Od afery e-mailowej do Zbigniewa Ziobry – oto polityczny alfabet mijającego roku

Afera e-mailowa
Warto, naprawdę warto dbać o zabezpieczenie skrzynki e-mailowej. Wie już o tym szef KPRM Michał Dworczyk, z którego konta hakerzy zza wschodniej granicy wykradli 70 tys. wiadomości. Co prawda już zajmowanie się tym tematem, zdaniem rządzących, oznacza wpisywanie się w rosyjską narrację, lecz mimo to spróbujemy. Zresztą sam obóz władzy najpierw nie komentował sprawy, potem przekonywał, że e-maile są tylko w części prawdziwe, aż w końcu Jacek Sasin obwieścił, że jego korespondencja z premierem rzeczywiście tak wyglądała. Wyciek e-maili jednym służy, innym jakby trochę mniej. Pomijając fakt, że o sprawach państwowych dyskutuje i decyduje się w nieformalnej korespondencji, to Mateusz Morawiecki wypada w nich jak korpomenedżer, który nawet nocami potrafi rozdzielać zadania. Do „ofiar” afery e-mailowej z pewnością należy Dworczyk, który - jak to określił jeden z naszych rozmówców - znalazł się w stanie „politycznej zombifikacji”, przez co szefowanie KPRM może być szczytem jego kariery. Czy e-maile ukazały coś kompromitującego? Naszym zdaniem najcięższy kaliber ma ujawnienie prezes TK Julii Przyłębskiej jako „kadrowej” wymiaru sprawiedliwości. Niesmak budzą także dyskusje ludzi z KPRM o tym, jak nie udzielić dziennikarzom odpowiedzi na pytania. Zdecydowana większość przecieków to polityczna kuchnia - ciekawa, lecz wsobna. Bismarck miał powiedzieć, że „im ludzie wiedzą mniej o powstawaniu kiełbas i praw, tym lepiej w nocy śpią”. Dzięki aferze e-mailowej zajrzeliśmy przez okno do masarni.
Biały koń

Popularny, zwłaszcza w memach, zwiastun odmiany losu. Ostatnio przyjechał na nim Donald Tusk z Brukseli, czego efektem było utrwalenie przez Koalicję Obywatelską pozycji lidera ugrupowań opozycyjnych. Ale jesienią koń poniósł i przekroczył 100 km/h w terenie zabudowanym - więc Donald Tusk stracił prawo jazdy na trzy miesiące.

COVID-19

Choroba jest z nami już drugi rok. Jednocześnie to słowo wytrych, które pozwala rządowi załatwiać wiele bieżących spraw pod pretekstem walki z pandemią.

Dawcy głosów

To określenie kilku posłów z Kukiz’15 i grona niezrzeszonych, którzy zapewnili PiS większość w Sejmie po wyrzuceniu z rządu Jarosława Gowina. Mamy dwa rodzaje dawców: implanty - nowi członkowie większości, jak np. poseł Łukasz Mejza; oraz części regenerowane - jak poseł Lech Kołakowski, który z klubu PiS odszedł, a potem do niego wrócił, ale już z posadą w BGK (teraz sprawdza się w resorcie rolnictwa). Prezes Jarosław Kaczyński musi dbać o samopoczucie dawców, bo tylko wtedy będą głosowali razem z PiS. Na razie ceną za poparcie Kukiza są ustawy, na których byłemu wokaliście Piersi zależy - antykorupcyjna (wejdzie w życie od 2022 r.), o sędziach pokoju (temat pilotuje Pałac Prezydencki) czy o referendach (jest w Sejmie). Do tego PiS zezwolił na uruchomienie prac zespołu parlamentarnego mającego wypracować zmiany w ordynacji wyborczej. Przy czym afera, której bohaterem stał się ostatnio Mejza, spowodowała, że cena poparcia Kukiza wzrosła. Jeśli Mejza odejdzie z rządu, to PiS - który razem z akolitami dysponuje 233 głosami - utraci bardzo cenną szablę. A jeśli Mejza złoży mandat, to w jego miejsce wejdzie do Sejmu polityk opozycji. Kukiz o tym wie i może eskalować żądania wobec PiS.

Epidemia

Dawniej tytuł emocjonującego filmu, a dziś nasza rzeczywistość. To rekordowa liczba zgonów, przepełnione szpitale oraz nowe podziały społeczne: na szczepionkowców i antyszczepionkowców. Razem z epidemią poznajemy nowe słowa: szury - ci, którzy wierzą, że w wakcynach są chipy, i według których epidemią zarządza Bill Gates. Oni z kolei odwdzięczają się swoim adwersarzom, określając ich mianem sanitarysów, czyli zwolenników nowego reżimu, w którym od dziecka do grobu będziemy chodzili w maseczkach i regularnie się szczepili. Gdzieś w tym wszystkim jest rząd, który ma potężne problemy z odnalezieniem się w pandemicznej rzeczywistości.

Fit for 55

Brzmi jak nazwa odżywki dla seniorów, lecz tak naprawdę ma odchudzić atmosferę z CO2 kosztem naszej rezygnacji z konsumpcji. W praktyce oznacza jeszcze szybsze ograniczenie wytwarzania gazów cieplarnianych, m.in. dzięki przeniesieniu systemu handlu emisjami na kolejne sfery życia. Słowem kluczem dla FF55 jest „ambitny”. Używane niegdyś do oceniania uczniów czy kandydatów na mężów, teraz służy jako kwalifikator polityki gospodarczej. Ten przymiotnik ma osłodzić koszty transformacji klimatycznej i konieczność płacenia coraz więcej za paliwa czy energię.

Granica

W tym roku z 3511 km skurczyła się do 400 km na północnym wschodzie, tam, gdzie oddziela nas od Białorusi. Patrz: Usnarz.

Historia i teraźniejszość

Każdy minister chce przejść do historii, a Przemysław Czarnek pragnie to zrobić, ucząc o teraźniejszości. Tylko wiele wskazuje, że będzie to teraźniejszość mocno osadzona w przeszłości - takiej, jak widzi ją sam minister edukacji. Dlatego choć teraźniejszość to połowa nazwy nowego przedmiotu, większość ekipy przygotowującej jego podstawę programową to historycy, praktycznie wszyscy związani z prawicą. To tylko jeden z przejawów aktywności ministra, który naukę i edukację postanowił „odwojować”. Innym tego przykładem jest swoiste „janosikowe”, jeśli chodzi o punktację pism akademickich, które szef resortu i podlegli mu ludzie doceniają arbitralnie, by prowincjonale ośrodki nie czuły się dyskryminowane.

Inflacja

Zjawisko zwane pospolicie drożyzną zaskoczyło wszystkich, a najbardziej rząd i NBP. Na początku wyższa inflacja mogła się wydawać władzy korzystna, bo oznacza wyższe wpływy do budżetu. Ale nikt nie spodziewał się, że wystrzeli tak mocno i stanie się aż tak bardzo zauważalna w portfelach i wynikach preferencji wyborczych. A zależność jest bardzo prosta: im ceny wyższe, tym poparcie dla rządzących niższe. Mogą się oni co prawda pocieszać, że jest zjawiskiem światowym, bo rekordowe poziomy wzrostu cen notują UE i USA. Ale marna to pociecha, bo Polacy żądają podwyżek. Więc rząd był zmuszony przygotować tarczę antyinflacyjną. Ma ulżyć wszystkim dzięki obniżce podatków na paliwa oraz energię, a dodatkowo najbiedniejszym - dzięki dodatkom antyinflacyjnym oraz Polskiemu Ładowi, który nieoczekiwanie stał się dodatkiem do tarczy.

Jaśmina

Mówiono o niej tak: „specjalny gość, który trwale odmieni oblicze polskiej polityki”. Tak się miało stać według Szymona Hołowni, który przez tygodnie budował napięcie wokół tego, kto pojawi się na wrześniowym kongresie Polski 2050. Typy były różne: od Marcina Prokopa po Baracka Obamę. Balon urósł do takich rozmiarów, że sami w pewnym momencie zaczęliśmy obstawiać Luke’a Skywalkera. Okazało się jednak, że specjalnym gościem jest aplikacja o nazwie Jaśmina, z której korzystają działacze ruchu Hołowni (mogą przez nią m.in. głosować w sprawach programowych czy rozwiązywać quizy). Jaśmina rewolucji więc nie przyniosła, a dziś jest symbolem mocno przestrzelonych oczekiwań wobec działań opozycji.

KPO

Trzy literki warte 36 mld euro. Choć plan wydania tych pieniędzy - mających pomóc odbić się gospodarce po pandemii - Polska złożyła w Brukseli w maju, do momentu zakończenia prac nad tym wydaniem dokument tkwił w procesie oceny przez KE. I to w sytuacji, gdy większość krajów już ma zaakceptowane swoje plany, a niektóre, jak Hiszpania, otrzymały pierwsze transze. To nieformalna cena, jaką Polska płaci za upór w konflikcie z UE dotyczący reformy sądownictwa. Los Krajowego Plan Odbudowy to kolejny wyraźny sygnał - po rekordowych karach nałożonych na Polskę przez KE w sprawie Izby Dyscyplinarnej SN i kopalni w Turowie - że czas pobłażania Brukseli się skończył.

Lex TVN

Choć wprowadzenie specjalnego podatku medialnego się nie powiodło, niezrażony tym PiS postanowił w inny sposób dobrać się do nielubianej stacji. Z jednej strony struktura właścicielska TVN budzi wątpliwości części prawników - stacja należy do spółki zarejestrowanej w Holandii, ta jest częścią amerykańskiej Grupy Discovery, a więc podmiotu spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego; ale z drugiej - PiS potraktował sprawę jako pretekst do uciszenia krytycznego wobec siebie nadawcy. I nie dość, że wcześniej takich wątpliwości prawnych nie formułował, to jeszcze przygotował przyczynkarską ustawę lex TVN, która niby miała regulować problem systemowo, a w praktyce uderzała tylko w jeden podmiot. Fragmenty protokołów z posiedzeń KRRiT w tej sprawie, które ujawniliśmy w DGP, jeszcze dobitniej pokazują, że w dużej mierze chodziło o politykę, a nie załatanie luki w prawie. Choć wydawało się, że z lex TVN nic nie wyjdzie, to niespodziewanie 17 grudnia PiS udało się ustawę uchwalić. Gdy zamykaliśmy ten numer, jej los był w rękach prezydenta, który wcześniej ją krytykował i sugerował weto. Ale nawet jeśli Andrzej Duda zgłosi sprzeciw i lex TVN upadnie, kolejne problemy pojawią się już niebawem, gdy trzeba będzie zdecydować o koncesji dla TVN 7.

Ład

Wpierw miał być Nowy Ład, ale ostatecznie (i trochę z naszej winy) nastąpił rebranding na Polski Ład, który mało kto w pełni rozumie. Rewolucję podatkową przedstawiano jako sprawiedliwszy system fiskalny, w którym słabiej zarabiającym przybędzie nieco w portfelach, a bogatsi zostaną bardziej dociążeni. Ma to się stać głównie przez likwidację możliwości odliczania od PIT składki zdrowotnej. Szybko się okazało, że Polski Ład może jednak budzić kontrowersje (w co pewnie do dziś nie potrafi uwierzyć Edyta Lewandowska, prezenterka „Wiadomości”). Dość szybko Ład wszedł w fazę łatania - najpierw swoje poprawki wymusił Jarosław Gowin (ulga dla klasy średniej), potem propozycje dorzucił Sejm (np. zerowy PIT dla dużych rodzin). Szkoda tylko przedsiębiorców, którym trudno za tym wszystkim nadążyć.

Maseczka

Od dwóch lat to obowiązkowy element wyposażenia przy wychodzeniu na zewnątrz, mimo że wielu noszących traktuje ją jako element podkreślający urodę nosa. Choć nawet zdrowy rozsądek podpowiada, że jak ktoś zasłania maseczką usta i nos, to chroni siebie i innych przed koronawirusem, całkiem spora grupa naszych rodaków uważa, że są one nieskuteczne, a służą jedynie narzuceniu dyscypliny społecznej. Ale jak mówił znany kabareciarz Robert Górski - żadna pandemia nie złamie narodu, który przechodził ją całą w jednej jednorazowej maseczce.

Nowogrodzka

Koń jaki jest, każdy widzi, prawda? Nikomu nie trzeba tłumaczyć, dlaczego to najważniejsza ulica w Polsce i kto przy niej urzęduje. Tymczasowo Nowogrodzka przeniosła się w Al. Ujazdowskie, ale miała wrócić do siebie pod koniec roku, jednak z powodu tego, co się dzieje na wschodniej granicy, jeszcze trochę w Alejach zostanie.

Nauka zdalna

Najnowsza gra na peceta. Narzekają na nią głównie szkoły, uczelnie wyższe wydają się nią zachwycone, przynajmniej wykładowcy, bo studenci znacznie mniej. Może zdalne egzaminy są do zaakceptowania, ale już juwenalia czy studniówki online to żadna przyjemność. To symbol świata, który powstaje na naszych oczach, a który tworzą zdalna nauka, zdalna praca, a sądząc po malejącej liczbie urodzeń, nawet zdalny seks. Dla jednych błogosławieństwo, dla innych przekleństwo, ale na pewno „zdalność” gruntownie zmieni nasze życie w kolejnych latach.

Omikron

Nowy wariant koronawirusa, który przez polityków i ekspertów nazywany jest „game changerem”. Bo nasza stosunkowo wysoka odporność populacyjna (efekt szczepień i przechorowania COVID-19) może okazać się niewystarczająca do uniknięcia piątej fali pandemii, zdominowanej przez nową mutację wirusa. Oby w którymś momencie nie zabrakło liter alfabetu.

Opozycja

Część polityków, na których dziennikarze i politolodzy narzekają, że nic nie potrafią, dopóki nie okaże się, że mają szansę przejąć władzę. Istnieje jej specjalna odmiana - to „opozycja totalna”, która chce odebrać władzę obecnemu rządowi, co wywołuje zdziwienie obozu władzy oraz sprzyjających mu publicystów. Stopniowanie opozycji na jeszcze wyższy poziom wyniosła małopolska kurator oświaty, ostatnio walcząca z teatralnymi „Dziadami”, określając ją mianem „opozycji antyrządowej”.

Premier

Ciągle ten sam. Ze sporymi szansami na identyczny opis w przyszłym roku. Patrz: większość sejmowa.

Program

Zdaniem polityków największej partii opozycyjnej oraz jej lidera to zbędny element działalności politycznej. Chyba że mamy akurat kampanię wyborczą - wtedy elektorat ma prawo poznać, za kim i za czym głosuje. Skąd wynika to jakże oryginalne przekonanie? Część opozycji obawia się, że jak zacznie przedstawiać konkretne pomysły, PiS je przejmie. Choć takie działanie zachodzi czasem w drugą stronę. Opozycja wyszła z propozycją zmian w regulaminie Sejmu, która momentami przypomina słynny - ale nigdy niewdrożony - „pakiet demokratyczny” PiS.

Reasumpcja

Głosowanie do skutku stało się w tej kadencji Sejmu znakiem rozpoznawczym PiS. Zwłaszcza odkąd większość stała się bardziej chybotliwa. Najgłośniejszy przypadek ponownego głosowania nad tą samą sprawą miał miejsce na posiedzeniu Sejmu 11 sierpnia, chwilę po wyrzuceniu Jarosława Gowina i jego Porozumienia z rządu. PiS musiał wtedy po raz pierwszy udowodnić, że dalej jest w stanie przepychać ustawy. Nie udało się jednak odrzucić wniosku opozycji o odroczenie posiedzenia na wrzesień, w związku z czym PiS zarządził reasumpcję. Dzięki temu udało się m.in. przegłosować ustawę lex TVN. Co prawda po poprawkach Senatu Sejm się nią więcej nie zajął, ale już z zupełnie innych powodów niż brak większości.

Stan wyjątkowy

Przez niektórych członków rządu zwany wojennym. Z okazji jego wprowadzenia TVP przygotowała koncert #MuremZaPolskimMundurem - przy rytmach „Mambo no. 5” mogliśmy solidaryzować się z pogranicznikami. Stan wyjątkowy to coś, czego w zeszłym roku PiS unikał jak ognia - najpierw, gdy wybuchła pandemia, i potem, gdy trwała dyskusja, jak i kiedy przeprowadzić wybory prezydenckie. Rząd ostatecznie sięgnął po to rozwiązanie w momencie, gdy sytuacja na granicy z Białorusią okazała się poważna. Oraz po to, by przepędzić wścibskich dziennikarzy zadających uciążliwe pytania. To podejście szybko się zemściło, bo świat zaczął poznawać białoruską wersję zdarzeń zamiast polskiej. Od niedawna dziennikarze mogą pojawić się w obszarze przygranicznym, tyle że w ramach „medialnego safari”, jakie organizują im służby i wojsko. PiS ewidentnie rozsmakował się w stanie wyjątkowym - tak bardzo, że opracował technologię wprowadzania quasi-stanu wyjątkowego, bez udziału parlamentu i prezydenta, lecz samym rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych.

Trybunał

Kiedyś wszyscy podlegali pod różne trybunały, a dziś - jak się okazuje - każdy może wybrać sobie taki trybunał, jaki lubi. Wiadomo, że obecna władza lubi Trybunał Konstytucyjny, nawet do tego stopnia, że chodzi do niego na obiady. Władza nie lubi natomiast Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Tego trybunału nie lubi także nasz trybunał, który lubi władza, i nawet on mówi, by tego unijnego nie słuchać. TSUE lubi z kolei opozycja, która nie lubi naszego trybunału nie tylko dlatego, że nie jest zapraszana na obiady, ale ponieważ uważa, że nie jest trybunałem. Nie wiemy, który trybunał lubi leśniczy z dowcipu o partyzantach.

Traktaty

W tym roku obudziliśmy się z głębokiego letargu. Otóż traktaty europejskie, na bazie których przez kilkanaście ostatnich lat funkcjonowaliśmy w UE, okazały się niezgodne z Konstytucją RP. Przy czym nie w całości i zawsze, ale czasami. A kiedy konkretnie - o tym zdecyduje władza. Wyrok polskiego TK ma charakter zakresowy, czyli wybrane przepisy traktatów są niezgodne z polskim porządkiem prawnym, ale tylko wtedy, gdy TSUE stosuje je w sposób rozszerzający (czyli wykracza poza ramy traktatów). Jak łatwo się domyślić, takie orzeczenie nie spotkało się z ciepłym przyjęciem w Brukseli. I w sumie nic dziwnego, bo choć PiS się zarzeka, to jednak na dziś nie ma gwarancji, że kolejne wyroki TSUE będą respektowane w sposób wybiórczy.

Usnarz Górny

Miejscowość, która na długo będzie kojarzona z początkiem kryzysu migracyjnego zaplanowanego przez Alaksandra Łukaszenkę. Także dowód na to, jak szybko eskalowała sytuacja na granicy. Jeszcze kilka miesięcy temu opinię publiczną zajmowały losy kilkunastu osób koczujących w okolicach Usnarza pod czujnym okiem polskich i białoruskich pograniczników. Potem obserwowaliśmy budowę prowizorycznych zasieków na długości kilkuset kilometrów i liczne próby ich sforsowania przez spore grupy migrantów. W przyszłym roku ma powstać solidny płot naszpikowany elektroniką.

Wcześniejsze wybory

Coś jak Buka z „Muminków”, tylko straszy się nimi nie dzieci, a niegrzecznych posłów.

Wicepremier

Ten wicepremier to ktoś jak premier, tyle że może więcej. Do niedawna dekoracyjna funkcja w każdej Radzie Ministrów, jednak od momentu, gdy został nim Jarosław Kaczyński, to prawdziwy szef premiera i rządu, a także szef oddzielnego gabinetu do spraw bezpieczeństwa. Innymi wicepremierami można żonglować, czego dowodem los Jarosława Gowina usuniętego z rządu i większości rządowej. Ale nie tym.

Większość sejmowa

W innych krajach składa się z partii czy frakcji oraz parlamentarzystów, a u nas, jak powiedział nam jeden z polityków PiS, ma ona imię i nazwisko - Jarosław Kaczyński. Choć ostatnio ta formuła się wyczerpuje i ma ona coraz więcej imion i nazwisk, jak będzie ich wystarczająco dużo, czekają nas wcześniejsze wybory.

Zbigniew Ziobro

Dzięki jego reformom polskie sądy orzekają błyskawicznie, sędziowie trzymają się z dala od polityki, a Unia Europejska stawia nas za wzór. To oczywiście żart. Ziobryści tłumaczą się, że fiasko zmian to efekt zatrzymania reformy w pół kroku przez Andrzeja Dudę (weta z 2017 r.), ale teraz znowu przechodzą do działania. Na razie forsują pomysł spłaszczenia struktury sądów powszechnych, wprowadzenia jednolitego statusu sędziego i znaczącego okrojenia Sądu Najwyższego. Prawdopodobieństwo, że ziobryści znów pokłócą się z kimś z obozu Zjednoczonej Prawicy, jest spore. A wtedy reforma znów stanie, tym razem w trzech czwartych kroku. ©℗

PiS ewidentnie rozsmakował się w stanie wyjątkowym - tak bardzo, że opracował technologię wprowadzania quasi-stanu wyjątkowego, bez udziału parlamentu i prezydenta, lecz samym rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych