Jak zapowiada marszałek Sejmu, we wtorek Izba ma się zająć rządowym projektem przenoszącym niedzielę handlową z Wigilii na 10 grudnia. Izba już się zajmuje ustawą o in vitro, ale ma też ruszyć z pracami nad obywatelskim projektem ustawy podwyżek dla pielęgniarek i położnych.
Sejm nie jest autorskim projektem ani marszałka, ani innego polityka. To miejsce konfrontacji poglądów. Nie instytut dla grzecznych dziewczynek i chłopców, tylko pole bitwy. Wygrany może być jeden, nie większość sejmowa, ale polska racja stanu. Inaczej z kadencji na kadencję będzie się replikować sytuacja, w której najpierw jedni upokarzają drugich, a potem odwrotnie. Przez cały czas będzie dostarczane paliwo do tego, by się nawzajem nienawidzić. Niestety ten klimat jest wciąż wyczuwalny na sali sejmowej. Wierzę jednak, że przez najbliższe dwa lata mojego marszałkowania uda się wylać fundamenty pod deeskalację.
Rozumiem racje posłów, którzy przez lata traktowani byli w Sejmie jak persona non grata albo dekoracja do decyzji rządu PiS. Nie dostrzegam rewanżyzmu ze strony nowej większości. Być może z czasem pojawią się takie pokusy i pomysły, natomiast w tej chwili ich nie widzę.
To nie było niewybranie wicemarszałka z PiS, to było niewybranie pani marszałek Witek. Miejsce dla wicemarszałka z PiS jest zapewnione, wolny gabinet czeka. Decyzja ws. Elżbiety Witek to nie rewanż czy szantaż, tylko ocena pracy pani marszałek. Ocena, do której posłowie mają prawo. Jeżeli chodzi o Senat, sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana.
Nie do końca rozumiem to głosowanie. Teraz trwają rozmowy o tym, jak tę sytuację rozwiązać.
To poziom decyzji przewodniczących klubów, ale ich głos, jako opozycji, też musi być słyszalny.
Nie zauważy pan w mojej postawie rewanżu w stosunku do PiS. Przestrzegam dzisiaj obie strony sali przed eskalacją emocji. Nie wybrano nas po to, by być grupą pościgową. Przestrzegam też posłów PiS przed tym, żeby nie wchodzili w koleiny totalnej opozycji, bo to skończy się po prostu źle – nie tylko dla wyborców, ale pewnie też dla samego PiS.
Trzeba będzie ocenić, czy są do tego podstawy. W końcu regulamin Sejmu przewiduje taki mechanizm. Każdy może się pomylić – w ubiegłym tygodniu chociażby podpisywałem, po raz pierwszy, jednemu z posłów dokument, bo zagłosował inaczej, niż chciał, i napisał w tej sprawie oświadczenie, domagając się, by jego głos został uwzględniony inaczej.
Natomiast reasumpcja ma być używana tylko wtedy, gdy rzeczywiście jest poważna wątpliwość co do wyniku głosowania – nie zadziałała maszyna do liczenia głosów albo na sali wydarzyło się coś takiego, co sprawiło, że wynik głosowania jest wypaczony. Ale na pewno nie wtedy, kiedy lider jakiejś siły politycznej ma kłopot z wynikiem głosowania. Niezależnie od tego, czy będzie to dotyczyło Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego, Szymona Hołowni czy Władysława Kosiniaka-Kamysza, w tym Sejmie nie będzie reasumpcji z takich powodów. Reasumpcja to „broń atomowa” w demokracji.
To potężne wyzwanie. Na sali sejmowej jest agresja, czasem zwykły hejt. Ludzie, oglądając to przez lata, uwierzyli, że tak musi to wyglądać, a dodajmy, że przecież widzowie i tak słyszą tylko część z tego, co się dzieje na sali. Nie słyszą wielu rzeczy, których nie wychwytują mikrofony, w tym padających wyzwisk. Podczas pierwszego posiedzenia zapytałem wiceszefa kancelarii Sejmu, Dariusza Salamończyka, czy to jest poziom hałasu, przy którym powinienem już zareagować? Popatrzył na mnie z sugestią, że muszę inaczej ustawić swoją wrażliwość. To, czego się trzymam, to przekonanie, że parlamentaryzm nie polega na tym, że jedna strona robi, co chce, ignorując drugą.
Współczuję, natomiast ja robię dużo więcej dla niektórych mówców z PiS niż to, co robił PiS wobec opozycji. Dopuściłem na mównicę Zbigniewa Ziobrę, jego ministra Michała Wójcika. Natomiast jeśli będzie naruszana powaga Sejmu lub wypowiedzi będą odbiegać od tematu dyskusji, nie będę się patyczkować.
Nie kończę pierwszego posiedzenia, które się rozpoczęło 13 listopada, bo uważam, że najważniejszym zadaniem, jakie dzisiaj stoi przed Sejmem, jest wykreowanie rządu zdolnego do tego, by objąć stery.
Tak. Jest jeszcze jeden powód. Mam wrażenie, że PiS wciąż nie wierzy w to, że przegrał wybory, dlatego próbuje formować rząd. W tej sytuacji nie mogę zamykać obrad Sejmu - otwarcie kolejnego posiedzenia wiąże się z pewnymi wymaganiami formalnymi. Trzeba zachować ileś dni między zawiadomieniem posłów, a datą posiedzenia, trzeba zawiadomić wszystkie organy w państwie. A my nie wiemy, czy i kiedy premier Morawiecki wygłosi exposé.
Nie wiem, kiedy premier Morawiecki przyjdzie do Sejmu ze swoim rządem. Jeżeli miałbym wyznaczać mu termin exposé i zwołać w tym celu nowe posiedzenie Sejmu, musiałbym dopełnić wszystkich formalności. To by nam opóźniło proces o tydzień, a może nawet dłużej. A tak, jestem w stanie w ramach pierwszego posiedzenia zwołać Sejm praktycznie natychmiast. I chcę być na to gotowy, bo uważam - inaczej niż prezydent Duda i PiS - że Polska potrzebuje dzisiaj rządu, a nie opowieści o nim. Dlatego będziemy to posiedzenie kontynuować aż do momentu powołania nowego rządu.
Chciałbym żeby trzy projekty uchwał ws. komisji śledczych miały swoje I czytanie w drugiej części wtorkowego posiedzenia Sejmu. Chodzi o komisję badającą kwestię użycia Pegasusa, tzw. wyborów kopertowych oraz tzw. aferę wizową.
Państwo musi rzetelnie i do bólu skutecznie rozliczać decyzje szkodzące obywatelom. Musimy posprzątać po PiS, ale zachowując balans pomiędzy rozliczeniami a realizacją programu. Dlatego podjąłem decyzję o odmrożeniu 10 projektów obywatelskich z poprzedniej kadencji Sejmu. Pierwszą, rozpatrywaną przez nowy Sejm ustawą, jest ta dotycząca finansowania in vitro.
Kolejną będzie obywatelski projekt złożony przez środowisko pielęgniarek dot. podwyżek dla środowiska nie tylko pielęgniarek, ale też i diagnostów laboratoryjnych czy fizjoterapeutów. Chciałbym też, aby we wtorek Sejm zajął się też rządowym projektem ustawy, który przenosi tegoroczną tzw. niedzielę handlową z 24 grudnia na 10 grudnia.
Konsultujemy się. PiS ma dużo za uszami, ale chciałbym uniknąć przedobrzenia. Komisja śledcza nie może się kojarzyć z teatrem, który ciągnie się miesiącami i służy budowaniu popularności polityków zasiadających w komisjach. To mogą być niewielkie komisje albo zespoły, które będą odpowiadały za kompleksowe rozliczenie rządów PiS. Szybkie, sprawne „jednostki specjalne”, które będą badały sprawę, kwitowały i brały się za następną. Tylko tak można zbudować w ludziach przekonanie, że kara jest nieuchronna.
Nie wiem, może się uda. Mamy na to sześć miesięcy.
Rozmawiamy na ten temat, natomiast dziś trzeba po prostu powołać nową PKW, a dopiero później zmieniać prawo.
Budżet, przygotowany przez rząd premiera Morawieckiego, trzeba jeszcze raz złożyć do Sejmu, bo uległ dyskontynuacji. Czekamy na to. Tyle że on wysyła do Sejmu ustawę okołobudżetową, a samego budżetu już nie.
Zobaczymy. Problem w tym, że premier Morawiecki nie robi tego, co powinien robić szef rządu, czyli nie wysyła budżetu do Sejmu. Jeżeli finalnie tego nie zrobi, budżet będzie musiał złożyć premier Tusk. Czy wprowadzone tam zostaną głębokie korekty, czy nie – to już jest sprawa przyszłego premiera. Natomiast Sejm jest przygotowany na to, żeby do 30 stycznia projekt przepracować. Nie chcemy, by komukolwiek przyszły do głowy pokusy, by rozwiązywać Sejm z powodu nieuchwalenia budżetu na czas. Choć z mojej oceny sytuacji wynika, że w Pałacu Prezydenckim nie ma raczej ochoty na rozwiązywanie parlamentu. Tam też zdają sobie sprawę, że robienie nowych wyborów, cztery miesiące po poprzednich, w których 74 proc. ludzi poszło do głosowania i jasno wyraziło swoją wolę, byłoby czymś w rodzaju politycznego samobójstwa. Wiedzą to nawet tacy specjaliści od kreowania wizerunku i polityki prezydenta, jak faktyczny wiceprezydent Marcin Mastalerek.
Mój pogląd w tej sprawie ewoluował. Jeszcze kilkanaście lat temu byłem co najmniej wstrzemięźliwy. Ale wraz z kolejnymi rozmowami z rodzinami, które nie mogły mieć dziecka, zmieniłem swoje podejście radykalnie. Dziś jestem zwolennikiem procedury in vitro. Jest wielkim błogosławieństwem to, że nauka ją umożliwiła, że ludzie mogą się cieszyć dziećmi. I uważam za absolutny obowiązek państwa, by elementem polityki pronatalistycznej było finansowanie procedury in vitro wszystkim, którzy chcą z niej korzystać.
Oczywiście, że tak!
Absurdalny pomysł. W czym pary, które chcą mieć dziecko, obdarzyć je szczęściem, miłością, są gorsze w oczach państwa od par, które z ważnych dla siebie powodów zdecydowały się na małżeństwo, żeby w ten sposób scalić swoją więź?
Najpóźniej na początku roku.
Pan prezydent powiedział mi, że nie będzie wetował dla wetowania, że obca jest mu polityczna złośliwość. Nie wydaje mi się, żeby Andrzej Duda chciał zawetować tę ustawę. Tym bardziej że ona nie dotyczy samej procedury, bo ona jest uregulowana inną ustawą, a jedynie gwarantuje środki i tworzy program rządowy.
Trwają konsultacje polityczne w tej sprawie. Nie wiem, czym się skończą, to politycy muszą złożyć projekty uchwał do marszałka Sejmu. Przecież ja nie będę ich składał. Wydaje mi się, że dużo prościej będzie sformułować uchwałę dotyczącą sędziów dublerów w TK, natomiast nie sądzę, by przed powołaniem rządu i rozpoczęciem przez niego regularnej pracy możliwe były jakieś uchwały w sprawie KRS. ©℗