Jeśli chodzi o wykonanie kamieni milowych, to dużą odpowiedzialność wziął na siebie prezydent. Przede wszystkim to on przygotował ustawę, która w zasadniczym kształcie przetrwała prace w Sejmie i senackie poprawki. Ale jego rola będzie także ważna we wdrażaniu tego prawa. Choć 30 kandydatów na sędziów Izby Odpowiedzialności Zawodowej będzie wylosowanych spośród sędziów innych izb, to ostatecznego wyboru jedenastki dokona właśnie Andrzej Duda. Lewica doliczyła się ponad 30 sędziów SN z co najmniej siedmioletnim stażem, więc teoretycznie prezydent ma w kim wybierać – i z grona nowych, i starych sędziów SN. Pytanie jednak, czy nowa 11-osobowa izba nie będzie – po decyzjach prezydenta – zdominowana przez sędziów nominowanych przez nową KRS. Gdyby tak się stało, to Bruksela może uznać, że cała para poszła w gwizdek, a kamienie milowe stają się fikcją. Bo jednym z głównym zarzutów TSUE wobec Izby Dyscyplinarnej było to, że weszli w jej skład wyłącznie sędziowie wskazani przez nową KRS.
Potem może się okazać, że sędziowie, których przywrócenia do orzekania chciała Bruksela, wcale nie chcą korzystać ze ścieżki weryfikacji orzeczeń ID SN. A to mogłoby na nowo skomplikować nasze relacje z KE. Nie wiadomo też, czy Komisja nie otworzy kolejnego frontu w sporze z polskim rządem. Od początku mankamentem ustawy prezydenckiej wskazywanym przez jej krytyków było to, że nie dotyka w ogóle problemu nowej KRS. Jeszcze chwilę temu w mediach pojawiły się sygnały o możliwym wszczęciu postępowania przeciwko Polsce właśnie w związku z funkcjonowaniem i sposobem wyborurady.
Nie jesteśmy dziś w pozycji, w której opłaca się drażnić KE. To z nią za chwilę będziemy w skomplikowanym procesie rozliczania projektów z KPO. Jeśli któryś z kamieni milowych Komisja uzna za niewypełniony, pieniądze nie zostanąwypłacone.
Osobną kwestią jest to, jak ustawa wpłynie na sytuację w SN. Izba Dyscyplinarna miała być sztandarowym produktem reformy wymiaru sprawiedliwości przez PiS. Miała być biczem na domniemaną „kastę”, pokazać skuteczność pomysłów formacji rządzącej w sądownictwie. Po kilku latach projekt trzeba było zamknąć, bo okazała się nie tylko kłopotliwa w relacjach z Brukselą, ale jednocześnie dysfunkcyjna. Izba stała się symbolem tej polityki, której efektem jest rozkręcenie potężnego sporu z Komisją Europejską i – o ironio – danie jej do ręki narzędzi nacisku finansowego, o jakich w innych okolicznościach nie śmiałaby pomarzyć. Spór wokół izby promieniował tak, że na długi czas wstrzymał dalsze zmiany w sądownictwie, takie jak spłaszczenie struktury sądów czy wprowadzenie jednolitego statusu sędziowskiego – z czym formacja Zbigniewa Ziobry rusza dopiero teraz, gdy nie ma pewności, czy reformę dopnie lub anuluje kolejnyrząd. ©℗