Nowa wersja ustawy działowej, którą zawetował Andrzej Duda, może być gotowa na najbliższe posiedzenie Sejmu 20 i 21 stycznia.

Choć zawetowana przez prezydenta w minionym tygodniu ustawa jest ważna dla rządu, bo porządkuje kompetencje resortów po rekonstrukcji, to nie będzie próby obalenia prezydenckiego sprzeciwu w Sejmie, do czego trzeba zebrać 276 głosów – wskazują nasze źródła w Prawie i Sprawiedliwości.

Dziwne, bo mało medialne

– Przy takiej ustawie nie ma z kim zbudować większości. Opozycji jest na rękę, by podgrzewać wewnętrzny konflikt – twierdzi osoba z rządu. Z naszych informacji wynika, że w najbliższych dniach odbędą się rozmowy między Pałacem a stroną rządową, by osiągnąć konsensus co do kształtu nowej ustawy działowej. – Nie ma opcji obejścia takiego weta, musimy przygotować nową ustawę i skonsultować ją dokładnie z głową państwa – przyznaje inny członek rządu.
Jeden z naszych rozmówców przyznaje, że nie rozumie decyzji prezydenta. – Wszystko było przecież ustalone. Powody weta są chyba tylko ambicjonalne, bo samo weto wydaje się dziwne, mało medialne. Przecież nie jest tak, że mamy teraz tłum obywateli wdzięcznych prezydentowi – dodaje.
Wyjaśnienia Pałacu są sprzeczne z tą wersją. – Prezydent komunikował wcześniej swoje wątpliwości i chciał, by sprawę załatwić, a gdy nie załatwiono, to sam sobie załatwił – mówi nasz rozmówca z Pałacu Prezydenckiego. A inny dodaje, że intensyfikacja kontaktów rządu z urzędnikami Dudy nastąpiła, ale dopiero gdy ustawa trafiła do podpisu prezydenta.
Jeden z naszych rozmówców przypomina, że jeszcze w końcówce jesieni Andrzej Duda przesłał w tej sprawie list do liderów obozu rządowego. Wskazywać miał w nim argumenty podobne do tych, jakimi uzasadnił piątkowe weto.
Oficjalnie prezydent zawetował ustawę z trzech powodów. Jako pierwszy wskazał niezagwarantowanie głowie państwa 21 dni na podpisanie ustawy i niedochowanie odpowiedniego vacatio legis. Druga kwestia to zasadność wyodrębnienia z działu administracji rządowej „środowisko” nowego działu „leśnictwo i łowiectwo”. Trzeci argument to zmiana powodująca włączenie do korpusu służby cywilnej osób zajmujących stanowiska podsekretarza stanu. Wiązało się z tym podniesienie uposażeń części podsekretarzy stanu.

Rewolucji nie będzie

Zdaniem politologa Antoniego Dudka, takim działaniem prezydent chciał zamanifestować swoją obecność. – W ostatnich tygodniach był krytykowany, że jest nieobecny w polityce. Ten gest ma pokazywać, że będzie niezależny i suwerenny w swoich decyzjach i będzie recenzował rządy PiS. To prztyczek w nos prezesa Kaczyńskiego. Zapewne nie ostatni, bo prezydent nie potrzebuje prezesa, a prezes prezydenta owszem – komentuje politolog.
Nasi rozmówcy twierdzą, że Andrzej Duda był w ostatnim czasie pod dużym naciskiem ze strony leśnych związkowców. – To jego ukłon w stronę ludzi związanych z Janem Szyszką – twierdzi osoba z obozu rządzącego. Jak słyszymy, sporą rolę w całej sprawie miał odegrać prezydencki doradca Paweł Sałek, swego czasu szef gabinetu Szyszki. Jeszcze w sobotę Paweł Sałek na antenie Radia Maryja tłumaczył, że przesunięcie lasów do resortu rolnictwa sprawi, że będą one traktowane głównie w kontekście gospodarczym. Do tego doszły wątpliwości natury systemowej, dotyczące wyodrębnienia nowego działu „leśnictwo i łowiectwo” z dotychczasowego działu „środowisko”.
W praktyce chodziło o przeniesienie kwestii zarządzania lasami z Ministerstwa Klimatu i Środowiska do Ministerstwa Rolnictwa, a więc osłabienie wpływów środowiska Zbigniewa Ziobry i jego Solidarnej Polski w obszarze nadzorowania lasów.
– Z Funduszu Leśnego gigantyczne pieniądze idą na parki narodowe. Gdyby to przeszło do rolnictwa, byłyby wątpliwości, czemu jeden resort ma finansować działania będące w kompetencjach drugiego resortu – wskazuje polityk Solidarnej Polski. Zapewnia też, że ziobrystom obojętne jest, gdzie lasy ostatecznie trafią. – I tak mamy rządowego pełnomocnika ds. leśnictwa i łowiectwa. Jest nim Edward Siarka – dodaje. Przekonuje, że wbrew powszechnej opinii to nie ziobryści dokonali bezprecedensowej wymiany kadr w regionalnych dyrekcjach lasów.
– Dla ziobrystów lepiej być pod słabym politycznie ministrem Kurtyką niż pod politycznym szefem resortu rolnictwa – zauważa nasz inny rozmówca z obozu władzy.
W tle sprzeciwu Andrzeja Dudy jest kwestia podwyżek wynagrodzeń dla prezydenckich ministrów. Oni nie zostali objęci rozwiązaniem proponowanym przez rząd w zawetowanej ustawie, a polegającym na wciągnięciu podsekretarzy do służby cywilnej i podniesieniu ich pensji.
– Zazwyczaj ustawy działowe traktowano jako wyłączną domenę rządu – przyznaje członek gabinetu Morawieckiego. W tym sensie obecny krok prezydenta można uznać za bezprecedensowy, bo Andrzej Duda zabrał się do meblowania rządowej kuchni. Do tej pory, jeśli w kontekście tworzenia Rady Ministrów były spory na linii Pałac Prezydencki – rząd, to dotyczyły personaliów. Decyzja prezydenta to zakwestionowanie części niedawnej rekonstrukcji.
Mimo to prof. Antoni Dudek nie widzi tu rewolucji w obozie władzy. – Nie spodziewam się, by to był sygnał jakiejś szerszej ofensywy czy zapowiedź, że prezydent będzie budował własne ugrupowanie. To nie jest weto, od którego rząd by się załamał, ale sygnał, że PiS musi się liczyć z Andrzejem Dudą i jego ludźmi – podkreśla politolog.