Zawieszenie dostaw, zmniejszenie liczby dostarczanych preparatów, wydłużenie terminów – Komisja Europejska po raz pierwszy ostro reaguje w sporze o szczepionki.

Wczoraj KE wysłała list do szefa największego producenta szczepionek – Pfizera. Prosi w nim o wydłużenie okresu dostaw, ale chce też wstrzymania dostaw do czasu zakończenia negocjacji. „W imieniu państw członkowskich Unii Europejskiej zwracamy się z prośbą o wstrzymanie wszelkich dostaw szczepionek w ramach umowy zakupu, aby umożliwić kontynuację prowadzonych w dobrej wierze negocjacji między nami. Powinno to mieć miejsce do czasu osiągnięcia porozumienia” – czytamy w liście skierowanym do Alberta Bourli. To efekt zeszłotygodniowych spotkań unijnych ministrów zdrowia i posiedzenia Rady UE ds. Zatrudnienia, Polityki Społecznej, Zdrowia i Spraw Konsumenckich (EPSCO).

Polska krucjata

To przełom, bo początkowo Komisja dość niechętnie przyglądała się działaniom naszego rządu. W medialnych komentarzach wskazywano, że to problem państw Europy Środkowo-Wschodniej, a w oficjalnych wypowiedziach KE podkreślała, że szczegóły dostaw i ewentualne zmiany w ich harmonogramie państwa członkowskie muszą z Pfizerem negocjować same. Polska jako jedyna już wcześniej zawiesiła dostawy szczepionek, wskazując, że ma zapasy, a dodatkowe preparaty byłyby wyrzucane do kosza. Jako argument podawała wojnę w Ukrainie.
Pfizer, choć oficjalnie nie zgodził się z polskim stanowiskiem, to nie protestował – nie podał Polski do sądu i nie reagował na sytuację. W tym czasie polskie Ministerstwo Zdrowia zainicjowało działania w całej Europie. Wczorajszy list jest efektem wielomiesięcznych nacisków, głównie ze strony Polski. – W całej Europie odczuwalna jest duża nadwyżka szczepionek przeciwko COVID-19. Kontynuowanie realizacji kontraktów na ich dostawę jest nielogiczne – argumentował minister zdrowia Adam Niedzielski.
Jego podejście spotkało się z przychylnością reszty jego odpowiedników z unijnych państw. W trakcie zeszłotygodniowej dyskusji panował konsensus co do potrzeby wprowadzenia większej elastyczności w umowie partnerskiej. I to wykraczającej poza proponowane wcześniej przez Pfizera przedłużenie okresu obowiązywania umowy do 2025 r. – Uczestnicy prosili w szczególności o zainicjowanie rozmów w sprawie zmniejszenia zakontraktowanego wolumenu dostaw oraz anulowanie zamówień do zakończenia negocjacji. Zaznaczyli, że nie są gotowi czekać na takie dyskusje do przyszłego roku – mówi jeden z uczestników.

Brak logiki

– Nasze stanowisko od zawsze było kategoryczne i nieprzejednane: mamy inną sytuację epidemiczną niż w 2020 czy 2021 r. i mamy wojnę w Ukrainie, której Polska udziela każdej możliwej pomocy, w tym medycznej. Nie możemy tolerować tego, co się dzieje od pewnego czasu w wielu już państwach Europy w aspekcie masowej utylizacji szczepionek – mówi DGP Adam Niedzielski, szef resortu zdrowia. I dodaje, że „zawarte kontrakty nie są wartością samą w sobie, nie możemy ich realizować po to tylko, żeby zamknąć umowę, bez względu na to, jaka jest rzeczywistość”. – Dziś cała Europa zaczyna mówić: mieliście rację! Powszechnie już słychać, że realizacja dostaw szczepionek w oderwaniu od sytuacji epidemicznej jest nieracjonalna i nielogiczna. Liczę, że do końca lutego uda nam się wypracować rozwiązania, które urealnią kontrakty zarówno w aspekcie wielkości dostaw, jak i ich terminów – podkreśla Niedzielski. Wstrzymanie dostaw nie miałoby wpłynąć na bezpieczeństwo szczepień dzieci oraz przyjmowanie kolejnych dawek.
Zaangażowanie KE w 2020 r. w negocjacje z koncernami doprowadziło do zawarcia umowy o zakupach grupowych dla całej Unii. W rezultacie mieliśmy gwarancję szybkich dostaw i niższych cen. Kłopot polega na tym, że na samym początku trudno było przewidzieć, jaka liczba szczepionek będzie potrzebna. Na tym etapie nie było jeszcze wiadomo, jaki odsetek ludności będzie chciał się zaszczepić ani jaka liczba dawek będzie potrzebna, żeby skutecznie ochronić przed wirusem SARS-CoV-2. W efekcie zamówiono o wiele większe dostawy, niż wynikało to z ostatecznego zapotrzebowania. Nie wprowadzono jednak żadnego mechanizmu pozwalającego chronić przed sytuacją, w której podaż przekroczy popyt. A tak się stało w większości państw.
Dla przykładu w Polsce mieliśmy otrzymać od maja 2022 r. do stycznia 2023 r. w sumie 60 mln preparatów, w sytuacji gdy w magazynach leżało już 25 mln niewykorzystanych dawek, a zainteresowanie kolejnymi szczepieniami spadło na poziom setek tysięcy chętnych, a nie milionów. W Słowacji zamówienia przekraczały liczbę ludności. Zmiany popierała też Francja, która wskazywała, że bez zmian w dostawach nastąpiłaby konieczność utylizacji niewykorzystanych dawek. I choć jest to również efekt małego zainteresowania szczepionkami, zdaniem urzędników byłoby zupełnie bez sensu zamawiać i płacić za preparaty, które ostatecznie wylądują w koszu. Pieniądze odgrywają tu istotną rolę – z perspektywy Warszawy to wydatek rzędu 16 mld zł (ponad 1 proc. całego przyszłorocznego budżetu na zdrowie w Polsce).
Stella Kyriakides, unijna komisarz ds. zdrowia, przyznała, że jest w pełni świadoma trudności, z jakimi borykają się niemal wszystkie państwa członkowskie z powodu nadmiernej podaży i zmniejszonego popytu. – Zawsze działamy w ramach zobowiązań umownych, ten fakt nie ulega zmianie, ale wspieramy państwa w każdy możliwy sposób, aby renegocjować umowy – powiedziała po zeszłotygodniowych rozmowach. ©℗