16 mld zł, które wpłynie do placówek ochrony zdrowia w związku ze wzrostem wynagrodzeń pochodzi ze składki zdrowotnej oraz z tzw. funduszu zapasowego NFZ - wyjaśnił minister zdrowia Adam Niedzielski.

Szef resortu zdrowia w środę w Programie Pierwszym Polskiego Radia pytany był m.in. o swoją wypowiedź z poniedziałku, kiedy na konferencji mówił o trwającym od 1 lipca procesie realizacji podwyżek minimalnych wynagrodzeń w systemie opieki zdrowotnej. Podał wówczas, że w związku ze wzrostem wynagrodzeń do placówek ochrony zdrowia wpłynie blisko 16 mld zł. W środę w radiu pytany był o źródło tych środków.

"To są pieniądze, które oczywiście pochodzą ze składki, pochodzą też z tzw. funduszu zapasowego Narodowego Funduszu Zdrowia, bo w ostatnich latach część wydatków na zdrowie była finansowana z budżetu państwa, mówię tutaj przede wszystkim o wydatkach związanych z walką z covidem. Więc część tej składki, którą płacimy była po prostu niewykorzystana w tym kontekście" - odpowiedział Niedzielski.

"Rozwiązania ustawowe mówią, że 1 lipca następuje podwyżka minimalnego wynagrodzenia, która dzieje się w tym tempie jak rośnie średnie wynagrodzenie w gospodarce, bo to była gwarancja, która daliśmy, jako państwo medykom, nie tylko personelowi medycznemu, bo te rozwiązania dotyczą nie tylko personelu niemedycznego, po to by właśnie zahamować przede wszystkim odpływ medyków zagranicę, bo mieliśmy do czynienia z tym zjawiskiem (...), ale żeby też uatrakcyjnić pracę w systemie publicznym" - wskazał minister.

"Zawsze teraz 1 lipca wypłacamy te środki. Te środki w tym roku są wyjątkowo duże, bo one kompensują nie tylko podwyżkę minimalnych wynagrodzeń, ale również inflację, która jak wiemy w ostatnim czasie stosunkowo bardzo nakręcała koszty chociażby energii i innych usług obcych, chociaż szpitale były objęte specjalnymi taryfami" - zaznaczył. "Jeszcze chcieliśmy skoncentrować się na tym, żeby te szpitale, które w podstawowy sposób zabezpieczają obywateli, mówię o szpitalach powiatowych, które są najbliżej naszych pacjentów, żeby one też odczuły trochę bardziej tą poprawę finansów, bo tam zastosowaliśmy takie rozwiązania, że podstawowe oddziały, podstawowe zakresy leczenia, takie jak interna, chirurgia ogólna, położnictwo, będą w większy sposób premiowane, że zmiany wycen będą tam stosunkowo większe" - dodał.

"Sumarycznie to się składa na te 16 mld zł: 7 mld zł to jest kwestia kompensowania wynagrodzeń, 7,5 mld zł to jest kwestia kompensowania inflacji, a 700 mln zł to premia dla szpitali powiatowych" - podsumował szef MZ.

Odniósł się też do stwierdzeń opozycji, że za rządów PiS dwukrotnie zwiększyło się, do 20 mld zł, zadłużenie szpitali. "To jest przede wszystkim dobra okazja by wyjaśnić kilka niuansów, które są w problemie zadłużenia. Po pierwsze: jeżeli mówimy o zadłużeniu ogółem, to ono zawsze się zwiększa dla podmiotów, które mają większe pieniądze do dyspozycji, bo po prostu kredytując działalność, wchodząc w różne przedsięwzięcia stać nas na większe kredyty, na większe pożyczki. I pod tym względem wzrost zadłużenia ogółem, kiedy mamy naprawdę nakłady w ostatnich 6 czy 8 latach ponad 2,5-krotnie rosnące... Proszę zobaczyć mamy nakłady wzrosły 2,5-krotnie, a zadłużenie według tych głosów wzrosło 2-krotnie" - powiedział Niedzielski.

Po drugie - jak mówił - o kondycji finansowej szpitali świadczy nie zadłużenie ogółem, ale zobowiązania wymagalne, które są konieczne do zapłacenia, a nie zostały zapłacone. "Otóż te zobowiązania od kilku lat wahają się w przedziale ok. 2 mld zł i nie rosną. To znaczy, że ta kondycja, wypłacalność szpitali jest w miarę po prostu stabilna" - zaznaczył.

"Kolejna rzecz, o której warto powiedzieć, to to, że 75 proc. lecznic nie ma zobowiązań wymagalnych" - podkreślił. "Mamy do czynienia z taką sytuacją, że jest pewna grupa podmiotów, która jest odpowiedzialna za zdecydowaną większość zadłużenia. To nie jest problem powszechny" - dodał minister.

Pytany był też o pomysły Konfederacji na zmiany w opiece zdrowotnej. "Są z takiego poziomu, że naprawdę pacjenci powinni dwa razy, trzy razy pomyśleć zanim w ogóle pomyślą o oddaniu głosu na Konfederację, bo tam został zgłoszony pomysł dania obywatelom bonu na 4,6 tys. zł. Przypomnę, że mamy w Polsce 2 mln osób chorych na nowotwór, nad którymi opieka kosztuje średniorocznie co najmniej 7 tys. Takie rozwiązanie już ekskludują, wyrzuca poza nawias wszystkich pacjentów nowotworowych. Sam lekarz rodzinny dla osoby, która jest w bardziej zaawansowanym wieku kosztuje ponad 6 tys. zł. Taki bon szczerze mówiąc nie pokryje (tego). Może dla osób, które nie chorują jest dobrym rozwiązaniem, natomiast istotą systemu, jaki mamy teraz w Polsce jest solidarność" - powiedział Niedzielski. (PAP)

Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka

dsr/ mhr/