Konflikt i podział wśród sędziów Sądu Najwyższego trwa. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Będę namawiał ich do jedności, ale nie zmuszał - mówi nowy prezes Izby Karnej SN Zbigniew Kapiński. Zapewnia, że poglądy polityczne zostawia w domu i w sposób apolityczny będzie kierował Izbą.

W wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej nowo powołany prezes Izby Karnej SN zapowiada, że nie będzie wyznaczał tzw. mieszanych składów orzekających, aby uniknąć konfliktów i zapewnić sprawne działanie sądu. Podkreśla, że będzie za to szukał recepty na zakończenie istniejących konfliktów. Do zasadniczych, nierozwiązanych problemów w SN zalicza uchylanie wyroków z uwagi na obecność w składzie tzw. nowego sędziego, uchwałę trzech Izb oraz polityczne zaangażowanie sędziów.

Prezydent powołał Zbigniewa Kapińskiego na prezesa Izby Karnej w środę, w związku z upływającą 26 maja kadencją dotychczasowego prezesa Michała Laskowskiego. Kontrkandydatami Kapińskiego w wyścigu o to stanowisko był ustępujący prezes oraz sędzia Kazimierz Klugiweicz. Kapiński, który trafił do SN w czerwcu ubiegłego roku, orzekał wcześniej przez ponad dwadzieścia lat w warszawskim sądzie apelacyjnym.

Część prawników i mediów nie była zaskoczona, że to pana prezydent powołał w środę na prezesa Izby Karnej SN. A czy pan spodziewał się zaproszenia do pałacu prezydenckiego na powołanie?

Zbigniew Kapiński: Podjąłem decyzję o kandydowaniu świadomie, dostałem dziewięć głosów zdobywając drugi wynik podczas wyboru kandydatów i wiedziałem, że moja kandydatura wchodzi w grę. Liczyłem na to. Jednak przyznaję, że było pewne zaskoczenie.

I jak pan to odebrał?

Z.K.: Odebrałem to jako uznanie mojego dorobku zawodowego i mojej postawy sędziowskiej. Od pana prezydenta usłyszałem, że przy wyborze uwzględnił moje wieloletnie sędziowskie doświadczenie. Bo przez ponad 20 lat orzekałem w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, gdzie jak w soczewce skupiają się bardzo poważne sprawy obejmujące skomplikowane zagadnienia. Jako sędzia orzekałem w najtrudniejszych sprawach: lustracyjnych, FOZZ, sprawa Kiszczaka, którą doprowadziliśmy do końca.

Ale od prezydenta usłyszałem też, że żaden uczestnik postępowania sądowego nie powinien nigdy znać poglądów politycznych sędziego, który orzeka w jego sprawie. Zgadzam się z tym i jest to dla mnie kardynalna zasada. Moje poglądy polityczne realizuję tylko przy urnie wyborczej. Sędzia nie może utożsamiać się z żadną władzą polityczną. Uważam, że sędzia powinien wypowiadać się w orzeczeniach i uzasadnieniach. I dlatego też, udzieliłem dotychczas tylko jednego wywiadu.

Przy kierowaniu Izbą SN poglądy polityczne też zostawi pan w domu?

Z.K.: Tu nic nie ulegnie zmianie. Nie będzie takiej sytuacji, że moje działania przy kierowaniu Izbą Karną będą utożsamiane z określonymi poglądami politycznymi, czy wpływami określonych polityków. Nie wyobrażam sobie nawet takiej sytuacji, nie ma takiej możliwości.

Orzeka pan w Sądzie Najwyższym od niespełna roku. Czy dostrzegł pan już jakieś problemy, które wymagają pilnego rozwiązania?

Z.K.: Tak i dotyczy on całego SN. To problem uchylania wyroków z powodu tylko i wyłącznie udziału w składzie orzekającym sędziów przedstawionych do powołania przez obecną Krajową Radę Sądownictwa. Sędziów, których niektórzy nazywają neosędziami. Głęboko się z tym nie zgadzam. To jest bardzo szkodliwe z punktu widzenia stron postępowania, wymiaru sprawiedliwość, a w konsekwencji Polski. Nie znajduję żadnego merytorycznego uzasadnienia takiego postępowania.

Widzi pan jakieś wyjście z tej sytuacji?

Z.K.: Podstawą do takiego uchylania wyroków jest tzw. uchwała trzech Izb SN. Uważam, że jest ona zasadniczym problemem i fakt, że kiedyś zapadła wciąż negatywnie wpływa na funkcjonowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości. Niemałe znaczenie ma też tutaj polityczne zaangażowanie niektórych sędziów.

Jako prezes Izby będę miał jednak określone kompetencje i obowiązki, poza które wychodzić nie mogę. Czy pozwolą mi one na rozwiązanie tej sytuacji? Nie wiem. Sądzę, że jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretnych krokach, jakie będę podejmował jako prezes.

Jednak jedna z decyzji, którą będzie musiał pan podjąć może zaważyć na dalszym sprawnym funkcjonowaniu Izby. Dotychczas w Izbie Karnej nie były wyznaczane tzw. mieszane składy orzekające, czyli te, w których zasiadaliby tzw. nowi i tzw. starzy sędziowie. Czy podtrzyma pan tę zasadę i w Izbie Karnej nie będzie mieszanych składów?

Z.K.: Uważam, że to jest w interesie Izby. Nie chce wywoływać dodatkowych konfliktów. Chcę natomiast, żeby praca Izby przebiegała w sposób merytoryczny i spokojny. Dlatego nigdy nie będę wyznaczał takich składów wbrew sędziom. Będę natomiast rozmawiał z sędziami i namawiał ich do tego, żeby ci, którzy dotychczas nie chcieli orzekać z nowymi sędziami, zmienili swoje podejście.

Czy uważa pan, że uda się panu zasypać konflikty i podziały wśród sędziów, które nie są przecież żadną tajemnicą?

Z.K.: Rzeczywiście nie jest to tajemnica. Podział i konflikt jest i boleję nad tym, bo uważam, że one nikomu nie służą. Będę namawiał do tego, żeby wrócić do jedności, ale nie będę zmuszał.

Jak zatem zamierza pan przekonać do tego sędziów?

Z.K.: Wychodzę z założenia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Orzekałem w sprawach, w których sąd I instancji twierdził: "Dura lex, sed lex. Niestety w tej sprawie już nic więcej nie da się zrobić". Natomiast w sądzie II instancji, udawało się mi się odnaleźć odpowiednie instrumenty i wyjścia z takich sytuacji.

I sądzi pan, że podobne wyjście znajdzie pan w sprawie podziałów wśród sędziów SN?

Z.K.: Tu nie ma prostego rozwiązania i nie powiem, że mam już gotową receptę, bo bym skłamał. Chcę jednak poznać stanowiska sędziów i wierzę, że uda nam się wyjść z tej trudnej sytuacji, wspólnie. Bo nikt za nas tego nie zrobi. Nie zrobią tego politycy, nie zrobią za nas tego obywatele. A nasze porozumienie leży w interesie państwa, wymiaru sprawiedliwość, a przede wszystkim w interesie stron procesu.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Mateusz Mikowski (PAP)

Autor: Mateusz Mikowski

mm/ godl/