Musimy mieć gotowość i wolę przeciwstawienia się zagrożeniu rosyjskiemu włącznie z ponoszeniem ryzyka wojennego. Bo na strachu przed takim ryzykiem gra Rosja - mówi szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch.

Czego się spodziewać na szczycie NATO w czwartek? Czy zapadną jakieś decyzje o dalszych wzmocnieniach wschodniej flanki?
Rozmawiamy o wzmocnieniu tzw. wysuniętej obecności wojskowej (eFP). W państwach wschodniej flanki mamy obecnie sojusznicze bataliony liczące po mniej więcej tysiąc żołnierzy. Być może ta obecność się zwiększy do wielkości brygad - czyli 4-5 tys. żołnierzy w każdym z krajów. Rozmawiamy o składach uzbrojenia, wzmocnieniu obrony powietrznej czy wzmocnieniu planów obronnych. Liczymy, że na czwartkowym szczycie będą wypracowywane decyzje kierunkowe, które ostatecznie zostaną skonkretyzowane, zatwierdzone i ogłoszone na szczycie NATO w Madrycie w czerwcu.
Na ile realne jest to wzmocnienie do poziomu brygad?
Mówimy o osiągnięciu konsensusu przez 30 państw, to musi potrwać. Źle by było, gdyby decyzje podejmowane były w takim rytmie jak po agresji Rosji na Ukrainę w 2014 r., kiedy wzmocnienie wschodniej flanki zostało zrealizowane dopiero po dwóch-trzech latach. Teraz sytuacja jest inna. Jeśli Ukraina zostanie pokonana, to na granicy polsko-ukraińskiej pojawią się oddziały rosyjskie. Jeżeli na Białorusi na stałe pozostanie kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy rosyjskich, to mówienie o wzmocnieniu tylko w ramach wspomnianych grup batalionowych będzie całkowicie nieadekwatne do sytuacji. Musimy mieć gotowość i wolę przeciwstawienia się zagrożeniu rosyjskiemu włącznie z ponoszeniem ryzyka wojennego. Bo na strachu przed takim ryzykiem gra Rosja. Jeśli w odległości 200 km od Warszawy będzie stało kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy rosyjskich, to wymusi totalną zmianę perspektywy. Nie będziemy już tylko mówić o odstraszaniu, ale wprost o obronie. Wtedy będziemy musieli rozmawiać o wzmocnieniu liczonym nie w brygadach, ale dywizjach. Sytuacja jest dynamiczna i niebezpieczna, nie ma czasu na to, by maszyna biurokratyczna pracowała latami.
Jak wyglądają natowskie rozmowy o pomocy Ukrainie?
Decyzje o pomocy są podejmowane indywidualnie przez poszczególne kraje, choć oczywiście po uzgodnieniach i w koordynacji z NATO, a szczególnie z najważniejszym sojusznikiem, Stanami Zjednoczonymi, wiodącymi dziś we wspieraniu wojskowym Ukrainy.
Na początku konfliktu NATO zadeklarowało, że nie będzie bezpośrednio uczestniczyć w wojnie. Sojusz pozostaje konsekwentny dla tej linii i odmawia spełnienia wniosków Kijowa np. o zamknięciu przestrzeni powietrznej. Problemem jest to, że taka postawa nie zapobiega brutalizacji działań Rosji wobec ludności cywilnej. Liczba niewinnych ofiar narasta w zastraszającym tempie. W tym kontekście próbą przełamania była propozycja premiera Jarosława Kaczyńskiego złożona w Kijowie. Reakcje do tej pory są umiarkowane, ale nie możemy wykluczyć pewnej ewolucji stanowiska Sojuszu.
To jak Sojusz będzie wspierał Ukrainę?
Już dziś wsparcie Ukrainy ze strony NATO jest na wielu polach bezprecedensowe. Dyskusje w poszczególnych państwach, w Kongresie Stanów Zjednoczonych, stwarzają pewną presję, by te czerwone linie jednak przemyśleć. Również to będzie dyskutowane na szczycie w Brukseli i państwa będą prezentowały swoje stanowiska.
Jakie jest stanowisko Polski?
Jest oczywiste, że rolą Polski, jako jednego z krajów najbardziej narażonych na konsekwencje rosyjskiej napaści na Ukrainę, jest opowiadanie się za silną reakcją NATO, wzmocnieniem zdolności do obrony i odstraszania, a także silnym wsparciem Ukrainy. I taką linię będzie prezentował prezydent Andrzej Duda. Wcześniej w mediach było głośno o sprawie przekazania Ukrainie samolotów MiG-29, teraz pojawiła się kwestia ewentualnego przekazania przez Słowację systemów antyrakietowych S-300, za co w zamian sojusznicy mieliby ją wzmocnić swoimi systemami obrony powietrznej. Jeśli jakieś państwo jest gotowe oddać część swojego sprzętu Ukrainie, to powinno być objęte z jednej strony gwarancjami politycznymi, z drugiej - powinno otrzymać od sojuszników sprzęt zasypujący tę lukę w takiej czy innej formule - przekazania uzbrojenia czy większej obecności sojuszniczej. Ale oczywiście trzeba to wcześniej uzgadniać, by ta eskalacja była kontrolowana. Taka pomoc Ukrainie musi być koordynowana i NATO jest dla tej koordynacji dobrym forum.
Na jakim etapie jest kwestia tych migów, które Polska miała przekazać Ukrainie?
Temat polskich migów formalnie jest zamknięty. Chociaż wciąż pobrzmiewa, czy to w mediach, czy wystąpieniach w Kongresie. Nasze stanowisko pozostaje niezmienne: również w tej sprawie wszelka wojskowa pomoc Ukrainie musi być dokonywana w porozumieniu z sojusznikami, a związane z tym ryzyko kompensowane zwiększeniem wsparcia z ich strony.
Jakie wnioski płyną z wojny w Ukrainie dla Polski?
Na szersze wnioski trochę za wcześnie, nie można też wprost przenosić doświadczeń ukraińskich na nasz teren. Natomiast już teraz widać, że wiele z nich współbrzmi z duchem ustawy o obronie Ojczyzny, którą właśnie podpisał prezydent Andrzej Duda. Wśród ekspertów przewijała się dyskusja, czy armia powinna być mała, czy duża. Już wiemy, że nie może być mała i po Ukrainie widać, że to całe społeczeństwo stawia opór. Ważne jest budowanie gotowości i odporności społeczeństwa - widać, że Wojska Obrony Terytorialnej mają sens i ich działanie trzeba udoskonalać. Potrzebne są rezerwy wojskowe. Nie stać nas na powszechny pobór, ale trzeba umożliwić szkolenie wojskowe tym, którzy tego chcą. W wymiarze technicznym szczególnie zwracają uwagę kwestie obrony powietrznej i używania systemów artyleryjskich.
Kiedy sią pan spodziewa umowy na kolejne baterie Patriot?
Nie jestem w stanie podać konkretnej daty. Prezydent Duda rozmawiał o tym i z prezydentem Joem Bidenem, i z wiceprezydent Kamalą Harris i myślę, że program zostanie przyspieszony. Rozmowy przyspieszyły także w programie obrony powietrznej krótkiego zasięgu „Narew”, gdzie widać dużą determinację ministra Błaszczaka. W najbliższych miesiącach będziemy się posiłkować sprzętem sojuszników, co już częściowo dokonało się na południu Polski. W Rzeszowie są Amerykanie z systemem Patriot, wkrótce dołączą Brytyjczycy z systemem krótkiego zasięgu Sky Sabre. Niestety kryzys nie skończy się za dwa tygodnie lub za miesiąc, więc musimy mieć szybko własny sprzęt.
Rozmawiał Maciej Miłosz