Minister Czarnek podkreśla, że rozbudowa szkół specjalnych jest też po to, by postawić weto ideologicznej polityce edukacji włączającej. Zdaniem ekspertów ta deklaracja to brak zrozumienia dla wyzwania.

W szkołach ogólnodostępnych na koniec ubiegłego roku szkolnego uczniów z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego było ponad 180 tys. Rok wcześniej – 160 tys. Przybywa też, choć wolniej, dzieci w szkołach specjalnych. Stan na koniec poprzedniego roku to blisko 93 tys., rok wcześniej – 88 tys.

MEiN informuje, że 70 proc. rodziców uczniów z orzeczeniami podejmuje decyzję o umieszczeniu ich w szkołach masowych. – Jeśli chodzi o rozwiązanie godzące w interesy uczniów z orzeczeniami i bez nich, to jest nim prowadzenie działań na rzecz poprawy dostępności procesu uczenia się tak, by wszyscy uczniowie mogli rozwijać wiedzę i umiejętności na miarę swoich możliwości – mówi DGP Adrianna Całus-Polak, rzeczniczka MEiN. I wylicza takie kwestie, jak standaryzacja zatrudniania specjalistów w szkołach, programy doposażenia placówek w sprzęt czy szkoleń nauczycieli.

DGP spytał, jaki pomysł na edukację włączającą mają ugrupowania walczące o miejsca w przyszłym parlamencie. Michał Wawer z Konfederacji podkreśla, że Konfederacja jest sceptyczna wobec tzw. edukacji włączającej. – Łączenie w jednej klasie dzieci o skrajnie różnych potrzebach musi prowadzić do zaniedbania którejś grupy i obniżenia poziomu edukacji. Lepszym rozwiązaniem są klasy i szkoły dostosowane do potrzeb konkretnych grup – ocenia.

Zdaniem Krystyny Szumilas z KO kluczowa jest diagnoza dziecka i rzetelna informacja dla rodziców o tym, jak można dziecku pomóc, czyli jaki rodzaj kształcenia będzie najkorzystniejszy. Zaś system edukacji musi być przygotowany na każdą ewentualność. Tym słowom wtórują Łukasz Krasoń z Polski 2050 i Marek Kacprzak z Lewicy. Ze strony PSL słyszymy jednak, że choć edukacja włączająca jest ważna, to jednak nie każde dziecko ma możliwość uczestniczenia w szkole obok dzieci zdrowych z powodu swojego stanu zdrowia. Stąd ważne, by istniała alternatywa, specjalistyczne szkoły, przedszkola.

Sylwia Kowalska z Fundacji Autism Team przypomina, że konstytucja, konwencja o prawach dziecka ONZ, konwencja o prawach osób niepełnosprawnych oraz ustawa Prawo oświatowe gwarantują dzieciom równe prawo do edukacji. Przekonuje, że zakładanie z góry podziałów (ci tu, a ci tam) zmierza w kierunku tworzenia gett.

Nie jest tajemnicą, że spór o edukację włączającą i jej przyszłość toczy się w samym rządzie. Jej orędowniczką w MEiN jest minister Marzena Machałek, a także Paweł Wdówik, wiceminister w resorcie rodziny, gdzie odpowiada za politykę względem osób z niepełnosprawnościami. – Niezmiennie obowiązuje zasada, że rodzic decyduje, i tylko on wybiera miejsce, gdzie się kształci jego dziecko – podkreśla Wdówik. – Jednak zarzuty, że uczniowie z niepełnosprawnościami utrudniają edukację pozostałym, nie biorą się znikąd. Będziemy wymagać od dyrektorów szkół odpowiedzialnego kształtowania edukacji włączającej.

Co na to wywołani do tablicy? Zbigniew Kowalski, dyrektor LO w Malborku, mówi, że jest niezwykle odpowiedzialny, ale z roku na rok ma więcej uczniów z orzeczeniami, a przy szkole liczącej przeszło 700 dzieci trudno zapewnić im spokojne warunki. – Co do specjalistów, mam ludzi na stanowisku psychologa, nauczyciela współorganizującego. Z całym szacunkiem dla ich zaangażowania, to osoby po kursach, nie po studiach, bo ci ostatni nawet nie myślą o pracy w szkole za pensję, którą mogę im zaoferować – mówi.

Marta Hołub, dyrektor podstawówki we Wrocławiu, ma 30 uczniów z orzeczeniami. To osoby w spektrum, z afazją, upośledzeniem w stopniu lekkim, dysfunkcją narządu wzroku czy ruchu. Przekonuje, że pogodzenie potrzeb wszystkich nie jest proste, ale możliwe. Dodaje, że na ostatnim egzaminie ósmoklasisty w grupie uczniów z najlepszymi wynikami znalazły się dzieci z aspergerem. Żeby jednak mieć takie rezultaty, edukacja włączająca potrzebuje istotnego wsparcia. – Odgórna decyzja o zatrudnieniu specjalistów to za mało. Muszą być większe środki na ten cel. Konieczne jest też umożliwienie tworzenia mniejszych klas. Bo dziś są takie, gdzie uczniów jest blisko 30, w tym trzech z orzeczeniem, kilkoro dzieci uchodźczych. I każdy wymaga indywidualnego podejścia – podkreśla. ©℗