Roszczenia finansowe pokrzywdzonego zostały wycenione prawidłowo, kwoty w ramach obowiązku naprawienia szkody oraz zadośćuczynienie nie są zaniżone - ocenił w piątek Sąd Okręgowy w Białymstoku i utrzymał wyrok w procesie związanym z protestami sprzed pięciu lat przeciwko wycince drzew w Puszczy Białowieskiej.

Sprawa dotyczy akcji blokowania harvesterów (maszyn do wycinki drzew), która miała miejsce 27 lipca 2017 roku na terenie kompleksu leśnego koło wsi Przechody niedaleko Hajnówki. Prokuratura zarzuciła jednemu z interweniujących tam strażników leśnych, że - działając nieumyślnie - doprowadził do urazu w ten sposób, iż popchnął - odwróconego do niego plecami - mężczyznę, który przewrócił się doznając poważnej kontuzji kolana (uszkodzenie łąkotki i naderwanie więzadła).

Sąd pierwszej instancji kilka miesięcy temu sprawę wobec strażnika leśnego warunkowo umorzył, ale pokrzywdzonemu zasądził 4,6 tys. zł jako naprawienie szkody i 3 tys. zł zadośćuczynienia. Kwoty te kwestionował i złożył apelację pełnomocnik poszkodowanego mężczyzny - fotografa przyrody, który w trakcie protestów aktywistów ekologicznych dokumentował te akcje w Puszczy Białowieskiej. Chciał m.in. 10 tys. zł zadośćuczynienia.

Sąd Okręgowy w Białymstoku apelację uznał jednak za bezzasadną i wyrok w piątek utrzymał w mocy; jest on prawomocny.

Uzasadniając to orzeczenie sędzia Beata Wołosik zwracała uwagę, że pokrzywdzony przedstawił przed sądem dokumenty potwierdzające koszty jego leczenia na kwotę 4,6 tys. zł i taką sumę - w ramach obowiązku naprawienia w całości szkody przez oskarżonego - sąd w Hajnówce mu przyznał. Mówiła też, że nie było żadnych dowodów potwierdzających, że sąd miałby tę kwotę potraktować jako częściowe naprawienie szkody ale też nie ma podstawy prawnej, która pozwalałaby zasądzić pieniądze niejako na przyszłość.

Odnosząc się do zarzutu, iż zasądzone zadośćuczynienie jest zbyt niskie, przypominała, że sąd miał obowiązek zbadać również m.in. czy i w jakim zakresie pokrzywdzony przyczynił się do powstania szkody.

Odnosząc się do zebranych w sprawie dowodów, przywoływała zeznania złożone przez fotografa w śledztwie i przed sądem pierwszej instancji. A w pierwszych przyznał, że wraz z innymi osobami 27 lipca 2017 roku czekał na przyjazd harvestera. Gdy maszyna się pojawiła, do grupy protestujących podeszli strażnicy leśni i zabronili wejścia na trasę przejazdu. "Wbrew nakazowi strażników, nadal chcieliśmy wejść na trasę przejazdu kombajnu. Kiedy biegliśmy w stronę drogi, przechodziłem przez zwalone drzewa, jeden ze strażników popchnął mnie rękoma w plecy (...), upadłem przodem ciała na kłody, lewa noga mi się zaklinowała między dwoma ściętymi drzewami, poczułem silny ból w kolanie" - mówił wówczas.

Przed sądem w Hajnówce zmienił zeznania, mówił że nie przebiegał przez drogę, nie miał zamiaru utrudniania przejazdu harvestera, celem jego działań była dokumentacja protestu, wtedy został popchnięty i się przewrócił. Ale sędzia Wołosik przypomniała, iż z zebranych w sprawie dowodów (m.in. zeznań świadków) wynika, iż fotograf miał wtedy w plecaku rurę, taką jakiej uczestnicy protestów używali do przykuwania się do maszyn pracujących przy wycince.

Mówiła też, że o ile z opinii z zakresu medycyny sądowej wynika, iż kontuzja stanowiło tzw. naruszenie czynności narządu ciała na czas powyżej 7 dni, to jednak - mimo tego urazu - pokrzywdzony brał udział w kolejnych protestach.

Sędzia Wołosik dodała, że "nie ulega wątpliwości", iż intencją pokrzywdzonego było zakłócenie pracy harvestera i to zachowanie wywołało interwencję strażnika. Zaznaczyła, że to w wskutek działań oskarżonego doszło do kontuzji, ale zwracała uwagę, iż można jednak mówić o przyczynieniu się fotografa do odniesionego urazu. Sędzia wskazała, że - biorąc pod uwagę, iż mężczyzna brał udział w kolejnych protestach mimo kontuzji - uraz "nie był aż tak istotnym dla niego i odczuwalnym dyskomfortem", jakby to wynikało z zeznań złożonych przed sądem w Hajnówce.

Nie było też dowodów potwierdzających, iż uraz miał silny, negatywny wpływ na psychikę i wymagało to konsultacji terapeutycznych - mówiła sędzia. I dodała, że w tej sytuacji nie było podstaw do zasądzenia wyższego zadośćuczynienia. "Rzecz w tym, że strona może skutecznie zakwestionować wysokość zadośćuczyniania ale tylko wtedy, kiedy nieproporcjonalność do wyrządzonej krzywdy jest wyraźna lub rażąca" - powiedziała sędzia Wołosik.(PAP)

autor: Robert Fiłończuk

rof/wnk