Będziemy dalej naciskać na władze w Mińsku, żeby naszych rodaków uwięzionych na Białorusi uwolnić - zapewnił wiceszef MSZ Marcin Przydacz. W jego ocenie sankcje ekonomiczne, nałożone przez UE na Białoruś po aresztowaniach, zaczynają być odczuwalne wśród białoruskiego establishmentu.

Przydacz został spytany we wtorek w Programie Trzecim Polskiego Radia o działania, jakie podjęła polska dyplomacja w sprawie doprowadzenia do uwolnienia prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys oraz członka związku, dziennikarza Andrzeja Poczobuta - od czterech miesięcy przebywają oni w białoruskim areszcie jako podejrzewani o "podżeganie do nienawiści" i "rehabilitację nazizmu". Grozi im od pięciu do 12 lat więzienia.

Wiceszef MSZ przyznał, że "sytuacja jest bardzo trudna". "Mamy do czynienia z partnerem bardzo trudnym i dość nieprzewidywalnym. Władze w Mińsku nie są skore do takiego dialogu, jaki życzyłaby sobie reszta świata" - podkreślił Przydacz.

Jak zaznaczył, na Białorusi uwieziono ponad 500 osób, z czego większość bezprawnie. "Tylko w drodze politycznego nacisku i polityki sankcji jesteśmy w stanie doprowadzić do jakiegoś otrzeźwienia w Mińsku i tę politykę kontynuujemy" - poinformował wiceminister.

Według niego, władze w Mińsku powinny "przeliczyć sobie koszty". "To, czy opłaca im się przetrzymywać ludzi bezprawnie i płacić za politykę sankcji ekonomicznych" - zaznaczył. "Na tym traci nie tylko establishment białoruski, ale też biznes, który wspiera Aleksandra Łukaszenkę. Czas najwyższy na analizę panowie w Mińsku" - mówił Przydacz.

Ocenił też, że sankcje gospodarcze nie przynoszą efektu "z dnia na dzień". "Ale mam wrażenie, że już zaczynają być odczuwalne decyzje UE wśród establishmentu gospodarczego na Białorusi. (...) Jeśli to nie przyniesie spodziewanego skutku, będziemy (to) kontynuować przy użyciu innych narzędzi. (...) Będziemy dalej naciskać, żeby naszych rodaków uwolnić" - zapewnił.

Andrzej Poczobut, prezes ZPB Andżelika Borys oraz jeszcze trzy działaczki mniejszości polskiej - Irena Biernacka, Maria Tiszkowska i Anna Paniszewa - zostali zatrzymani w marcu.

Wobec piątki aktywistów wszczęto postępowania z art. 130 p. 3 kodeksu karnego Białorusi, który mówi o "celowych działaniach, mających na celu podżeganie do wrogości na tle rasowym, narodowościowym, religijnym lub innym socjalnym". Prokuratura białoruska interpretowała działania aktywistów ZPB jako "rehabilitację nazizmu". Przytoczony artykuł zagrożony jest karą pozbawienia wolności od pięciu do 12 lat.

2 czerwca polskie MSZ poinformowało, że Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zostały wypuszczone z aresztu i wywiezione do Polski. Kobiety nie mogą wrócić na Białoruś. Zarzutów wobec nich nie umorzono.

Poczobut i Borys pozostają w areszcie, najprawdopodobniej w związku z odmową opuszczenia Białorusi.