W zależności od przyjętej formuły współpracy opozycja każdorazowo wygrywa z PiS. Problem w tym, że nie na tyle, by np. odrzucać prezydenckie weta - wynika z sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM.

W ciągu ostatnich tygodni przez opozycję przetacza się dyskusja - jaki start byłby dla jej wyników optymalny. Orędownikiem wspólnej listy przez długi czas był lider PO Donald Tusk. Raczej sceptyczny jest Szymon Hołownia. Jego posłowie - inaczej niż reszta opozycji - zagłosowali przeciwko nowelizacji ustawy o SN (pozostali się wstrzymali).

Przyglądając się debacie, w najnowszym sondażu zbadaliśmy trzy warianty startu. Pierwszy to samodzielne listy wszystkich ugrupowań. Drugi zakłada dwa podmioty: blok KO, PSL, PL2050 oraz osobno Lewicę. Z kolei trzeci to KO i PSL razem oraz osobno startujące Polska 2050 i Lewica. Założyliśmy takie warianty, bo mimo ostatnich sporów PL2050 z resztą opozycji na tle ustawy o SN politycy opozycyjni nie wykluczają takich konfiguracji.

W ujęciu procentowym blok anty-PiS (nie wliczając Konfederacji) niezależnie od wariantu zdobywa od 49 do 51 proc. głosów. PiS z kolei każdorazowo może liczyć na 34-35 proc.

Jak te wyniki przekładają się na liczbę mandatów? Przeliczyliśmy je z pomocą dwóch ekspertów - socjologa polityki Jarosława Flisa oraz Marcina Paladego z Centrum Analiz Wyborczych. Obaj dysponują autorskimi „kalkulatorami” do przeliczania sondaży na poselskie fotele.

Jeśli chodzi o przeliczenia Jarosława Flisa, to według nich opozycja maksymalizuje swój wynik w wariancie jakiejś formy wspólnego startu. Wówczas może liczyć na 250-251 mandatów. W przypadku pójścia oddzielnie wszystkich ugrupowań - zdobywa ich 242. - Matematyka i polityczna dynamika działają w przeciwne strony, badanie i przeliczenie na mandaty przy wspólnej liście KO i PSL pokazuje, że zyskuje matematycznie w porównaniu do czterech list, natomiast nie następuje ucieczka wyborców. Widać paradoks, że jak KO i PSL się łączą, to zyskuje Hołownia, a jak Hołownia się dołączy do nich, to Lewica. Te zyski nie są zbyt duże, ale zauważalnie - podkreśla Jarosław Flis.

Także z wyliczeń na kalkulatorze Marcina Paladego wynika, że w każdym z trzech przypadków wygrywa opozycja. Jeśli idzie blokami, ma 247-250 miejsc w Sejmie; jeśli samodzielnie - 232 miejsca. - Widać, że opozycja jest w stanie te wybory wygrać, ale w żadnej konfiguracji nie uzyskuje większości minimum 276 głosów, która pozwoli jej odrzucać prezydenckie weta. A od tego może zależeć, czy opozycja po ewentualnym przejęciu władzy będzie w stanie realnie rządzić, czy tylko administrować - zauważa Marcin Palade.

- Lewica jest gotowa na każdy wariant, jesteśmy przekonani, że opozycja musi współpracować, żeby stworzyć wspólny rząd - komentuje wyniki szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski. Zdaniem Michała Koboski z PL2050 badanie pokazuje, że najlepszą opcją jest koalicja PO-PSL. Daje dużo mandatów opozycji, a jednocześnie nie podbija notowań Konfederacji. - Wyborcy chcą aby partie, które rządziły razem do 2015, poszły razem. Jeśli PL2050 weszłaby w koalicję z PO, to znaczna część wyborców, którzy poszukują w nowej jakości, którą dajemy im dzisiaj my, zagłosowałaby na Konfederację - dodaje.

Oba wyliczenia pokazują, że opozycja ma spore szanse na przejęcie władzy. Trudno jej jednak może być wprowadzać zmiany bez możliwości odrzucania wet prezydenta. Marcin Kierwiński z Platformy Obywatelskiej zdaje sobie z tego sprawę. - Dlatego my nie tylko chcemy wygrać z PiS, ale wygrać tak, by nasze zwycięstwo dawało szansę na efektywne przejęcie władzy. Liczymy się z tym, że PiS i prezydent będą po przegranej utrudniać ten proces - mówi poseł.

Z tego punktu widzenia dla opozycji będą kluczowe dwie kwestie - żeby wszystkie partie przekroczyły próg wyborczy (co maksymalizuje wariant konsolidacji, zwłaszcza w odniesieniu do PSL, który jest najbliżej progu), oraz żeby przekroczyć metę z pierwszą pozycją. To pozwoliłoby uniknąć scenariusza, w którym misję sformowania rządu otrzyma od prezydenta kandydat PiS. Do tej pory, licząc od 1997 r., prezydent zawsze powierzał ją przedstawicielowi zwycięskiego ugrupowania, ale nie ma takiego obowiązku. Sondaże pokazują, że tym razem może dojść do sytuacji, w której np. PiS wygra, ale to KO, PSL, PL2050 i Lewica będą dysponowały większością do utworzenia rządu. W takim układzie trudno przewidzieć decyzję Andrzeja Dudy. Politycy obecnie rządzący liczą, że jeśli ich ugrupowanie będzie na pierwszym miejscu, mając ponad 200 głosów i do Sejmu wejdzie Konfederacja, to znajdzie się odpowiednia większość. Zasobem mają być pojedynczy posłowie opozycji lub umowa z PSL. Ludowcy jednak zapewniają, że PiS nie będzie mógł na nich liczyć. ©℗

Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe