nie na podstawie oryginalnych akt, lecz kserokopii. Poza tym wątpliwy – w świetle orzeczeń TSUE, pozostaje status samej izby.
Z kolei Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych nawet jeśli wyda w środę orzeczenie w sprawie Kamińskiego (w sprawie Wąsika jest spodziewane umorzenie postępowania, ponieważ izba ta uznała swoją niewłaściwość i przekazała akta), to rozstrzygnięcie również będzie wadliwe. Rozpozna je bowiem niewłaściwy sąd (zgodnie z ustawą o SN leży we właściwości IKNiSP) i może naruszać powagę rzeczy osądzonej.
Zadaniem prof. Ryszarda Piotrowskiego, konstytucjonalisty z UW, Kamiński z Wąsikiem odzyskują swój mandat, ale tylko wtedy, gdyby postanowienie marszałka opierało się na wadliwych przesłankach, uniemożliwiających jego wykonanie (np. nie doszło do prawomocnego skazania na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego). W trybie kontroli tego postanowienia sprawowanej przez Sąd Najwyższy nie można przecież zmienić prawomocnego wyroku. Profesor Jacek Zaleśny uważa, że decyzja SN oznacza, że mandaty nie zostały prawidłowo wygaszone, ale z uwagi na to, że osoba prawomocnie skazana nie może być posłem, to marszałek Sejmu jest obowiązany niezwłocznie naprawić swój błąd i wydać nowe postanowienia tym razem na podstawie informacji z KRK (a nie, jak to uczynił, na podstawie odpisu wyroku).
Choć kodeks wyborczy przewiduje, że odwołanie od postanowienia stwierdzającego wygaszenie mandatu wnosi się za pośrednictwem marszałka Sejmu do Sądu Najwyższego, to ustawa o SN stanowi, że do kompetencji IKNiSP należą sprawy niezastrzeżone do właściwości pozostałych izb. Eksperci są zgodni co do tego, że marszałek Sejmu nie mógł „wybierać sobie izby”, która zdecyduje o legalności jego decyzji.
Prawnicy nie są co do tego zgodni. Zdaniem Wojciecha Hermelińskiego, sędziego Trybunału Konstytucyjnego, wygaśnięcie mandatu poselskiego następuje z mocy prawa w chwili uprawomocnienia się orzeczenia sądu karnego o skazaniu na karę pozbawienia wolności. I już od tego momentu można rozpocząć procedurę wstępowania w ich miejsce następnych posłów z listy.
Profesor Jacek Zaleśny stoi na stanowisku, że mandat zostaje wygaszony w chwili, gdy ten fakt stwierdził marszałek Sejmu w wydanym przez siebie postanowieniu, ale procedura wstąpienia w ich miejsce przez nowych posłów powinna być rozpoczęta dopiero po zakończeniu drogi odwoławczej przed Sądem Najwyższym. Z kolei prof. Ryszard Piotrowski uważa, że mandat poselski może wygasnąć dopiero po zakończeniu drogi odwoławczej od tego postanowienia, czyli z chwilą, gdy zostałoby ono opublikowane w Monitorze Polskim. I dopiero wtedy gdy postanowienie marszałka stwierdzające wygaśnięcie mandatu nie zostało podważone przez sąd, można powołać nowych posłów.
Marszałek wydał postanowienie o wygaszeniu mandatu 21 grudnia. Informując o możliwej drodze odwoławczej, zapowiedział, że do jej wyczerpania nie rozpocznie procedury zaprzysięgania posłów na ich miejsce, jednocześnie apelując o powstrzymywanie się od aktywności poselskiej. Dopiero w piątek szef Kancelarii Sejmu Jacek Cichocki wydał polecenie dezaktywacji kart obu posłów. Jak się wyraził Stanisław Zakroczymski, dyrektor generalny gabinetu marszałka Sejmu, jest to forma „zabezpieczenia praworządności”.
– Jeżeli po wydaniu postanowień stwierdzających wygaszenie mandatów marszałek Sejmu nie zablokował możliwości wykonywania czynności poselskich, to na jakiej podstawie robi to po wydaniu przez SN orzeczeń uchylających te decyzje? Ta decyzja jest niezrozumiała i nielogiczna – mówi prof. Zaleśny, który uważa, że zablokowanie kart powinno nastąpić od razu w chwili wydania postanowienia o wygaszeniu mandatów. Osoba, która nie jest posłem, nie może wykonywać czynności poselskich.
Dziś i jutro marszałek Sejmu ma odbyć wiele spotkać w sprawie mandatu skazanych posłów, m.in. z ministrem sprawiedliwości, rzecznikiem praw obywatelskich czy przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej. Na środowym posiedzeniu Sejm ma podjąć uchwałę w sprawie komisji śledczej w sprawie Pegasusa, a być może także głosować nad budżetem. Pojawiają się głosy, że brak tych dwóch posłów spowoduje, że ustawa budżetowa będzie nieważna. – To bzdura. W 2016 r. podczas głosowania nad budżetem w Sali Kolumnowej straż marszałkowska nie dopuściła do głosowania nad ustawą znacznie większej liczby posłów, i to takich, których status był niekwestionowany, i jakoś nikomu to nie przeszkadzało. To byłoby zupełnie tragiczne, gdyby teraz prezydent chciał podnosić ten argument jako pretekst do rozwiązania parlamentu z powodu nieuchwalenia budżetu – mówi sędzia Hermeliński.
Żaden. Obecnie przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia toczy się postępowanie wykonawcze. Sąd jeszcze nie rozpoznał wniosku obrońców o umorzenie postępowania ze względu na wydany akt łaski przed wydaniem prawomocnego wyroku. Nie wydano również decyzji o doprowadzeniu do zakładu karnego w celu odbycia wykonania kary. Kwestia posiadania lub nie statusu parlamentarzysty nie ma żadnego znaczenia, bo posłów nie chroni tutaj immunitet. – Wymóg uzyskania zgody Sejmu na zatrzymanie posła wyrażony bezwzględną większością głosów ustawowej liczby posłów nie dotyczy kary pozbawienia wolności orzeczonej prawomocnym wyrokiem. Nawet jeśli SN sprawił, że posłowie ci odzyskują mandat, to i tak mogą trafić do więzienia i wówczas będziemy mieli do czynienia z posłami, tyle że niewykonującymi obowiązków. Bo zgodnie z art. 5a ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, deputowany w czasie pozbawienia wolności nie wykonuje praw i obowiązków wynikających z tej ustawy – wskazuje prof. Piotrowski.
Jak słyszymy w Pałacu Prezydenckim, na razie na to się nie zanosi. – To nie jest tylko kwestia tego, co sugerują media, że prezydent nie chce przyznać się do błędu. Problem jest poważniejszy. Bo skoro dziś sądy podważają akt łaski, to co podważą w przyszłości? Nominacje generalskie? Ale co, gdyby obaj panowie trafili do więzienia? Tego nie przesądzam – mówi nam urzędnik prezydencki. ©℗