Co roku twórcy słownika oksfordzkiego wybierają słowo roku. Które dominuje w dyskursie publicznym w ostatnich 12 miesiącach i tym samym odzwierciedla panujące nastroje polityczne i społeczne. Właśnie został ogłoszony tegoroczny zwycięzca. To post-prawda.
To pojęcie stało się na tyle popularne, że wielu komentatorów mówi wręcz o epoce społeczeństwa post-prawdy. Jak wiecie, moi czytelnicy, mam skłonność do cynizmu, dlatego sądzę, że skoro post-modernizm i post-kapitalizm są już nieco passe, nadszedł czas na jakiś nowy post-coś. Przynajmniej mamy teraz poczucie, że społeczeństwo posuwa się do przodu, nawet jeśli w rzeczywistości się cofa!
Wracając do post-prawdy. To słowo oznacza nie coś, co jest następstwem prawdy, tylko sytuację, w której prawda staje się nieistotna. Na początku obecnego stulecia Amerykanin Ralph Keyes napisał książkę „Post-prawda – nieuczciwość i zakłamanie współczesnego życia”, w której mówił o coraz bardziej rozmytej granicy pomiędzy prawdą a kłamstwem we współczesnym społeczeństwie. I jeśli spojrzeć na jego słowa z perspektywy czasu, to wnioski wydają się prorocze: „Jeśli wystarczająco wielu z nas będzie uznawało fantazje za fakty, społeczeństwo straci zakotwiczenie w rzeczywistości. Społeczeństwo w ogóle się rozpadnie, jeśli zaczniemy zakładać, że inni równie dobrze mogą kłamać, jak powiedzieć prawdę. Jesteśmy niebezpiecznie blisko tego momentu”.
Obecne znaczenie słowa post-prawda różni się od koncepcji Keyesa tym, że zawiera o wiele bardziej fundamentalną tezę: prawda w dyskursie politycznym i społecznym nie jest już w ogóle ważna, a jego główną siłą napędową stały się emocje. Jednak czy proroctwo Keyesa na pewno się spełniło? Brexit oraz wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA są postrzegane jako zwycięstwo kłamstw i emocji nad faktami. Liberalnym elitom, które zdominowały klasę polityczną, może się wydawać, że społeczeństwo się rozpada. Że większość głosujących odrzuciła obiektywne fakty i argumenty, które można nazwać prawdą.
Osobiście uważam wybór mizoginicznego i pozbawionego skrupułów klauna na najważniejszy urząd polityczny na świecie za, łagodnie mówiąc, niefortunny, a jako zdeklarowany Europejczyk uważam brexit za szaleństwo czystego rodzaju. Nie mam również wątpliwości, że kampanię Trumpa cechowało tak ogromne lekceważenie faktów, że po wysłuchaniu kilku jego wystąpień zacząłem wątpić w to, że żyjemy na tym samym świecie. Podobnego uczucia doświadczyłem, gdy dotarły do mnie kłamstwa obozu zwolenników brexitu, Nigela Farage'a i spółki. Zatem, jeśli czytamy w „New York Times”, że „fakty zajmują wyjątkowe miejsce w zachodniej demokracji”, a „Economist” użala się nad tym, że prawda jest drugorzędna we współczesnej polityce, to oznacza, że mamy powód do niepokoju, nieprawdaż?
Tylko jak to się stało, że Trumpowie oraz Farage'owie tego świata byli w stanie przekonać ponad połowę wyborców, by nie zwracali uwagi na fakty i przyjęli ich kłamstwa? Profesor Andrew Calcutt z Uniwersytetu Wschodniego Londynu twierdzi, że zaprzeczanie rzeczywistości ze strony tak wielu wyborców oraz odrzucanie przez nich prawdy w procesie podejmowania decyzji wywołały same liberalne elity.
Ponad 30 lat temu środowiska akademickie pod wpływem Jeana-François Lyotarda i innych filozofów przyjęły doktrynę postmodernizmu i odrzuciły istnienie obiektywnej prawdy o świecie rzeczywistym. Zastąpił ją relatywizm naukowy, w którym wszystkie twierdzenia mają jednakową wartość. To miało wpływ nie tylko na naukę, lecz również dziennikarstwo. Pojawiło się to, co Calcutt nazwał dziennikarstwem przywiązania. Poza tym handel został zdominowany przez marketing międzynarodowych korporacji, w którym nierealne i nieprawdziwe obietnice stały się ważniejsze niż sam produkt. Pojawił się również sektor finansowy oferujący niematerialne produkty, niemające nic wspólnego z wytwarzaniem realnych przedmiotów dla realnego świata, w którym żyje większość z nas. Otaczająca nas rzeczywistość została podporządkowana narracji. Dochodzimy w końcu do polityków Trzeciej Drogi, takich jak Tony Blair i Bill Clinton (oraz, niestety, Barack Obama, choć w mniejszym stopniu) i naginania faktów dla ich potrzeb politycznych. Polityka staje się kulturowym przeżyciem. Calcutt szczególnie potępia Blaira za zrobienie spektaklu ze śmierci księżnej Diany. Obiektywna prawda staje się mniej ważna niż atrakcyjność przekazu. W Polsce widzimy podobne zjawisko, kiedy partie wykorzystują tragedie narodowe dla stworzenia zafałszowanego obrazu rzeczywistości, pasującego do ich wizji politycznej.
Calcutt przekonująco dowodzi, że obecne zaprzeczanie prawdzie ze strony Trumpa i Farage'a ma swoje korzenie w świecie naukowym, dziennikarstwie, komercji i polityce. Jako skromny nauczyciel akademicki dobrze rozumiem, że marketing wykorzystywany do promowania polityków lub towarów potrafi stworzyć mit niemający nic wspólnego z obiektywną prawdą, a relatywizm pozwala kłamstwu rozprzestrzeniać się i kwitnąć. Powiedziałbym jednak, że idea post-prawdy sama jest tylko zasłoną dymną, która ma ukryć faktyczne przyczyny wzrostu popularności populistycznej prawicy w zachodnim świecie. Łatwo jest wytłumaczyć porażkę tym, że społeczeństwo nabrało się na kłamstwa i wątpliwą demagogię.
Janis Warufakis, były minister finansów Grecji i współzałożyciel ugrupowania DiEM25, mającego przywrócić demokrację w Unii Europejskiej, słusznie zauważył w jednym z wywiadów, że mediana wynagrodzeń w USA nie wzrosła od 1973 r., a 81 proc. amerykańskich pracowników jest teraz w gorszej sytuacji niż w 2004 r. Europejskie statystyki są niewiele lepsze, choć Polska jest szczęśliwym wyjątkiem. Trzeba pamiętać też o dobrze udokumentowanym zwiększeniu nierówności społecznych w świecie zachodnim, gdzie na wzroście PKB korzysta głównie najbogatszy 1 proc. społeczeństwa, a na dole drabiny społecznej zwiększa się liczba śmieciowych umów i niepewność zatrudnienia.
Kilka lat temu słynny neurolog Antonio Damasco napisał książkę „Błąd Kartezjusza”, która miała wielki wpływ na moje – i nie tylko – postrzeganie znaczenia emocji dla podejmowania decyzji. Jego badania wykazały, że emocje odgrywają ważną rolę, że jeśli je odrzucimy – i będziemy brali pod uwagę tylko rozsądek – popełnimy zasadniczy błąd w rozumowaniu. Co więcej, emocje mogą skutecznie zastępować rozsądek.
Zarówno w kampanii Trumpa, jak i kampanii poprzedzającej brexit wygrały emocje, a rozsądek w obydwu wypadkach został odstawiony na boczny tor. Osoby o liberalnym nastawieniu mogą rozpaczać nad wynikami głosowania, lecz nie jest wykluczone, że głosujący za Trumpem i brexitem rozumieją coś, czego my nie rozumiemy. Panujący obecnie na świecie ład gospodarczy tworzy niesprawiedliwe i destrukcyjne społeczeństwo, a Unia Europejska potrzebuje gruntownej reformy, bo inaczej nie przetrwa. Zgoda, pomysły beneficjentów tej fali emocji – prezydenta elekta Donalda Trumpa i zwolenników brexitu – mają wady, ale to powinno zmotywować nas do wypracowania nowych i lepszych rozwiązań. Dostaliśmy kopniaka, na który w pełni zasłużyliśmy! A post-prawda to tylko chwytliwy termin, za pomocą którego my, przegrani, tłumaczymy swoją sromotną porażkę.
Obiektywna prawda staje się mniej ważna niż atrakcyjność przekazu. W Polsce widzimy podobne zjawisko, kiedy partie wykorzystują tragedie narodowe dla stworzenia zafałszowanego obrazu rzeczywistości, pasującego do ich wizji politycznej

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej