Ponad 50 proc. miejsc w szpitalach tymczasowych jest zajętych. Wskaźnik ten jest jeszcze wyższy dla reszty placówek, w których przyjmowani są pacjenci z COVID. Obłożenie sięga tam niemal 60 proc.

Już w pięciu kolejnych regionach wskaźnik zachorowań na COVID w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców jest powyżej średniej. To potencjalni kandydaci – po Warmii i Mazurach – do zaostrzenia restrykcji.

Trzecia fala jest wyraźnie widoczna w szpitalnych statystykach. Liczba zajmowanych łóżek zbliża się do 15 tys. To poziom największy od ponad dwóch tygodni. Z kolei liczba zajętych respiratorów przekroczyła 1500 i jest najwyższa od 20 stycznia. W ciągu tygodnia ten współczynnik wzrósł o 2 tys. Jeszcze do niedawna dyskutowano brak obłożenia w szpitalu na Stadionie Narodowym. Dziś to już przeszłość. Rozważa się wariant powiększenia liczby łóżek. W sumie w skali całego kraju w placówkach tymczasowych zajętych jest ponad 50 proc. miejsc.

Najgorzej jest na południu Polski – w woj. podkarpackim niemal 70 proc. covidowych miejsc jest zajętych. Ale sytuacja komplikuje się również w województwach: pomorskim, lubuskim i mazowieckim. Ministerstwo Zdrowia wspomina o nich jako kandydatach do zamknięcia. Z podobną ewentualnością muszą się liczyć: kujawsko-pomorskie i podkarpackie.

Wskazuje na to analiza danych. Średnia tygodniowa potwierdzonych przypadków zachorowań w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców wczoraj przekroczyła 25. Najgorsza sytuacja jest na Warmii i Mazurach, gdzie wskaźnik wzrósł z 44,6 (24 lutego) do 52 (wczoraj). Drugie w kolejności jest woj. pomorskie ze wskaźnikiem 39,3 (wzrost z 32,3 w analogicznym okresie).

Duże wzrosty zachorowań widać też na południu Polski. Rząd liczy jednak na to, że trzecia fala zachorowań nie będzie miała tak dramatycznego przebiegu jak fala jesienna. Z jednej strony trwają szczepienia (do tej pory podano 3,3 mln dawek, z czego prawie 1,2 mln drugą dawką). Dodatkowo według rządowych szacunków nawet 8 mln Polaków może być już uodpornionych na koronawirusa.

Niepokojące są także dane dotyczące respiratorów. Dostępnych zostało jedynie 40 proc. Jak przyznaje minister zdrowia Adam Niedzielski, obecnie rząd bacznie obserwuje liczbę zajętych łóżek, i to nie tylko w szpitalach tymczasowych. Pod tym kątem sytuacja jest najgorsza na Podkarpaciu, w którym zajętych jest niemal 70 proc. Na drugim biegunie jest woj. zachodniopomorskie z odsetkiem ok. 45 proc.
Coraz więcej osób trafia do szpitali tymczasowych. Pod koniec grudnia zajęte były w nich 294 łóżka, z czego 49 dla pacjentów pod respiratorem. Teraz przebywa w nich 738 pacjentów, w tym 99 pod dodatkową aparaturą tlenową. Średnio w szpitalach tymczasowych zajętych jest ponad 50 proc. miejsc. Wszystko jednak zależy od regionu.
– Zwiększamy cały czas liczbę łóżek – mówi dyrektor szpitala tymczasowego w Warszawie na Stadionie Narodowym Artur Zaczyński. Dodaje, że na razie nie wstrzymują przyjęć. Z kolei Dariusz Madera, dyrektor generalny Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu, przyznaje, że mają zajęte 100 proc. łóżek. Jak mówi dyrektor w rozmowie z DGP, 15 lutego zwiększono liczbę łóżek z 20 do 28. – Ale zapotrzebowanie rośnie, chcielibyśmy docelowo mieć ich 150. Głównym problemem jest brak kadry – komentuje.
Niepokojące jest to, że widać spory rozjazd liczby zajętych łóżek z prognozami. Według modelu Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania z Uniwersytetu Warszawskiego na 28 lutego powinno być zajęte 9,5 tys. łóżek, tymczasem było ponad 5 tys. więcej – 14,9 tys. Tak duża różnica to efekt z jednej strony skutków niedawnych poluzowań, ale ważniejszy powód to brytyjska mutacja koronawirusa. Obecny model jej nie uwzględnia, a jest ona znacznie bardziej zaraźliwa niż pierwotny chiński szczep.
Obok liczby zajętych łóżek istotny jest także wskaźnik R: chodzi o liczbę osób, którą zaraża jeden chory. Jeśli wynosi on poniżej 1, oznacza to, że epidemia będzie wygasać, ale jeśli jest powyżej, to znaczy, że ma ona tendencję rosnącą. Wczoraj wskaźnik wyniósł 1,19 i jest silnie zróżnicowany regionalnie. Największą wartość miał w woj. podkarpackim: 1,3. Wyższy od 1,2 był także w woj. dolnośląskim, małopolskim, mazowieckim, śląskim i świętokrzyskim.
Jakie są prognozy? Profesor Andrzej Horban, konsultant krajowy ds. chorób zakaźnych i szef Rady Medycznej ds. COVID-19 przy premierze, mówił, że należy się spodziewać nawet 30–40 tys. przypadków dziennie. Minister Niedzielski przekonuje, że to liczba nieco „abstrakcyjna”, a wzrost może być mniejszy. Przyznawał jednak, że prognoza mówiąca o kilkunastu tysiącach przypadków może być zbyt optymistyczna. Już teraz średnia wynosi niemal 10 tys.
Rząd liczy na to, że trzecia fala zachorowań nie będzie miała tak dramatycznego przebiegu jak fala jesienna. Z jednej strony trwa proces szczepień (do tej pory podano 3,3 mln dawek, z czego prawie 1,2 mln drugą dawką). Dodatkowo według rządowych szacunków nawet 8 mln Polaków może być już uodpornionych na koronawirusa.
Trwają też rozważania, w jaki sposób zorganizować szczepienia preparatem od AstryZeneki. Z zeszłym tygodniu rada medyczna zarekomendowała podawanie jej także seniorom do 69. roku życia (do tej pory było to 65 lat). Pierwsze sugestie ze strony rządu były takie, że trzeba będzie zawiesić aktualne szczepienia nauczycieli czy personelu administracyjnego szkół, a dostępne szczepionki przerzucić na seniorów. Teraz okazuje się, że zmiany kolejności nie będzie. – Do 7 marca wyszczepimy 90 proc. nauczycieli, więc nie ma już czego wstrzymywać – przekonuje osoba z rządu. Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział wczoraj, że w najbliższych dniach otwarta zostanie rejestracja na szczepienia AstrąZeneką dla kolejnych seniorów – wpierw dla tych w wieku 69 lat. Z kolei w przypadku nauczycieli Ministerstwo Edukacji i Nauki już w piątek informowało, że zapisy ruszą od wtorku 2 marca od godz. 8.00 i potrwają do 3 marca do końca dnia. Poza dopuszczeniem do szczepienia preparatem AstryZeneki seniorów rząd nie zamierza zmieniać harmonogramu czy przyjętej wcześniej kolejności szczepień.
Narodowy był pusty. Teraz zwiększa liczbę miejsc