Skuteczność presji na Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zależeć będzie od tego ile państw końcowo gotowych będzie podjąć mocne kroki, sięgające nawet groźby bojkotu.

Przedstawiciele 35 państw wzięli udział w piątkowej telekonferencji na szczeblu rządowym na temat ewentualnego dopuszczenia rosyjskich i białoruskich sportowców do startów w igrzyskach olimpijskich. Na ten moment Międzynarodowy Komitet Olimpijski chce, by mieli oni możliwość występu pod neutralną flagą, gdyż – jak argumentuje organizacja – „żaden sportowiec nie powinien być wykluczony z zawodów wyłącznie na podstawie paszportu”. Jednak część państw nie widzi możliwości rywalizacji ze swoimi przeciwnikami z Rosji czy Białorusi i nie wyklucza nawet bojkotu największego święta sportu. Grupa ta i MKOl szukają więc porozumienia, choć do rozwiązania satysfakcjonującego obie strony droga jest daleka.

„Konferencja było badaniem gruntu, kraje sondowały siebie nawzajem, temat bojkotu igrzysk nie pojawił się” – słyszymy od źródła w polskim Ministerstwie Sportu i Turystyki. Przedstawiciele Holandii czy państw skandynawskich wypowiadali się w ostrzejszym tonie, niektórzy, jak np. Australijczycy zajmowali pozycje łagodniejsze, bardziej wyczekujące. „Przedstawiciel Grecji powiedział, że przychyla się do stanowiska MKOl-u. Z kolei przedstawiciele Japonii i Francji wskazali, że w kontekście neutralności jest wiele pytań, a mało odpowiedzi” – mówił po telekonferencji polski minister sportu Kamil Bortniczuk. Szef resortu stwierdził też, że „nie chcemy teraz stawiać sprawy na ostrzu noża, ale bojkot to scenariusz, którego nie możemy wykluczać”.

Więcej o stanowisku poszczególnych państw dowiemy się zapewne w przyszłym tygodniu, gdy Brytyjczycy wystosują oświadczenie podsumowujące konferencję. Od tego ile państw dołączy do dokumentu zależeć będzie skala presji na MKOl. Czy będzie ich więcej tym większa będzie szansa, że międzynarodowa organizacja założona z inicjatywy barona Pierre’a de Coubertina zmieni swoją pozycję. Bo ewentualny bojkot wielu, a szczególnie największych światowych reprezentacji, byłby dla Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego katastrofą przed zaplanowanymi na rok 2024 Letnimi Igrzyskami Olimpijskimi w Paryżu. I powiewem napięć jak z lat 80. ubiegłego wieku, gdy dochodziło do bojkotów Igrzysk Olimpijskich w Moskwie i Los Angeles.

Rozważane są więc opcje pośrednie, takie które wykluczałyby sportowców popierających Władimira Putina, ale zarazem nie eliminowały z udziału w zawodach Ukraińców, Polaków czy Litwinów. Strona polska, przy poparciu m.in. Kanadyjczyków, proponuje stworzenie reprezentacji uchodźców, w której mogliby się znaleźć np. Białorusini przeciwni władzom w Mińsku. „Współpracujemy z fundacją solidarności białoruskich sportowców, którzy uciekli przed reżimem Łukaszenki. Wskazywali nam, że chcieliby wziąć udział w igrzyskach. Bo przez to, że uciekli z kraju, nie mają takiej możliwości. Byłoby to uczciwe, bo prawdziwymi ofiarami totalitaryzmów są ludzie, którzy przez pryzmat swoich wartości nie mają prawa znaleźć się w reprezentacji zgłoszonej przez rosyjski lub białoruski komitet olimpijski” – wyjaśniał Bortniczuk.