Trudność z prognozą wyniku sprowadza się do kilku elementów. Po pierwsze, jest on zależny od frekwencji. Są ugrupowania, które dzięki wyższej frekwencji mogą zyskać, i takie, które przy niższej mogą stracić. Dlatego to, czy frekwencja będzie na poziomie 58, 60, 62 (jak w 2019 r.) czy 65 proc., ma olbrzymie znaczenie. Tym bardziej że gdy dziś patrzymy na prognozy podziału mandatów, to sumując mandaty dla PiS-u i Konfederacji z jednej strony, a dla KO, Trzeciej Drogi i Lewicy z drugiej strony, mamy w przybliżeniu pół na pół. Każde wahnięcie w aktywności to przesunięcie preferencji o mniej niż 1 pkt proc. A to z kolei oznacza inny rozkład mandatów. Tak na styk, a co za tym idzie, z wieloma niewiadomymi, jeśli się spojrzy na wybory po 1989 r., jeszcze nie było.
A grają rolę jakieś inne czynniki?
Spór polityczny w Polsce jest bardzo ostry i ta temperatura będzie rosła do końca kampanii. Widzimy w badaniach, że spora grupa respondentów jest trudniej dostępna, odmawia uczestniczenia w badaniach, ukrywając swoje preferencji, bo komplikuje nam rzeczywisty odczyt sympatii politycznych Polaków.
Kto może być niedoszacowany? Tradycyjnie się mówi o PSL, czyli Trzeciej Drodze.
W wyborach w roku 2019 PiS okazało się przeszacowane. Ale dziś są sygnały, że jest pewien segment wyborców, głównie osoby starsze, z mniejszych miejscowości, które poprzez deklarowaną ucieczkę do niezdecydowanych, bądź nieaktywnych wyborców mogą być rezerwuarem głosów dla partii rządzącej. To oznaczałoby, że szacowana teraz frekwencja może w rzeczywistym głosowaniu być jeszcze wyższa, a rozkład głosów skorygować się na korzyść PiS. Otwarte pozostaje pytanie czy to zjawisko nie dotyczy strony opozycyjnej, w tym w elektoracie PSL jako części Trzeciej Drogi. Do tego dochodzą najmłodsi wyborcy, w dużej mierze zaplecze, szczególnie w męskiej części Konfederacji. Czego nie widzimy w sondażach, dających tej formacji wynik jednocyfrowy, może się dla niej zmaterializować 15 października "in plus". Kolejna kwestia to mobilizacja, czyli odpowiedź na nie mniej istotną kwestię, komu na ostatniej prostej uda się jeszcze bardziej zmobilizować nie tylko swoich wyborców, ale też sięgnąć po wyborców niezdecydowanych, przeciągając ich na swoją stronę. Tu większy potencjał wydaje się mieć opozycja.
Ale już np. nowe obwody głosowania, których mamy ponad 3 tys., zdaniem prof. Flisa nie wieszczą rewolucji.
Rewolucji nie, ale to zwiększa ogólną liczbę obwodów o 13 proc., głównie na obszarach wiejskich. Dlatego nieco lepiej mogą wypaść formacje, które cieszą się większą popularnością na tych obszarach. No i wracamy do punktu wyjścia. Bo w sytuacji, w której jest pół na pół, każdy dodatkowy punkt frekwencyjny w nowych obwodach może spowodować przesunięcia w mandatach w poszczególnych okręgach wyborczych i przesądzić, który blok będzie miał większość.
We wczorajszym DGP opisywaliśmy rekordowe liczby osób dopisujacych się do komisji wyborczych na to głosowanie czy biorących zaświadczenie. Widzimy rodzaj turystyki wyborczej, kto może na niej skorzystać? Wydaje się, że to głównie dotyczy elektoratu opozycyjnego?
Rekord, o który pytacie, może dotyczyć nawet 5 proc. wyborców, ale efekty trudno do końca przewidzieć. Zwłaszcza - jak to dobrze określiliście - jeśli chodzi o turystykę wyborczą. Nawet najlepszy matematyk z Nagrodą Nobla nie jest w stanie kontrolować ruchów w obrębie poszczególnych okręgów wyborczych. Do tego mieć wiedzę, ile poszczególnym formacjom brakuje do kolejnego mandatu czy jakie jest zagrożenie jego utraty. To oznaczałoby konieczność przeprowadzenia precyzyjnych pomiarów w 41 okręgach, ale biorąc pod uwagę błąd statystyczny i tak nie mielibyśmy odpowiedzi dającej pewność w 100 proc., a to jest punkt wyjścia do dalszych kroków. Po drugie, praktycznie do końca nie będziemy wiedzieli, jaka jest liczba pobranych zaświadczeń czy dopisanych wyborców i w jakich owi wyborczy turyści obwodach zagłosują. To wymagałoby przedsięwzięcia logistycznego, którego nikt kto jest uczciwy i ma dobrą znajomość materii wyborczej, nie mógłby się podjąć, bo nie gwarantuje sukcesu przy jego realizacji. A ta, puszczona na żywioł, turystyka wyborcza niesie za sobą olbrzymie niebezpieczeństwo. A co jeśli w sposób chaotyczny będzie ruch między okręgami, który wzmocni daną partię w jednym okręgu, a osłabi przez to w drugim? Taka operacja ma sens przy ordynacji większościowej i okręgach jednomandatowych. Ale w Polsce mandaty dzieli się w oparciu o ordynację proporcjonalną, a na poziomie każdego z okręgów biorą w tym udział więcej niż dwa komitety. Mówiąc wprost: występuje zbyt dużo zmiennych by mieć gwarancję wyborczego zysku.
Ostatnie sondaże pokazują prowadzenie PiS i jego przewagę nad KO, ale w zależności od badania to od 2 do około 5 pkt proc. Mamy tu spore zamieszanie, w mediach społecznościowych słychać głosy podważające te wyniki. O czym to nam mówi?
Przede wszystkim mamy do czynienia z błędem statystycznym pomiaru i nie ma sensu analizowanie pojedynczych sondaży. Trzeba patrzeć na trendy - kto zyskuje, kto traci w interwale kilkudniowym. Do tego, o czym już mówiliśmy, mamy szalenie rozchwiane nastroje i wciąż dużą grupę niezdecydowanych. Dopiero sondaże z czwartku-piątku, tuż przed ciszą wyborczą, powinny przybliżyć nas do ostatecznego wyniku głosowania. Niemniej jego prognozowanie będzie niezwykle trudne, bo o ile jesteśmy w stanie przewidzieć, że PiS wygra z KO różnicą od 3 do 5-6 punktów procentowych, to ciągle otwarte pozostaje pytanie, kto zajmie miejsca od trzeciego do piątego. A tam różnice między Trzecią Drogą, Lewicą i Konfederacją są bardzo niewielkie. Wobec tego prognozowanie, kto będzie dysponować większością sejmową - czy PiS sam, czy z Konfederacją, czy blok opozycyjny - jest zadaniem karkołomnym i obarczonym błędem. Bo choć błąd w pomiarach exit-poll może sięgać 2 pkt. proc., to jednak wiemy, że nawet 1 pkt. proc. przesunięć między poszczególnymi ugrupowaniami już nam daje zupełnie inny rozkład mandatów.
To patrząc na ostatnie trendy - komu rośnie, a komu spada?
W sondażach z końcówki września i pierwszej dekady października widać lekkie umocnienie PiS, daleko idąca stabilizacja KO oraz nieznaczne umocnienie się lewicy. Stabilizację, z lekkim wskazaniem in minus, obserwujemy w przypadku Trzeciej Drogi i Konfederacji. Ale te ruchy nie są istotne statystycznie.
Patrząc wstecz, czy dla opozycji lepszą strategią nie byłaby jednak jedna lista?
Zdecydowanie nie. Wszystkie badania potwierdzały, że zgrupowanie opozycyjnych formacji w ramach jednej listy powodowałoby, że wyborcy z sympatiami dla ugrupowań najbardziej na lewo i najbardziej na prawo współtworzących tę koalicję, szukaliby alternatywy. Wówczas największym beneficjentem byłaby Konfederacja, zyskująca m.in. wyborców dzisiejszej Trzeciej Drogi. Do pewnego stopnia w zakresie mandatów beneficjentem tej sytuacji byłby także PiS. Pamiętam sondaże, które dawały 47-48 proc. dla jednej listy, ale to się nie musiało przełożyć na 231 mandatów, bo taki, a nie inny, był rozkład poparcia w okręgach wyborczych. Co więcej, dziś nawet najbardziej zagorzali zwolennicy jednej listy korygują swoją opinię, uznając, że jeśli KO da oddech innych ugrupowaniem opozycyjnym, umożliwiając im wzrost do 10-11 proc., przybliży to całą opozycję do tego, że będzie dysponowała większością w następnym Sejmie.
A kiedy się dowiemy?
Wyniki poznamy dopiero, gdy będziemy mieli zliczone głosy na poziomie okręgów wyborczych i przydzielone na tej podstawie mandaty poszczególnym ugrupowaniom. Na dziś żadna ze stron nie dysponuje większością. Jeśli Konfederacja utrzyma poparcie na poziomie 8-9 proc., to będzie miała ok. 30-40 osobową reprezentację, która - o ile formacja dalej będzie wykazywać niechęć do zawarcia koalicji z kimkolwiek - nie pozwoli ani jednym, ani drugim utworzyć większość. A to oznaczałoby przedterminowe wybory, bo przecież mniejszościowy rząd nie utrzyma się dłużej niż kilka miesięcy. Oczywiście dzisiejsze podziały nie muszą być aktualne po 15 października - jakaś formacja może pęknąć, będzie przeciąganie na swoją stronę pojedynczych posłów w celu zbudowania znikomej większości. Ale prognozowanie kto i w którym kierunku wydaje się dzisiaj zadaniem nie mniej trudnym jak dokładne przewidzenie wyników niedzielnych wyborów.©℗