Ostatnie lata w branży odpadowej to istna legislacyjna rewolucja. Cel: wyeliminować patologie na rynku, zwalczać szarą strefę i przywrócić zdrową konkurencję na rynku. Niestety nielegalne pozbywanie się odpadów niebezpiecznych wciąż daje się gminom we znaki. O genezie tych niepożądanych zjawisk oraz sposobach na przeciwdziałanie im dyskutowano podczas debaty w ramach cyklu Perły Samorządu w redakcji Dziennika Gazety Prawnej

Mimo wielu reform, wciąż słyszymy o przypadkach nielegalnego porzucania odpadów niebezpiecznych w starych wyrobiskach, opuszczonych halach magazynowych, na pustych placach. Dla samorządów bywa to katastrofa: przede wszystkim finansowa, ale niekiedy również ekologiczna. Czy jesteśmy bezbronni wobec przestępców środowiskowych?
ikona lupy />
Andre Lemlyn prezes zarządu SUEZ Polska / Materiały prasowe
Andre Lemlyn Walka z mafią śmieciową musi być priorytetem, bo każdy przejaw takiej patologii dotkliwie rzutuje nie tylko na wizerunek, ale i kondycję całej branży. Działania wymierzone przeciwko przestępcom nie będą jednak skuteczne, jeżeli w dłuższej perspektywie nie rozwiążemy naglącego problemu, czyli braku instalacji końcowych, w których można byłoby zagospodarować problematyczne odpady. Dziś to zachwianie popytu i podaży winduje ceny i może skłaniać nieuczciwych przedsiębiorców do nadużyć, czyli szukania prostszych, tańszych i szybszych metod pozbycia się niechcianego balastu. W Polsce jest gigantyczna luka inwestycyjna, która dotyczy zarówno sfery odpadów komunalnych, przemysłowych jak i niebezpiecznych. Tych ostatnich zalega w Polsce kilkaset tysięcy ton, a do tego dochodzi jeszcze bieżąca produkcja. Im dłużej będzie trwał ten impas inwestycyjny, tym gorzej dla całego sektora. Przedsiębiorcy są gotowi, by tę lukę załatać. Trudnością są jednak rygorystyczne procedury, które sprawiają, że od planu do realizacji inwestycji upływa kilka lat. Wyzwaniem jest znalezienie miejsca, gdzie po przeprowadzeniu dialogu społecznego, tego typu instalacje będą mogły powstać. Jesteśmy gotowi do inwestowania i zwiększania mocy przerobowych. Musimy usunąć istniejące przeszkody i znaleźć rozwiązania, pozwalające na skrócenie czasu, który obecnie pochłaniają procedury.
ikona lupy />
Łukasz Mróz, prezes zarządu SARPI Dąbrowa Górnicza / Materiały prasowe
Łukasz MrózZgadzam się z przedmówcą, że w Polsce istnieje duża luka inwestycyjna. Szacujemy, że w Polsce odpadów niebezpiecznych zalega kilkaset tysięcy ton, z czego w zidentyfikowanych miejscach jest to ponad 100 tys. ton. Jak dużo więcej jest niewykrytych? To trudno powiedzieć. Przy czym mówimy tu o odpadach „historycznych”, porzuconych jeszcze przed nowelizacją ustawy o odpadach z 2018 r., która wprowadziła odpowiedzialność wytwórcy za gospodarowanie odpadami oraz Bazę Danych o Odpadach (BDO – red.), znacząco utrudniając przestępcom ukrywanie odpadów. Niemniej faktem jest, że przewlekłość postępowań utrudnia jakiekolwiek inwestycje i rozwój w branży.
ikona lupy />
Agnieszka Fiuk, ekspertka Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami / Materiały prasowe
Agnieszka Fiuk Rzeczywiście, brak odpowiedniej infrastruktury do końcowego zagospodarowania to dziś najpoważniejszy problem dla całej branży. I dotyczy on zarówno odpadów komunalnych, jak i niebezpiecznych, które w ostatnich latach nieco zeszły na dalszy plan. A tak długo, jak wszyscy wytwórcy odpadów nie będą mogli płynnie i po rozsądnych cenach przekazywać odpadów do odpowiednich zakładów, tak długo będzie istnieć przestrzeń dla nieuczciwych firm.
ikona lupy />
Bartosz Frankowski, naczelnik Wydziału Środowiska, Urząd Miasta Gdynia / Materiały prasowe
Bartosz Frankowski Luka inwestycyjna jest problemem na poziomie systemowym, który oczywiście wymaga rozwiązania. Ale pamiętajmy też, że porzucanie odpadów niebezpiecznych to – nazwijmy rzecz po imieniu – po prostu przestępstwo. I tak powinno być traktowane. W Gdyni na szczęście nie mieliśmy takiego zdarzenia, ale w latach 90. działało na terenie naszego miasta przedsiębiorstwo branży chemicznej, które upadło na początku XXI w. i zostawiło po sobie spory bałagan, m.in. 49 zbiorników z substancjami nieznanego pochodzenia. Oczywiście problem ten spadł na gminę. Dla nas było to zdarzenie, które rozpatrywaliśmy w kategoriach zarządzania kryzysowego, a nie przez pryzmat ustawy o odpadach. Dzięki temu rozwiązaliśmy ten problem natychmiastowo, bez rygorów związanych z przepisami odpadowymi. Zidentyfikowaliśmy te substancje, a potem zamówiliśmy w drodze zamówienia publicznego usługę ich wypompowania i utylizacji. To wszystko kosztowało gdyńskiego podatnika nieco ponad 210 tys. zł.
Jaką rolę pełni w tej układance Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej? Czy sprowadza się ona tylko do udzielania finansowego wsparcia gminom, które padły ofiarą przestępców i nie mają pieniędzy na uporanie się z kosztowną utylizacją porzuconych odpadów?
ikona lupy />
Jarosław Roliński, dyrektor Departamentu Ochrony Ziemi, NFOŚiGW / Materiały prasowe
Jarosław Roliński Fundusz wkracza na końcu, gdy wszystkie wcześniejsze mechanizmy ścigania przestępców i egzekwowania należności nie zadziałają. Przy czym nie powinno to być nasze główne zadanie. Kluczową rolą NFOŚiGW jest bowiem wsparcie dla przedsiębiorców w kwestii załatania luki inwestycyjnej. To właśnie na budowę nowych instalacji, a nie sprzątanie pozostałości po mafii śmieciowej powinny w pierwszej kolejności iść pieniądze funduszu. Każda nasza jednorazowa pomoc w zagospodarowaniu takiego niechcianego znaleziska winduje ceny na rynku nawet do 10 tys. zł za tonę i więcej. Naszym zadaniem powinno być przede wszystkim zapewnienie odpowiedniej wydajności instalacji, tak aby przekazanie do niej odpadów było możliwe i opłacalne. Byłaby to dużo skuteczniejsza pomoc niż dotowanie sprzątania magazynu, w którym ktoś porzucił niechciany balast.
Przyjrzyjmy się konkretnej sprawie: gmina Niemodlin padła ofiarą przestępców. Jak wpłynęło to na budżet i sytuację gminy? Jak sobie państwo z tym radzą?
ikona lupy />
Aleksander Juszczyk, zastępca burmistrza Niemodlina, Gmina Niemodlin / Materiały prasowe
Aleksander Juszczyk: My niestety wciąż zmagamy się z tym problemem, bo na terenie naszej gminy porzucono ponad 2 tys. ton odpadów. Znaleźliśmy je na terenie starej, opuszczonej indyczarni na przełomie 2018 i 2019 r. Do tej pory wywieźliśmy ponad 300 ton i zgodnie z harmonogramem mamy końcowy termin realizacji tego zadania na sierpień 2022 r. Wielkie podziękowania dla NFOŚiGW, wojewódzkiego funduszu, powiatu i województwa opolskiego za wsparcie w formie dotacji i pożyczki na przygotowanie obiektu do wywozu, zabezpieczenie terenu. Razem z wkładem własnym gminy kosztowało to podatnika ponad 2 mln zł. Nie chodzi jednak o samą kwotę. Problem w tym, że są to tzw. wydatki bieżące, których wysokość rzutuje m.in. na wskaźnik zadłużenia samorządu. Nas ten niespodziewany wydatek zmusił do ograniczenia innych wydatków bieżących przeznaczonych na gospodarkę komunalną, ochronę środowiska. Byliśmy zmuszeni zamrozić tzw. fundusz sołecki. Innymi słowy, podatnik gminy Niemodlin został dwukrotnie „ukarany” za coś za co gmina nie miała żadnego wpływu, bo nie jest to skutek działań podmiotów, które by funkcjonowały na terenie gminy, a jest to działalność przestępcza podmiotów zewnętrznych.
Słuchając tej historii wydaje się, że interwencja państwa powinna być natychmiastowa, a wsparcie dla poszkodowanej gminy jak najwyższe, by zachować płynność budżetu i nie obciążać mieszkańców kosztami, na które nie mają wpływu. Czy byłoby to słuszne rozwiązanie, czy zgoła przeciwnie?
Jarosław Roliński W pełni zgoda, że taka ekologiczna bomba potrafi zburzyć strukturę wydatków gminy, a dla niektórych jednostek bywa ciężarem nie do udźwignięcia. W takich przypadkach często pojawia się postulat, że wszystkie te koszty powinny zostać przeniesione na szczebel centralny. Ale proszę sobie wyobrazić jakie miałoby to skutki. Gdyby Fundusz automatycznie finansował sprzątanie każdego nielegalnego wysypiska, to pokusa, by tak pozbywać się odpadów byłaby jeszcze większa. Przestępcy czuliby się całkowicie bezkarni, wiedząc, że pieniądze na utylizację porzuconej bomby szybko się znajdą. W praktyce byłoby to finansowanie z kasy publicznej działalności przestępczej. Oczywiście to nie znaczy, że gminy powinny pozostać z tymi odpadami same. Ale nie możemy szukać zero-jedynkowego rozwiązania, które mogłoby dobrze wyglądać na papierze, ale rodziłoby wiele niepożądanych skutków ubocznych.
Co byłoby w takim razie rozwiązaniem? Czy należałoby bardziej postawić na odpadową profilaktykę, zamiast leczyć skutki choroby? Tylko jak miałoby to wyglądać? Większy nadzór nad rynkiem?
B.F. Ściganie przestępców porzucających odpady niebezpieczne to zadanie dla odpowiednich służb państwa. Żadna gmina nie jest w stanie skutecznie walczyć z jakąkolwiek mafią, vatowską czy śmieciową. Gminy nie mają ku temu odpowiednich narzędzi. O ile każdy samorząd powinien być czujny i monitorować sytuację najlepiej jak potrafi, to jednak przestępczych porzuceń odpadów niebezpiecznych nie jest w stanie przewidzieć i się przed nimi obronić. Stąd kluczowe jest, by jak najmniej takich sytuacji w ogóle miało miejsce, czyli próbować zdusić problem już w zarodku. To znaczy odpowiednio nadzorować rynek, śledząc i eliminując z niego nieuczciwie działające podmioty, których działalność podcina skrzydła uczciwym przedsiębiorcom, zmuszonym konkurować na nierównym, wypaczonym rynku.
A.L. Firma SUEZ zarządza rocznie 1,4 mln ton odpadów, z czego 45 tys. ton to odpady niebezpieczne. Wiele z nich pochodzi z dużych fabryk, część z mniejszych zakładów. Zauważamy, że niektórzy wytwórcy kierują się wyłącznie kryterium ceny i nie weryfikują dokładnie źródła i szczegółów ofert. Nie pomaga też to, że w całym biznesowym łańcuchu bywa zaangażowanych wielu pośredników, którzy mają formalne zezwolenia, ale wcale nie prowadzą działalności tak jak powinni. To oczywiście musi się zmienić. Wciąż jednak firmy, takie jak SUEZ napotykają sufit w postaci ograniczonych mocy przerobowych instalacji. Moglibyśmy legalnie stanąć do większej liczby przetargów na zagospodarowanie odpadów niebezpiecznych, gdybyśmy zwyczajnie mieli, gdzie je przetworzyć. Dziś mamy limit, którego nie możemy przeskoczyć. Te 45 tys. ton odpadów niebezpiecznych w większości przetwarzamy we własnych instalacjach w Polsce, w 20 proc. korzystamy z instalacji zewnętrznych. Rozważamy też eksport tych odpadów do instalacji SUEZ w innych krajach, ale to może być maksymalnie 5-10 tys. ton rocznie. Do czasu, aż nie ruszą inwestycje, które wymagają dialogu między uczestnikami rynku, pozwalającego pokonać przeszkody administracyjne i społeczne, sytuacja na rynku pozostanie nierówna i niekorzystna dla uczciwych firm.
Ł.M.Zmiany legislacyjne służące ograniczeniu szarej strefy, przeniesieniu odpowiedzialności za odpad na wytwórców i rozwój BDO, które obserwujemy w ostatnich latach, to niewątpliwie zmiany na plus. Na podstawie tak krótkiego czasu inwestorom trudno było jednak podjąć się budowy nowych instalacji zagospodarowania odpadów, nie wiedząc, jakie dalsze zmiany czekają rynek. Nielegalny obrót odpadami niebezpiecznymi będzie nieuchronnie malał, ale wciąż pozostaje historyczny balast kilkuset tysięcy ton odpadów, z którymi będziemy musieli sobie poradzić, i to przy regularnym dopływie nowych odpadów wytwarzanych każdego roku. Do tego konieczne będą nowe inwestycje, na które branża, oraz my jako największa instalacja do termicznego przekształcania odpadów niebezpiecznych w Polsce i reprezentant lidera w tej dziedzinie na rynku europejskim, jesteśmy gotowi. Oczywiście przestępcy będą dalej szukać dziur w systemie, które pozwolą im szybko i relatywnie łatwo zarobić pieniądze. Ale takie historie jak ta, której ofiarą stał się chociażby Niemodlin, powinny – mam nadzieję – powoli odchodzić w niepamięć, o czym może świadczyć znikoma liczba nowopowstałych bomb ekologicznych po 2019 r. (po nowelizacji UOO).
A.F.Problemu braku mocy przerobowych w instalacjach nie przezwyciężymy jednak samymi pieniędzmi. Dziś fundusze unijne i krajowe są stosunkowo łatwo dostępne. Blokadą są czasochłonne procedury administracyjne. Wynikają one jednak nie tylko z rygorystycznych przepisów, ale także obłożenia pracą w urzędach marszałkowskich, które nie nadążają za zmianami prawa, i koniecznością dostosowywania pozwoleń oraz decyzji dla tysięcy firm. Niestety przedsiębiorcy często zderzają się też z problemem ogromnego oporu społecznego, który stanowi blokadę nowych inwestycji, a nawet najdrobniejszych modernizacji istniejących instalacji. Problemy te są widoczne już teraz, a będą nasilać się, gdy przedsiębiorcy staną przed koniecznością dostosowania zakładów do nowych wymogów BAT, co wiąże się z wieloma nowymi uzgodnieniami, pozwoleniami i decyzjami. Wydaje się, że bez specustawy, której celem byłoby uproszczenie procedur, łatanie infrastrukturalnej luki będzie bardzo trudne. Przed nami także gigantyczna praca do wykonania w zakresie edukacji i komunikacji – bez prawidłowego wyjaśnienia społeczeństwu znaczenia i roli tych inwestycji, bez pokazania jak działa gospodarka odpadami i jakie etapy oraz wymogi stoją przed nami na drodze do gospodarki obiegu zamkniętego, nie pójdziemy ani o krok naprzód. To oczywiście zadanie dla firm, ale także dla rządu i samorządu.
Debatę moderował i opracował Jakub Pawłowski