Konferencja prasowa Zbigniewa Ziobry iSebastiana Kalety po ogłoszeniu wyroku TSUE wsprawie polskiej skargi na mechanizm warunkowości uczyniła jawnym to, co wydawało się coraz bardziej prawdopodobnym już od co najmniej tygodnia – stoimy uprogu prawdopodobnego rządowego przesilenia. Szansa na rozpad koalicji między Solidarną Polską aPrawem iSprawiedliwością wydaje się większa niż kiedykolwiek wcześniej. Co za tym idzie – również scenariusz przyspieszonych wyborów zdaje się poważniejszy niż dotąd.
Konferencja prasowa Zbigniewa Ziobry iSebastiana Kalety po ogłoszeniu wyroku TSUE wsprawie polskiej skargi na mechanizm warunkowości uczyniła jawnym to, co wydawało się coraz bardziej prawdopodobnym już od co najmniej tygodnia – stoimy uprogu prawdopodobnego rządowego przesilenia. Szansa na rozpad koalicji między Solidarną Polską aPrawem iSprawiedliwością wydaje się większa niż kiedykolwiek wcześniej. Co za tym idzie – również scenariusz przyspieszonych wyborów zdaje się poważniejszy niż dotąd.
Piotr Trudnowski, szef Klubu Jagiellońskiego
Minister sprawiedliwości mówił w środę o „historycznym błędzie Mateusza Morawieckiego”, który nie posłuchał Solidarnej Polski ws. mechanizmu warunkowości. Jego zastępca Sebastian Kaleta zakończył spotkanie z dziennikarzami obrazowym porównaniem, że „wobec przemocy prawnej i politycznej Unii Europejskiej Solidarna Polska i Ministerstwo Sprawiedliwości do walki przystępują z podniesioną gardą” i ezopową puentą: „Jesteśmy w rządzie, ale różne sytuacje w polityce są nieprzewidywalne”.
Decyzja TSUE daje ziobrystom mocne narracyjne argumenty przed pracami Sejmu nad dwoma projektami ustaw mającymi być wyjściem naprzeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej ws. pieniędzy dla Polski zunijnego Funduszu Odbudowy. Dopóki na stole był wyłącznie projekt prezydencki – można było zakładać, że nawet ewentualne przegłosowanie go przez PiS zopozycją, aprzy sprzeciwie Solidarnej Polski, doprowadzić może co prawda do kolejnej wojny nerwów, ale ostatecznie zakończy się chłodnym pokojem wkoalicji. Analogicznie do głosowania ws. ratyfikacji decyzji osystemie zasobów własnych UE, gdy PiS przegłosował de facto udział Polski wunijnym Funduszu Odbudowy zLewicą iPolskim Stronnictwem Ludowym. Gdy jednak pojawił się drugi, poselski projekt PiS wtej sprawie – trudno nie odnieść wrażenia, że koszt sprzeciwu Solidarnej Polski może być dużo większy niż wdotychczasowych sporach.
Do bieżących, strategicznych napięć i głębokich ideowych różnic wewnątrz obozu władzy dochodzi bowiem aspekt również taktycznych kalkulacji związanych z dalszą współpracą. Solidarna Polska musi liczyć się ze scenariuszem, że nie znajdzie się w koalicji z PiS w kolejnych wyborach. Biorąc pod uwagę sondaże i trendy, należy uznać, że PiS powinien liczyć w najbliższych wyborach na kilkadziesiąt mandatów mniej niż w 2019 r. Samo to radykalnie obniża szanse na utrzymanie licznej reprezentacji partii Ziobry wkolejnym Sejmie. Do tego dochodzi fakt, że centrala na Nowogrodzkiej zpewnością nie była zadowolona zwyborczych sukcesów koalicjantów wpoprzednich wyborach. Zyskali oni dużo więcej mandatów, niż zakładano. Wydaje się niemal pewne, że drugi raz tak wielu szans od Kaczyńskiego po prostu nie dostaną. Wobliczu ryzyka utraty wielu mandatów pozbycie się problemów ziobrystów przyjęte byłoby zapewne wPiS zradością.
Radykalnie mało prawdopodobny jest więc scenariusz, wktórym Solidarna Polska, startując wraz zPiS, mogłaby dysponować parlamentarną reprezentacją pozwalającą na utworzenie samodzielnego klubu parlamentarnego. Sens tkwienia wkolejnej kadencji zkilkuosobową reprezentacją w, co wysoce prawdopodobne, opozycyjnym Klubie PiS zdaje się wątpliwy. Do tego start ze wspólnej listy na dotychczasowych warunkach oznacza brak budżetowych pieniędzy dla partii Ziobry. Wsytuacji gdy ryzyko utraty władzy jest większe niż kiedykolwiek – rozwód między Solidarną Polską aPrawem iSprawiedliwością może dziś zdawać się obu stronom całkiem rozsądnym wyjściem.
Oczywiście również samodzielna droga ziobrystów będzie trudna. Ryzyko nieprzekroczenia wyborczego progu jest realne ipewnie wymuszałoby na Solidarnej Polsce wyborczy mariaż przynajmniej zczęścią Konfederacji. Wwielu sprawach jednak ziobrystom bliżej do narodowców niż PiS, aniedawne wsparcie tej frakcji dla kandydatury Bogdana Święczkowskiego, umożliwiające wybór sędziego przy sprzeciwie koła Pawła Kukiza, wydaje się dobrym prognostykiem na dalszą współpracę. Co jednak najważniejsze – taki sojusz dużo skuteczniej niż dzisiejsze formacje opozycji mógłby punktować Prawo iSprawiedliwość na prawej flance. Potencjalnie więc mógłby być głównym beneficjentem dalszego wypalania się formacji Kaczyńskiego ipostępującego zużycia partii władzy.
Przejmowanie przez potencjalne „drugie płuco prawicy” rozczarowanych wyborców PiS to oczywiście gołąb na dachu, ale wpolityce czasem opłaca się podjąć ryzyko. Dla Ziobry może nie być już lepszego momentu, by wyjść zkoalicji zKaczyńskim na własnych warunkach niż głosowania ws. ustaw dotyczących Izby Dyscyplinarnej. Łączą bowiem dwie kluczowe tożsamości Solidarnej Polski: odpowiedzialność za wymiar sprawiedliwości idużo ostrzejszy kurs wobec Unii Europejskiej. Jeżeli Ziobro nie zrobi tego teraz, to do kolejnych wyborów albo będzie musiał iść jako współodpowiedzialny za porażki rządu prawicy, które do końca firmował, albo będzie musiał opuścić koalicję wdużo trudniejszych do zakomunikowania wyborcom warunkach.
Wydaje się więc, że PiS, decydując się na zgłoszenie własnego projektu ws. sądownictwa, co najmniej zaczął kalkulować możliwość rozpadu koalicji i przyspieszonych wyborów. To wrażenie wzmacniają również inne działania w obozie władzy. Dopiero co ogłoszono odchodzenie od obostrzeń pandemicznych, na czele z najpewniej najuciążliwszą dla Polaków „kwarantanną z kontaktu” skutkującą zamykaniem szkolnych klas. Premier zapowiedział na marzec rekordową waloryzację emerytur i czternastkę na jesieni. Wreszcie domykane są sprawy personalne. Do Trybunału Konstytucyjnego wybrano właśnie 15. sędziego od wyborów w 2015 r., awięc wszyscy sędziowie wskładzie będą nominatami prawicy. Prezydent pod koniec stycznia zgłosił kandydaturę Adama Glapińskiego na drugą kadencję, choć pierwsza upływa dopiero wczerwcu.
Oczywiście – być może wiele ztych działań ma tylko tworzyć wrażenie, przede wszystkim na ziobrystach, że Nowogrodzka jest gotowa na wybory. PiS może chcieć skłonić wten sposób jastrzębich koalicjantów do powściągliwości ipoparcia gołębiej polityki prezydenta ipremiera wobec Brukseli. Szczególnie że ewentualne skrócenie kadencji Sejmu, wymagające de facto współpracy PiS iPO, jest dziś potencjalnie winteresie dwóch graczy na politycznej scenie: Jarosława Kaczyńskiego iDonalda Tuska. Krótki czas na organizację wyborów (maksymalnie 45 dni od decyzji Sejmu) wtym scenariuszu utrudni Solidarnej Polsce budowę autonomicznej rozpoznawalności, rejestrację list iewentualne negocjacje zKonfederatami. Te same uwarunkowania sprawią, że Platforma Obywatelska będzie mogła rozmawiać zkonkurentami na opozycji zpozycji siły, by argumentując to krótkim czasem do wyborów, wymusić siłowe zjednoczenie pod dyktando Tuska.
Wreszcie są możliwe iscenariusze pośrednie: próba „premierowskiego resetu” iułożenia relacji wkoalicji na nowo, rozstanie PiS zSolidarną Polską dopiero za wiele miesięcy czy już oficjalnie mniejszościowy rząd do końca kadencji. Ale przy okazji zauważmy jeszcze jeden drobiazg. Zkońcem lutego mija 90 dni od zakończenia stanu wyjątkowego przy wschodniej granicy. To konstytucyjny termin, wktórym nie można było skracać kadencji Sejmu ani zarządzać wyborów.
Najbardziej prawdopodobny scenariusz to nadal wybory w 2023 r., aSolidarna Polska jest dziś wrządzie. Ale potwórzmy za Sebastianem Kaletą: „różne sytuacje wpolityce są nieprzewidywalne”.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama