Konfederacja warszawska z 1573 r. to dobry powód do dumy – i to dumy radosnej. Bo powstania, ze szlachetnym wyjątkiem wielkopolskiego, przegrywaliśmy, co rzutuje na poziom wesołości, nawet jeżeli z uporem godnym lepszej sprawy promuje się wspólne i wesołe śpiewanie dziarskich piosenek Powstania Warszawskiego (to jakby strzelić kankana na pogrzebie).

Kiedy Bronisław Komorowski dał się wpuścić w czekoladowego orła, jakaś część patriotycznej opinii publicznej dostała białej gorączki. Nie celebruje się Polski wesoło – twierdzono, zamykając oczy na szlachetność intencji prezydenta. W tym roku przeciwnicy orła i Komorowskiego pokazują nam, jak się celebruje wielkie osiągnięcia Polaków! Otóż: wcale.

Obchody równej (jak stół) 450. rocznicy przyjęcia uchwały nazwanej konfederacją warszawską są homeopatyczne. Rozumiem, że jest wojna i inflacja, a na dodatek jest tradycja braku tradycji obchodów tejże konfederacji. Przełamać kłopoty bieżące, pchając taczkę pod górkę nawyków – tak, to jest wyzwanie. Trzeba było jednak choć spróbować... spójnej i wieloletniej polityki historycznej, z celami zakreślonymi na dekady. Siedem lat wstawania z kolan i bojów o historyczną pamięć narodu wraz z walką o polską szkołę (jeżeli dobrze pamiętam, to wojna cywilizacji, ale może coś pokręciłem) mogły dać inną odpowiedź, niż „kierowniku, to się nie da”.

Nigdy przedtem ani nigdy potem Polska nie pokazała światu politycznej i moralnej drogi, którą pójdzie ludzkość, jak właśnie w 1573 r. Zgoda na to, że tamten ma swoją wiarę, a ja swoją i szafa gra, jest współcześnie powszechnie przyjęte, może z drobnym wyjątkiem najbardziej wojowniczego sektora ateistów, aktywnych głównie w internecie, czyli nigdzie. W XVI w. świat myślał inaczej – różnowierców palić, wypędzać, delegalizować. Żałować należy, że nie naśladowano Polski! A jeszcze bardziej należy żałować, że siedem lat zmiany tzw. dobrej, to lata bardzo chude, kiedy chodzi o budowę historycznej dumy z epokowego polskiego osiągnięcia. Czekoladkę skrytykować może pierwszy lepszy, podjąć się działań skutecznych i długofalowych w dziedzinie pamięci... też pewno ktoś umie, ale jakoś ten ktoś nie trafia do Rady Ministrów i wypasionych fundacji narodowych.