W sierpniu minister finansów Andrzej Domański zapowiedział domiar podatkowy dla banków – CIT ma wynieść 30 proc. w 2026 r., 26 proc. w 2027 r. i 23 proc. docelowo zamiast 19 proc. Symboliczne obniżenie podatku bankowego (wprowadzonego w 2016 r. przez Prawo i Sprawiedliwość) nie zrównoważy tej zmiany, więc banki wpłacą do budżetu o 6,6 mld zł więcej już w przyszłym roku i 23,4 mld zł w ciągu dekady. Ten absurdalny pomysł sektorowego różnicowania stawek rząd uzasadnia „sprawiedliwością społeczną”, a premier Donald Tusk stwierdził, że „lepiej opodatkować banki niż polskie rodziny”. Oba te argumenty są intelektualnymi aberracjami.

Marcin Zieliński główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju
ikona lupy />
Marcin Zieliński główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju / Materiały prasowe
Mateusz Michnik młodszy analityk ekonomiczny Forum Obywatelskiego Rozwoju
ikona lupy />
Mateusz Michnik młodszy analityk ekonomiczny Forum Obywatelskiego Rozwoju / Materiały prasowe

Ponadnormatywne zyski?

W mediach często słyszymy, że banki biją rekordy zysków. W 2023 roku po raz pierwszy przekroczyły 20 mld zł, a w ubiegłym zarobiły 40,2 mld zł, cztery razy więcej niż dwa lata wcześniej. Politycy szybko uznali to za „ponadnormatywne” i zaczęli domagać się dodatkowego opodatkowania.

W ocenie sytuacji sektora bankowego pomija się kluczową kwestię – rentowność. Aby stwierdzić, czy firma naprawdę zarabia dużo, trzeba porównać zysk z zainwestowanym kapitałem. W Polsce banki od lat miały bardzo niską rentowność. Mimo rosnących kapitałów ich wynik netto do pandemii w 2020 roku utrzymywał się na poziomie kilkunastu miliardów złotych, co oznaczało jednocyfrową stopę zwrotu.

W tym czasie sektor obciążono nowym podatkiem, kosztami kredytów walutowych i wakacji kredytowych oraz wymogami kapitałowymi. Pandemia i obniżki stóp procentowych jeszcze pogorszyły sytuację. W 2020 roku banki zanotowały stratę, a w latach 2021–2022 zyski były dużo niższe niż wcześniej. Wtedy jednak nikt nie domagał się publicznego wsparcia z powodu „ponadnormatywnych” strat – i słusznie.

Opodatkować banki czy rodziny

Kiedy Donald Tusk mówi o tym, że „lepiej opodatkować banki niż polskie rodziny”, udaje, że nie wie, że właścicielami banków są w większości zwykli ludzie. To, że banki są kontrolowane albo przez państwo, albo przez kapitał zagraniczny, nie zmienia faktu, że finansowe konsekwencje ponoszą wszyscy akcjonariusze, nawet ci, którzy posiadają jedną akcję.

Ze względu na swoją pozycję na GPW banki trafiają do portfeli inwestorów indywidualnych oraz funduszy, w tym emerytalnych jak OFE czy PPK. Ponad 22 proc. akcji banków należy do OFE, czyli ponad 14 milionów przyszłych emerytów. W dniu ogłoszenia domiaru przez ministra Domańskiego były one warte 83 mld zł, a następnego dnia – 8 mld zł mniej. Przeciętny członek OFE stracił 567 zł.

Rząd z jednej strony pracuje nad nowymi instrumentami (ostatnio OKI), by zachęcić Polaków do inwestowania na rynku kapitałowym, a z drugiej swoimi decyzjami odstrasza ich od rynku kapitałowego. Tymczasem najlepszą zachętą byłby brak rządowych „zniechęt”.

Dojne krowy

W 2024 roku efektywna stopa opodatkowania sektora bankowego w związku z podatkiem CIT oraz podatkiem bankowym wyniosła 31,4 proc. Podwyżka stawki CIT do 30 proc. oznaczałaby, że sektor bankowy byłby obciążony na poziomie ponad 40 proc.

Wprowadzenie podatku bankowego przez PiS w 2016 roku zwiększyło efektywną stopę podatkową o 11,6 pkt proc. Płacony przez polskie banki podatek sektorowy jest bardzo wysoki w porównaniu z innymi krajami UE, które zdecydowały się na podobne rozwiązanie.

Dodatkowe podatki oznaczają nie tylko niższe dywidendy dla przyszłych emerytów – mogą też uderzyć w akcję kredytową. Banki, obciążone wyższym CIT, mogą stać się bardziej ostrożne w udzielaniu finansowania, za co bezpośrednio zapłacą gospodarstwa domowe i przedsiębiorcy.

Prawdziwy problem

Komisja Europejska prognozuje, że w 2026 roku deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniesie 254,5 mld zł, czyli 6,1 proc. PKB. Polska będzie miała drugi co do wielkości deficyt w UE w relacji do PKB. Podwyżka CIT dla banków obniżyłaby go zaledwie o 0,15 proc. PKB.

Za wysoki deficyt odpowiadają wydatki (przede wszystkim socjalne), które od 2015 roku wzrosły o ponad 9 proc. PKB. W przyszłym roku wydatki publiczne mają być w Polsce w stosunku do wielkości gospodarki najwyższe w regionie, wyższe niż unijna średnia i wyższe niż w Niemczech czy w Szwecji. Za rosnącymi wydatkami nie idzie poprawa jakości państwa. Są one efektem zaspokajania żądań grup interesu i kolejnych prób przekupywania wyborców.

Rozwiązaniem problemu nie jest dalsze podnoszenie podatków. Choć rosły one wolniej niż wydatki, to na tle regionu są już wysokie. W połączeniu z niepewnością wynikającą z wprowadzania sektorowych „domiarów” sprawiają, że Polska staje się coraz mniej atrakcyjna dla inwestorów, a gospodarka coraz bardziej podatna na kryzysy.