Wybory parlamentarne u naszych sąsiadów utrudnią znalezienie porozumienia w sprawie kopalni w Turowie. A jeśli władzę przejmie opozycja, do argumentów praktycznych mogą dojść ekologiczne.

Premier Czech Andrej Babiš nie może ustąpić w sprawie Turowa przed planowanymi na 8–9 października wyborami parlamentarnymi, jeśli nie chce stracić poparcia społecznego. Ale jeśli do władzy dojdzie opozycyjna koalicja Piratów i Samorządowców, stanowisko Pragi wobec konfliktu z Polską może się jeszcze zaostrzyć, bo do argumentów praktycznych, dotyczących lokalnych problemów z ujęciami wody, dojdą ekologiczne. Babiš w przeciwieństwie do najpoważniejszych rywali nie ma nic przeciwko wydobyciu węgla jako takiego. Brak porozumienia oznacza, że z każdym dniem rosną kary nałożone na Polskę przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Do wyborów osiągną one już 10 mln euro.
Andrej Babiš i jego partia ANO powalczy w wyborach parlamentarnych 8–9 października o zachowanie stanowiska premiera. Szef rządu obiecuje w kampanii, że obroni Czechy przed napływem migrantów oraz unijną polityką klimatyczną wymuszającą odejście od węgla, który nadal odgrywa istotną rolę w lokalnym miksie energetycznym. I choć jeszcze nie wygrał, już dostał od prezydenta Miloša Zemana publiczną obietnicę, że zostanie mianowany szefem nowego rządu, o ile jego partia zajmie pierwsze miejsce w wyborach. Na razie ANO ma największe poparcie (ok. 30 proc.), co jednak nie daje gwarancji zbudowania większościowej koalicji.
Jednym z ważnych haseł w kampanii lidera ANO jest suwerenność. Babiš ostrzega Czechów, że jeśli opozycja przejmie władzę po wyborach, odda ją Brukseli. Ważnym punktem odniesienia pozostaje współpraca z Polską, Słowacją i Węgrami w ramach Grupy Wyszehradzkiej, do której szef rządu często nawiązuje. Jej także – przekonuje Babiš – zagraża opozycja, która sojusz ten unieważni. Pytanie jednak, jak spór z polskim rządem w sprawie kopalni w Turowie wpłynie na nastroje w V4. Wirtualna Polska podała, że rząd PiS rozważa zamrożenie uczestnictwa Polski w V4.
Kancelaria premiera Mateusza Morawieckiego nie potwierdza jednak tej informacji w rozmowie z DGP. – Na pewno ciężko jest rozmawiać z Czechami w obecnej sytuacji. Możliwe, że z różnych powodów podczas najbliższego posiedzenia Rady Europejskiej nie dojdzie do skoordynowania stanowisk w ramach V4, ale decyzja o wstrzymaniu relacji nie została podjęta – mówi nam osoba z KPRM. Zwłaszcza że jutro odbędzie się kolejna tura rozmów mająca prowadzić do zawarcia ugody i zakończenia sporu sądowego przed Trybunałem Sprawiedliwości UE o Turów. – Ugoda pozostaje naszym celem, chociaż mamy świadomość, że przed wyborami będzie o nią trudno – słyszymy po polskiej stronie.
W Czechach Turów nie należy tymczasem do głównych tematów kampanii. – Dla Czechów to nie jest kwestia polityczna, a raczej praktyczna. Sprawa Turowa nie ma wpływu na wybory, bo dotyczy problemu dostępu do wody w jednym małym regionie. Tą sprawą żyje jakieś 12 tys. wyborców w jednym z najmniejszych krajów (odpowiednik województw – red.) w Czechach. W przypadku Polski jest inaczej, bo dotyczy to bezpieczeństwa energetycznego całego kraju – mówi Martin Ehl z czeskiego dziennika „Hospodářské noviny”. – Dlatego ogólny odbiór tego sporu jest nie do porównania z tym, co jest w Polsce. Nawet decyzja o nałożeniu kar nie wywołała większego zainteresowania – dodaje.
W jego ocenie kwestia Turowa mogłaby wpłynąć na wynik wyborów tylko w jednym przypadku: gdyby rząd Babiša cofnął się w sporze z Polakami. Wówczas partie wchodzące w skład gabinetu mogłyby stracić kilka punktów sondażowych. Dlatego do momentu zamknięcia urn, co nastąpi za dwa tygodnie, o ugodzie z Polakami raczej nie może być mowy. A bez tego nie ma szans na zakończenie sporu przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. W dniu zamknięcia lokali wyborczych w Czechach kara, jaką Polska będzie musiała zapłacić Brukseli za niewstrzymanie pracy kopalni, wyniesie 10 mln euro.
Same wybory też mogą utrudnić negocjacje. Przede wszystkim dlatego, że rozmowy mogą stanąć. Przedwyborczy rozkład sił jest bardzo podobny do tego po poprzednich wyborach: żadna z partii nie ma szans na większość, co oznacza, że stworzenie koalicji może trwać bardzo długo. Poprzednio udało się to po ponad pół roku. Sytuację komplikuje to, że obecny koalicjant Babiša, socjaldemokraci, ma marne szanse na przekroczenie progu. Przez moment wydawało się, że czarnym koniem może być nowo powstała populistyczna Przysięga. Jej kampanię chwalił sam premier, deklarując, że może zaprosi ją do koalicji. Od tego czasu jej popularność spadła i partia nie może być pewna przekroczenia progu. Jeżeli rząd stworzy Babiš, klimat rozmów w sprawie Turowa raczej się nie zmieni. Ale jeżeli do władzy dojdzie opozycyjna koalicja Piratów i Samorządowców, do argumentów praktycznych dojdą ekologiczne i sprzeciw Czech jeszcze się zaostrzy.