Ponad 230 wykrytych zatruć legionellozą od początku roku, w tym 146 w ostatnich dniach w woj. podkarpackim, to rekord. Tak dużej liczby nie było od 2002 r., od kiedy są zbierane dane. Rocznie było dotąd od kilku do 70 przypadków.
Pierwsze zachorowania w obecnej fali wykryto w zeszłym tygodniu – w niedzielę były już zdiagnozowane 143 osoby. Najwięcej chorych jest w Rzeszowie (96), w powiecie rzeszowskim wykryto 31 zachorowań, legienellozę mają też pojedyncze osoby z innych powiatów. W niedzielę została przekroczona granica województwa, ale jedna osoba z pozytywną diagnozą z sąsiedniej Lubelszczyzny najprawdopodobniej zakaziła się podczas pobytu na Podkarpaciu.
Obecne ognisko jest także jak do tej pory najbardziej agresywne: zmarło już ośmioro pacjentów. Wszystkie zgony dotyczyły osób starszych, z chorobami współistniejącymi.
Zaskakujące dla naukowców jest to, że trudno ustalić źródło zakażenia. Ta bakteria najczęściej rozprzestrzenia się lokalnie, np. w jednym budynku czy na osiedlu. Tym razem choroba wystąpiła w bardzo różnych miejscach.
– W poniedziałek będą ogłoszone wyniki badań pierwszych próbek, w następnych dniach kolejne – mówi DGP Szymon Cienki, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Mają pomóc określić przyczyny. Do badań pobrano próbki z miejskiego wodociągu, a także domów i mieszkań osób zakażonych.
W sobotę w Rzeszowie rozpoczęła się dezynfekcja sieci wodociągowej, liczącej 120 km rur, do której trafiła 20-krotnie zwiększona dawka chloru. Zalecane jest używanie wody po jej odstaniu lub przegotowaniu.
Eksperci przyznają, że takiego ogniska legionellozy nigdy dotąd nie było, jednak uspokajają, że nie należy się obawiać jej rozprzestrzeniania. Do zakażenia dochodzi wyłącznie poprzez wdychanie aerozolu, drobnych kropelek, w których znajdują się chorobotwórcze bakterie (stąd decyzja m.in. o wyłączeniu fontann miejskich). Bakteria nie przenosi się z człowieka na człowieka, nie można także zakazić się drogą pokarmową – można więc bezpiecznie pić wodę z kranu.
Z raportu Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) z lipca tego roku wynika, że w 2021 r. (to ostatni badany rok) zaobserwowano najwyższy jak dotąd roczny wskaźnik zgłaszania choroby legionistów w Unii Europejskiej – wynosił 2,4 przypadków na 100 tys. mieszkańców. W Polsce – żeby doszło do wskaźnika 2,4, musiałoby zostać wykrytych niemal 1 tys. przypadków. Na razie wskaźnik jest mniejszy niż 1. Aż 75 proc. zachorowań stwierdzonych w Europie przypadło na cztery kraje: Włochy, Francję, Hiszpanię i Niemcy. Najbardziej dotkniętą grupą byli mężczyźni w wieku 65 lat i starsi. Specjaliści wiążą wzrost liczby przypadków ze zmianami klimatycznymi i z podniesieniem temperatury.
Główny inspektor sanitarny polecił wszystkim jednostkom Państwowej Inspekcji Sanitarnej w kraju wzmocnienie nadzoru nad przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa zdrowotnego wody przez zarządzających wodociągami i instalacjami wodnymi. ©℗
Rozmowa z Profesorem Robertem Flisiakiem, Kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Prezesem Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Groźniejsi od wirusów są nieodpowiedzialni ludzie
Od kilku dni Rzeszów walczy z legionellozą. Z danych Państwowego Zakładu Higieny wynika, że ten rok jest rekordowy pod względem zachorowań na tą chorobę - w 2014, 2015 r. było kilka kilkanaście przypadków w tym okresie.
Warunki pogodowe sprzyjają namnażaniu się bakterii, która – przypomnę - rozwija się w sieci wodno-kanalizacyjnej, czy klimatyzacji, skąd przenosi się przez układ oddechowy do organizmu człowieka. Może to się stać podczas kąpieli, brania prysznica, czy wdychania klimatyzowanego powietrza. Namnażaniu się bakterii sprzyjają upał i podgrzanie wody do temperatury 25-40 stopni.
Czy istnieje ryzyko, że zakażenie rozprzestrzeni się na cały kraj?
Nie. Różnica między tą bakterią, a drobnoustrojami rozprzestrzeniającymi się epidemicznie (np. koronawirusem) jest taka, że nie przenosi się z człowieka na człowieka. Człowiek zakaża się legionellą wdychając aerozol wodny lub – rzadziej - zachłystując się skażoną przez bakterię wodą. Dlatego dużo łatwiej ją zwalczyć, gdy zostanie wykryte ognisko.
Sytuacja w Rzeszowie jest o tyle niedobra, że najczęściej ognisko wystąpienia bakterii ogranicza się do jednego budynku, czy kompleksu budynków korzystających z tej samej sieci wodociągowej. Tymczasem w Rzeszowie musiało prawdopodobnie dojść do namnażania się bakterii w jakimś kluczowym miejscu miejskiej sieci wodociągowej.
Jak walczyć z tą bakterią?
W przypadku wykrycia Legionelli w sieci wodociągowej możliwe est okresowe podgrzewanie wody do ponad 70 stopni, w której bakteria ginie. Niestety wiąże się to z dyskomfortem użytkowników i ryzykiem poparzenia, dlatego wymaga uprzedzenia mieszkańców danego kompleksu budynków. Alternatywą jest wprowadzanie do wodociągu środków dezynfekujących co też nie jest przyjemne. Obie metody niestety są trudne do zrealizowania gdy chodzi o rozległą sieć wodociągową.
Czy taki problem może się to powtarzać? Co zatem można zrobić?
Konieczne jest opracowanie procedur wymuszających na władzach lokalnych, czy instytucjach, korzystających z rozbudowanych sieci wodno-kanalizacyjnych regularne badania w kierunku Legionella pneumophila. Zwłaszcza powinno to dotyczyć szpitali, gdzie jest największe skupisko osób wrażliwych, czyli podatnych na zakażenie. Szczególnie, że klimat się zmienia i można przypuszczać, że takie sytuacje w przyszłości będą się powtarzać.
Czekają nas jeszcze inne zagrożenia?
Na pewno należy liczyć się z powrotem starych chorób. Przybywa osób nieszczepionych, m.in. z powodu narastającej aktywności ruchów antyszczepionkowych. A mniej szczepień, to mniejsza odporność populacji i większe ryzyko zachorowania na chorobę, która przez lata była w uśpieniu. Mamy już przykłady powracającej odry. W ostatnim czasie mamy też do czynienia ze zbyt częstym sięganiem po antybiotyki lub propagowaniem bezzasadnie wydłużonych schematów antybiotykoterapii tak jak ma to miejsce w Boreliozie z Lyme. Poza szkodą dla pacjenta (finansową i zdrowotną) jest to droga prowadząca do wytwarzania się antybiotykoporności.
Należy też liczyć się z tym, że w związku z ociepleniem się klimatu, w Europie, w tym w Polsce będzie przybywać chorób zakaźnych, charakterystycznych dotąd dla innych regionów świata np. Afryki.
Na ile to niebezpieczne choroby?
WHO ostrzegła niedawno, że liczba przypadków zachorowań na dengę może być w 2023 r. rekordowa - liczba przypadków wzrosła od 2000 r. niemal ośmiokrotnie, co po części związane jest z globalnym ociepleniem, które sprzyja zarówno wzrostowi populacji komarów, jaki i namnażaniu się wirusów. Wirus dengi przenoszony jest przez komary i zdaniem ekspertów zagrożona zakażeniem może być obecnie połowa mieszkańców świata.
Dlaczego choroby rozprzestrzeniają się łatwiej?
Oprócz zmian klimatycznych sprzyja temu także globalizacja. Podróżujemy więcej niż przed laty. Ryzyko zawleczenia choroby staje się więc coraz większe. Dobrym przykładem jest malaria, gorączka zachodniego Nilu, czy Denga, której przypadki mamy już w Europie, choć wcześniej ich nie było. Wysoka temperatura sprzyja przesuwaniu się granicy wystepowania tych chorób coraz bardziej na północ. Nie można wykluczyć że dotyczyło to będzie także tak groźnych chorób jak Ebola.
Czy to oznacza, że pandemie takie jak COVID-19 będą zdarzać się coraz częściej?
Pandemie zostaną wpisane w obraz naszego codziennego życia już na stałe. Zresztą grypa do pandemia, z którą walczymy już od lat. trzeba więc szykować się na kolejne zagrożenia. Na szczęście jak pokazuje historia nowe wirusy, czy bakterie nie muszą być coraz bardziej zjadliwe. COVID -19 choć początkowo powodował poważne zagrożenie życia dla znacznej części populacji, to z upływem czasu zmieniał się stając się coraz mniej groźny.
A jak się przygotować na zagrożenia i czy to w ogóle możliwe?
Należy korzystać z dośwaidczeń które cały czas gromadzimy. Przede wszystkim musimy maksymalnie wykorzystywać szczepienia. Częstsze występowanie pandemii stymuluje na szczęście naukę do opracowania szczepionek i leków. W czasie COVID - 19 doszło do innowacyjnego zastosowania technologii mRNA. To daje nadzieję na szybszą w przyszłości reakcję przemysłu farmaceutycznego na ewentualne zagrożenia. Przeciw wielu chorobom nie było szczepionek i leków z prozaicznego i brutalnego powodu, występowały one w biednych regionach świata więc badania i produkcja leków była nieopłacalna. Globalizacja zmienia priorytety.
Pojawienię się tak dużego ogniska legionellozy może oznaczać, że powinniśmy się obawiać także zagrożenia grzybicami układowymi w populacjach szczególnie wrażliwych.
Jakie są pana największe obawy?
Nie boję się wirusów, czy bakterii, bo z nimi damy sobie wcześniej czy później radę. Obawiam się braku odpowiedzialności ludzkiej, bo z tą trudno walczyć, a może być wielką przeszkodą w zwalczaniu zakażeń. Ale włączyć się w to powinni też decydenci, bo obawiam się także populistycznych decyzji, które byłyby przejawem braku odpowiedzialności za zdrowie publiczne.