Już przynajmniej trzy jednostki pochylają się nad zawiadomieniami dotyczącymi nadużyć przy wystawianiu e-recept – ustalił DGP.

Proceder sprzedaży recept w sieci bez konsultacji medycznej analizują po naszych tekstach nie tylko izby lekarskie, lecz także prokuratura. Te pierwsze na zarzut, że nie ma jeszcze efektów ich postępowań, odbijają piłeczkę i pytają: co zrobili śledczy? Sprawdzamy.

– Zawiadomienie ministra zdrowia zostało zarejestrowane w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w połowie lipca i dotyczy m.in. podejrzenia popełnienia przestępstw z art. 286 par. 1 (oszustwo w celu osiągnięcia korzyści majątkowej – red.), art. 271 par. 1 (poświadczenie nieprawdy w dokumentacji – red.) kodeksu karnego. Zwróciliśmy się o przesłanie dokumentacji niezbędnej do nadania prawidłowego toku postępowania – mówi DGP Szymon Banna z PO w Warszawie. Z naszych ustaleń wynika, że sprawą zajmuje się tamtejszy wydział ds. przestępczości gospodarczej. Ale, jak słyszymy nieoficjalnie, dosłanie dokumentów z MZ może nastręczać problemów po tym, jak ze stanowiska odeszli minister i rzecznik resortu.

Przypomnijmy: o naszych ustaleniach, że kupowanie recept w sieci nie ma nic wspólnego z leczeniem, odbywa się bez kontaktu z lekarzem, jest de facto transakcją sprzedaży, a „dokumentacja medyczna” opisująca taką teleporadę jest fałszywa, bo opisuje zdarzenia, które nie miały miejsca, poinformowaliśmy izby lekarskie, ZUS i rzecznika praw pacjenta. Ten ostatni uznał, że sprawa jest poważna i złożył zawiadomienie o podejrzeniu fałszowania dokumentacji już w marcu. Ale w maju Prokuratura Rejonowa w Świdniku (właściwa ze względu na adres podmiotu widniejącego na recepcie) odmówiła wszczęcia postępowania. Stwierdziła, że „opisany w stanie faktycznym czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego”. Bazowała m.in. na tym, co lekarz napisał w dokumentacji. Czyli na informacji z ubogiej ankiety ze strony WWW, o której Komisja Etyki Naczelnej Izby Lekarskiej mówi, że nie może być utożsamiana z wywiadem medycznym. Co więcej, żaden regulamin portalu nie może stać wyżej niż przepisy prawa, a art. 42 ustawy o zawodzie lekarza nakłada na niego obowiązek osobistego zbadania pacjenta. To dlatego RPP złożył zażalenie na tę decyzję do sądu rejonowego. Ten jednak podtrzymał decyzję prokuratury.

Szef świdnickiej PR przyznawał później, że być może należało zebrać szerszy materiał, m.in. przesłuchać strony. Nieoficjalnie – po nagłośnieniu tematu w mediach – pojawił się zgrzyt w działaniu śledczych. Bo sprawa, której zbadania odmówiła PR, w dużej mierze jest tożsama z tą, która trafiła z zawiadomienia Ministerstwa Zdrowia do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dotyczą m.in. tego samego lekarza – rekordzisty w wystawianiu e-recept za pośrednictwem portali internetowych. Jest on w grupie medyków, o których w swoim zawiadomieniu pisze MZ. Ten sam jest również modus operandi.

Wracamy do Świdnika. – W sprawie się ruszyło. Czekam na decyzję przełożonych. Akta poszły do PO w Lublinie do analizy – mówi Marcin Stelmach, szef tutejszej PR. Informuje, że lubelscy prokuratorzy zażądali dokumentów „celem zapoznania się i dokonania oceny co do prawidłowości dotychczasowego procedowania i wydania naszej decyzji końcowej”.

Rzeczniczka PO w Lublinie w rozmowie z DGP potwierdza, że to ich inicjatywa. Jaka jest teraz droga formalna dla ewentualnych działań? Po analizie przekazanych akt, jeśli PO uzna, że sprawa wymaga rozpatrzenia – wszczęcie z urzędu lub przekazanie do PO w Warszawie, celem połączenia prowadzonych postępowań. To możliwe, bo w Świdniku toczyło się jedynie postępowanie sprawdzające, które nie doprowadziło do wszczęcia dochodzenia. A taka decyzja PR nie implikuje konieczności pojawienia się w sprawie nowych dowodów, by powtórnie pochylić się nad tematem.

Teraz Warszawa. Tutejsza Prokuratura Okręgowa nie wiedziała o zawiadomieniu RPP, które trafiło do Świdnika. Pada stwierdzenie, że logiczne byłoby połączenie spraw. I wytłumaczenie, że miesięcznie do PO i prokuratur jej podległych trafia ok. 10 tys. spraw. Stąd trudno w każdej mieć głębsze rozeznanie. Dlatego PO w Warszawie czeka na akta ze Świdnika, które pozwolą poszerzyć materiał dowodowy. Czeka też na wspomniane informacje z MZ, bo dotychczasowe zawiadomienie jest lakoniczne, a PO potrzebuje twardych danych. Być może, słyszymy, były już minister Niedzielski nie chciał sam z siebie ujawniać nadmiernej ilości informacji. Co innego żądanie prokuratora. Dlatego akta zostały zwrócone z prośbą o uzupełnienie. ©℗