Prezydent Bronisław Komorowski leci do Waszyngtonu. W drodze łączy się telefonicznie z premierem Donaldem Tuskiem. Rozmawiają o strategii na spotkanie z Barackiem Obamą w Gabinecie Owalnym. Chcą negocjować cenę za kolejne elementy obrony przeciwrakietowej. Argumentem ma być kontrpropozycja Francji.
„Ale oni przecież dają jeszcze drożej” – mówi Komorowski. „To negocjacje, Bronek” – tłumaczy Tusk. Strategia klepnięta. Kilkadziesiąt godzin później Obama ściska dłoń Komorowskiego. I szepcze mu na ucho: „O tej promocyjnej cenie za patrioty zapomnijcie. Wiem, że z Francuzami to ściema”. To na szczęście political fiction. Ale niestety wydaje się bardzo realna. Bo Amerykanie szpiegują polskiego prezydenta, francuskiego premiera. Pewnie nie odsłuchują każdego nagrania. Może mają je tylko na wszelki wypadek. Ale jak to się ma do suwerenności państw sojuszniczych? Ktoś powie, że w końcu skoro korzystają z dobrodziejstw amerykańskiego systemu satelitarnego, to coś za coś. Szkoda tylko, że ta zasada nie obowiązuje w obie strony. Afganistan – „yes we can”. Smoleńsk – „ale o co chodzi?”.