KO liczy, że efekty wczorajszej olbrzymiej manifestacji w stolicy przybliżą ją do PiS. Rządzący z kolei w końcówce kampanii bezpardonowo atakują lidera PO.

Najnowszy sondaż United Surveys dla DGP i RMF FM pokazuje, że podobny odsetek ankietowanych uważa, że po wyborach będą rządziły PiS i opozycja. W tym pierwszym przypadku to 39 proc. pytanych, w drugim 36 proc. Prawie 7 proc. obstawia, że nie uda się sformować gabinetu i odbędą się przyspieszone wybory, a 18 proc. nie ma zdania.

Szczegółowe wyniki w podziale według sympatii politycznych pokazują, że wyborcy PiS w 90 proc. wierzą, że po wyborach będzie rządziła ich formacja, co pokazuje zarówno determinację, jak i wiarę w zwycięstwo. Nikt z nich nie wierzy w rząd opozycji, a 6 proc., że nie uda się wyłonić nowego gabinetu. W przypadku wyborców partii opozycyjnych widać większy podział: większość – 55 proc. – uważa, że to opozycja będzie rządzić, natomiast 17 proc., że odbędą przedterminowe wybory, bo nie uda się wyłonić stabilnej większości.

Nawet opozycja wierzy w zwycięstwo PiS

Te wyniki są ciekawe w kontekście kolejnego pytania, które zadaliśmy – kto wygra wybory. W tym przypadku 57 proc. wskazuje PiS, a 17 proc. KO. Tu także widać wyraźny podział w zależności od sympatii politycznych. 100 proc. wyborców PiS wierzy w wygraną swojej partii. W przypadku wyborców opozycji nieco więcej – 47 proc. wierzy w zwycięstwo PiS niż KO.

Podobne badanie zrobiliśmy w marcu, wówczas w ogólnych wynikach 52 proc. wskazywało, że wygra PiS, ale znacznie więcej niż obecnie, bo 26 proc., że będzie to KO.

– Ludzie opierają się na sondażach. A z sondaży wynika, że prowadzi PiS i on będzie miał największy klub w Sejmie, ale jak widać, to większość chwiejna, bo nie ma tak silnego przekonania, że to PiS będzie rządzić. Pytanie, jak będą odebrane marsz i konwencja PiS. W tym tygodniu sondaże pokażą ich efekty – zauważa politolog Antoni Dudek.

KO liczy na przełamanie dominacji PiS i skuteczny pościg za pierwszą partią w sondażu. Wczorajsza manifestacja to kolejny sukces frekwencyjny. Trudno ocenić jej skalę i czy KO udało się zgromadzić faktycznie milion osób, jak napisał na swoim koncie w portalu X lider PO. Onet szacował, że było to 600–800 tys., policja w nieoficjalnych szacunkach podawała ok. 100 tys. Wygląda jednak na to, że liczba uczestników była porównywalna do tej z manifestacji 4 czerwca – wtedy Tusk mówił o 500 tys. Demonstracja miała pokazać sprawczość opozycji i zmobilizować elektorat na ostatniej wyborczej prostej. – Tak jak powiedziałem, ten olbrzym się obudził. Niech tam nikt w szeregach władzy nie ma złudzeń. Ta zmiana na lepsze jest nieuchronna – mówił szef PO. – My jesteśmy normalni. Nienormalna była ta władza, która działała przeciwko wszelkim polskim interesom – recenzował Tusk.

Oprócz Tuska wystąpili Rafał Trzaskowski, Michał Kołodziejczak, Jerzy Owsiak, ale też liderzy Lewicy Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń. – Uważam, że po wyborach opozycja stworzy wspólny rząd, będzie go tworzyła Trzecia Droga, KO i Lewica. Dlatego wszystkie te trzy partie muszą wejść do Sejmu – mówił Czarzasty. Także KO zdaje sobie z tego sprawę, dlatego Tusk pozdrawiał liderów Trzeciej Drogi, których na marszu nie było. Koalicja liczy, że dzięki marszowi jej poparcie wzrośnie o 3–4 pkt proc., choć nie chce, by odbyło się to kosztem właśnie Trzeciej Drogi. – Lepiej, żebyśmy mieli 2 pkt proc. mniej, ale żeby oni weszli do Sejmu – mówi polityk PO. Obaj jej liderzy Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia w trakcie weekendu zrobili trasę po Polsce, ale mówili też pozytywnie o marszu. – Mobilizacja dzisiaj potrzebna jest absolutnie na wszystkich frontach. Wszystkie ręce na pokład – podkreślał Hołownia.

PiS nie zaryzykował starcia

Z kolei PiS postawił na konwencję w katowickim Spodku. – PiS nie odważył się zrobić otwartej imprezy, to porażka tej partii i nie chodziło o konkurencyjną manifestację w Warszawie, ale mogli zrobić wielkie zgromadzenie w życzliwych sobie regionach Polski – zauważa prof. Antoni Dudek.

Na konwencji PiS nie było nowych propozycji programowych, raczej podbijanie dotychczasowej linii kampanijnej, jeśli chodzi o program – głównie kwestii bezpieczeństwa, imigranckich, ale także materialnej stabilizacji. Ale najważniejszym wątkiem było powtarzanie bezpardonowej krytyki pod adresem lidera KO.

– Chodzi o to, by w Polsce nie wrócił system Tuska – mówił o sensie wyborów Jarosław Kaczyński. Praktycznie całe jego wystąpienie było poświęcone Tuskowi. Powtórzyły się zarzuty wobec lidera PO o podległość wobec Niemiec i Rosji, znów pojawiło się straszenie Polską jako kondominium niemiecko-rosyjskim. – Na stole są dwie wizje ojczyzny. Polska wizja Jarosława Kaczyńskiego i niemiecka wizja Donalda Tuska. Czy Polska ma być rządzona przez politycznego męża stanu prezesa Kaczyńskiego czy męża Angeli Merkel – mówił z kolei premier Mateusz Morawiecki, prezentując teczkę Tuska, która zawiera kopie dokumentów, zdaniem Morawieckiego obciążających byłego premiera.

Wybory 2023. Ostatnia prosta

PiS chce w końcówce kampanii zogniskować uwagę na liderze PO po to, by zniechęcić do pójścia do urn wyborców opozycji, którzy są wobec niego niechętni, a mogą zagłosować na inne ugrupowania niż Platforma.

Finisz kampanii będzie walką o mobilizację własnych zwolenników i próbę zdeprymowania wyborców przeciwnika, by tego nie robili. W najbliższych dniach powinny się pojawić sondaże, które pokażą, kto zyskał na niedzielnych imprezach. ©℗

ikona lupy />
Kto utworzy rząd po jesiennych wyborach do sejmu? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe