Program „Narew” jest połączony z programem „Wisła” opartym na systemie Patriot o zasięgu nawet do 100 km, który ma chronić polskie niebo głównie przed pociskami przeciwnika. „Narew” z kolei ma dysponować pociskami o zasięgu 30–40 km, których celem mogą być przede wszystkim samoloty i śmigłowce. W sumie w „Narwi” mają być 23 baterie, w każdej z nich m.in. po sześć wyrzutni.
Szacunkowy koszt programi wynosi 50–70 mld zł. To największy projekt zbrojeniowy w historii Wojska Polskiego. Zakup samolotów F-35 czy systemu Patriot wymagał nakładów po ok. 20 mld zł. Kwota zostanie doprecyzowana podczas negocjacji – kolejnym krokiem będzie podpisanie 16 umów wykonawczych z poszczególnymi spółkami, które mają realizować kontrakt m.in. z producentem ciężarówek Jelcz (w ramach programu dostarczonych zostanie ponad 700 specjalistycznych pojazdów) czy spółką PIT Radwar, która będzie produkować radary.
Choć duża część „Narwi” ma zostać wyprodukowana w Polsce, to program będzie oparty na amerykańskim systemie zarządzania obroną powietrzną IBCS, który jest wytwarzany przez koncern Northrop Grumman i w który będą wpięte także polskie Patrioty. Kluczowe dla tego programu będzie pozyskanie pocisków, których ma być ponad tysiąc. Koszt jednego to ok. 1 mln dol., czyli przy obecnym kursie wymiany prawie 4 mln zł. Polska Grupa Zbrojeniowa jako partnera zaproponowała brytyjski koncern MBDA.
– MBDA wspiera ambicje Polski dotyczące pozyskania skutecznego systemu „Narew”, który w całości zostanie wyprodukowany w kraju. Dzięki bliskiej współpracy z PGZ oraz wsparciu rządu Wielkiej Brytanii oferujemy bezprecedensowy transfer technologii, umożliwiający wytwarzanie rakiety w Polsce, przez Polaków, a także samodzielne używanie systemu – mówi DGP James Price, wiceprezes MBDA na Europę. – Najnowsza generacja rakiet przeciwlotniczych rodziny CAMM zapewni Wojsku Polskiemu największe w swojej klasie zdolności w obronie powietrznej z lądu i morza – dodaje.
Zapowiedzi Brytyjczyków brzmią obiecująco, ale na tym etapie obiecać można niemal wszystko. Diabeł tkwi w szczegółach, czyli w tym, jak dużo wiedzy o pociskach producent faktycznie będzie chciał sprzedać i jak wysokiej ceny zażąda za licencję. Doświadczenia polskiego przemysłu są w tej dziedzinie fatalne. Umowy z zagranicznymi partnerami na kołowy transporter opancerzony Rosomak czy pociski przeciwpancerne Spike sprawiły, że bardzo trudno jest sprzedać te produkty za granicę.
Jeśli negocjacje z MBDA się nie powiodą, to alternatywą pozostaje nabycie amerykańskich pocisków, ale to będzie tzw. zakup z półki i polski przemysł na tym nie zyska. Tymczasem założenie jest takie, że produkcja pocisków będzie się odbywać w Polsce i przy okazji „Narwi” pójdziemy technologicznie do przodu w tej dziedzinie.
Wybór MBDA w programie „Narew” miałby wpływ także na program „Miecznik”, czyli budowę polskich fregat. Dobrą pozycję uzyskałby brytyjski producent – koncern Babcock – ponieważ wojsko mogłoby używać podobnych pocisków na lądzie i na morzu.
Ramowa umowa dotycząca „Narwi” – między Ministerstwem Obrony Narodowej a Polską Grupą Zbrojeniową – ma zostać podpisana w obecności prezydenta Andrzeja Dudy, zwierzchnika sił zbrojnych, w Kielcach podczas rozpoczynającego się dziś Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego. Do tej pory w Polsce nie był tak kompleksowego i skomplikowanego programu zbrojeniowego realizowanego przy tak dużym (planowanym) udziale państwowego przemysłu, dlatego wcale nie jest oczywiste, że całość negocjacji między resortem obrony, PGZ a także MBDA zakończy się sukcesem.
Jeśli jednak dojdzie do podpisania finalnej umowy, co nastąpi najwcześniej pod koniec przyszłego roku, to program „Narew” stanie się najważniejszym źródłem przychodów dla Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Biorąc pod uwagę, że ta państwowa spółka ma bardzo mało produktów eksportowych i nastawiona jest na obsługę polskiego resortu obrony, jest to dla niej program priorytetowy. W przeciwieństwie do niedawnych zakupów samolotów F-35 czy artylerii dalekiego zasięgu Himars, tym razem polski przemysł dostał szansę.
Do obsługi programu „Narew” potrzebne będzie ok. 7 tys. żołnierzy. Część z nich przejdzie z systemów obrony przeciwlotniczej starszego typu, ale i tak armia będzie musiała przyjąć do służby i wyszkolić kilka tysięcy osób.