W programie Narodowej Rezerwy Amunicyjnej na placu boju zostały dwa podmioty: PGZ i Polska Amunicja, w której wczoraj Agencja Rozwoju Przemysłu objęła 51 proc. udziałów

Artyleria, która na wojnie w Ukrainie okazała się jednym z kluczowych rodzajów uzbrojenia, na Zachodzie potrzebuje standardowo amunicji kaliber 155 mm, taką strzelają m.in. polskie Kraby, koreańskie K9 czy niemieckie PzH 2000. O tym, że jest problem z jej produkcją, od miesięcy mówią politycy i wojskowi. Trzy dni temu szef komitetu wojskowego NATO gen. Rob Bauer zwracał uwagę m.in. na problem z rosnącymi cenami amunicji. Jeszcze dwa lata temu, przed wybuchem wojny, Wojsko Polskie praktycznie nie miało zapasów amunicji 155 mm, było to mniej niż 30 tys. sztuk – tyle zużywa się obecnie na froncie w mniej niż tydzień. Tymczasem do niedawna zdolności PGZ do jej produkcji wynosiły, optymistycznie licząc, 30 tys. rocznie. Trudność polega na tym, że jest ona oparta na zagranicznych poddostawcach, a doświadczenie ze Wschodu pokazuje, że to w czasie wojny staje się poważnym problemem.

By rozwiązać ten problem, jeszcze w ubiegłym roku Agencja Uzbrojenia przy okazji zakupu koreańskich armatohaubic K9 zamówiła ponad 100 tys. sztuk pocisków w Korei Południowej. Z kolei w marcu tego roku Rada Ministrów przyjęła uchwałę programu wieloletniego „Narodowa Rezerwa Amunicyjna”, którego celem jest „rozbudowa i dywersyfikacja narodowej bazy produkcyjnej amunicji wielokalibrowej oraz uzupełnienie jej rezerw – adekwatnie do zwiększonych potrzeb – związanych z rozbudową potencjału Sił Zbrojnych RP”. Uchwała została przyjęta w trybie niejawnym. W uproszczeniu chodzi o to, by w Polsce powstały co najmniej dwie fabryki (słowo klucz to „dywersyfikacja”) zdolne do produkcji tego rodzaju pocisków. 1 czerwca Agencja Uzbrojenia zawarła umowę ramową na zakup amunicji z konsorcjum PGZ Amunicja, ale do tej pory nie zawarto umów wykonawczych, gdzie są konkrety takie jak czas dostaw i cena.

Do programu NRA zgłosiło się również kilka koncernów zagranicznych, m.in. niemiecki Rheinmetall, ale obecnie liczą się już tylko dwa podmioty: konsorcjum wokół Polskiej Grupy Zbrojeniowej i spółka Polska Amunicja, w której wczoraj 51 proc. objęła Agencja Rozwoju Przemysłu. Mniejszościowe udziały mają w niej pośrednio m.in. Grupa WB – największy prywatny podmiot zbrojeniowy w Polsce, i Ponar Wadowice. Co ważne, po tym przejęciu w obu tych podmiotach pakiet większościowy ma Skarb Państwa. PGZ ma skupić swoją produkcję m.in. w skarżyskim Mesko i Dezamecie, współpracuje także z Grupą Niewiadów, z kolei Polska Amunicja fabrykę chce stworzyć w Ząbkowicach Śląskich. Oczywiście to, że oba podmioty są państwowe, nie wyklucza bliskiej kooperacji z podmiotami zagranicznymi, np. koreańskimi.

Co teraz? W najbliższych tygodniach komitet sterujący programem NRA, któremu przewodniczy premier, powinien podjąć finalne decyzje. Z dwóch źródeł słyszymy, że najpewniej PGZ zostanie dokapitalizowana kwotą ok. 2 mld zł m.in. po to, by odtworzyć zdolności produkcyjne nitrocelulozy i kupić linie produkcyjne do pocisków. Z kolei Polska Amunicja może liczyć na drugą część kontraktu, który, jak publicznie mówił minister obrony Mariusz Błaszczak, ma dotyczyć ok. 1 mln sztuk. Docelowo będzie to prawdopodobnie więcej. Choć program jest niejawny, to nieoficjalnie można usłyszeć, że na zakupy amunicji 155 mm w ramach NRA mamy wydać w najbliższych latach ok. 10 mld zł, a kupować ma zarówno resort obrony poprzez Agencję Uzbrojenia, jak i Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, która przy okazji dostaw uzbrojenia na Ukrainę stworzyła niezbędne do tego zaplecze logistyczne.

Jeśli faktycznie wkrótce zostaną podpisane odpowiednie umowy, a potem wszystko pójdzie zgodnie z planem, to można zakładać że za trzy–cztery lata Polska będzie miała dwa podmioty, w których będą wytwarzane pociski 155 mm. W optymistycznym scenariuszu również wszystkie kluczowe elementy, m.in. zapalniki i nitroceluloza, będą wytwarzane nad Wisłą. – Docelowo chcemy produkować co najmniej 100 tys. sztuk amunicji 155 mm rocznie – deklarował w marcu w wywiadzie dla DGP Sebastian Chwałek, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Jeśli zakład planowany przez Polską Amunicję miałby podobne zdolności, to Polska stałaby się jednym z większych, jeśli nie największym, producentem takiej amunicji w Europie. A rynek jest kolosalny i szacowany na najbliższe lata na co najmniej kilka milionów sztuk. ©℗