Zaskoczenie wynikiem głosowania i niepewność dotycząca przebiegu prezydentury Donalda Trumpa dominują w relacjach brytyjskiej prasy z amerykańskich wyborów prezydenckich. "Zwycięstwo, które zadziwiło świat" - napisał "Guardian".

"Na fali negatywnych nastrojów wobec establishmentu Donald Trump sięgnął po jedno z najbardziej nieprawdopodobnych zwycięstw politycznych we współczesnej historii Stanów Zjednoczonych" - oceniła gazeta.

Jak podkreślili dziennikarze "Guardiana", Trump zwyciężył "pomimo kontrowersji, które z łatwością zniszczyłyby inne kandydatury: ekstremalnego programu, który przyciągał krytykę polityków z obu stron Kongresu; przykładów seksistowskiego i rasistowskiego zachowania, a także braku tradycyjnego doświadczenia politycznego".

Komentator gazety Jonathan Freedland ocenił, że "wszyscy mają się czego obawiać".

"Wierzyliśmy, w czym upewniały nas sondaże, że Amerykanie nie dadzą najważniejszego stanowiska na świecie niestabilnemu bigotowi, seksualnemu drapieżnikowi i notorycznemu kłamcy. Ludzie na całym świecie patrzyli i czekali (...), mając nadzieję, że koszmar Trumpa w końcu przeminie" - napisał.

Wyliczając wypowiedzi Trumpa m.in. na temat imigrantów, muzułmanów, zbudowania muru na granicy z Meksykiem i uwięzienia Hillary Clinton, Freedland ocenił, że "Stany Zjednoczone nie są dziś źródłem inspiracji dla reszty świata, ale źródłem strachu".

"Pomyślcie o zaniepokojeniu, jakie zapanowało dziś rano w Rydze, Wilnie lub Tallinie. Trump powiedział +New York Timesowi+, że nie wierzy w podstawową zasadę NATO: że atak na jednego członka Sojuszu powinien spowodować odpowiedź wszystkich. Władimir Putin - bohater Trumpa, podziwiany przez prezydenta elekta USA jako absolutny model przywódcy - nie potrzebuje żadnej większej zachęty niż ta. Rosyjski dyktator z pewnością skorzysta z okazji do najechania jednego lub więcej państw bałtyckich i rozszerzenia swego imperium" - spekuluje komentator.

"Daily Telegraph" także podkreślił, że wynik wyborów "zszokował świat". Dziennikarze przytoczyli słowa lidera Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) i jednej z kluczowych postaci czerwcowego referendum ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, Nigela Farage'a, który powiedział, że ten wynik wyborów to "wydarzenie większe niż Brexit".

Komentator gazety Tim Stanley zwrócił uwagę na porażkę sondaży, pisząc, że "eksperci byli beznadziejnie oderwani od rzeczywistości". "Ameryka nie jest krajem z naszych wyobrażeń. Oddała głos w gniewie - głos odrzucający liberalny konsensus, któremu cały Zachód był podporządkowany od lat 90." - napisał.

"Czy jednak ma to nas skłonić do ucieczki? Nie. Republika jest większa niż jej politycy i amerykańska demokracja przetrwa. O tak, świat będzie musiał dojść do ładu z prezydenturą Trumpa, ale Trump będzie musiał także dojść do ładu z resztą świata" - dodał.

Z kolei "The Times" zwrócił uwagę na to, że w swoim przemówieniu prezydent elekt był znacznie bardziej pojednawczy niż w toku kampanii - nie tylko oddał szacunek swojej rywalce Hillary Clinton, ale także mówił o konieczności zasypywania podziałów w społeczeństwie. Trump zapowiedział, że będzie "prezydentem wszystkich Amerykanów" - zaznaczył dziennik.

Oceniając skutki wyborów, komentator "Timesa" Roger Boyes postawił tezę, że amerykańska kampania wyborcza została sprytnie wykorzystana do własnych celów politycznych przez rosyjskiego Putina. "Na wielu obszarach Trump odpowiadał rosyjskim interesom. (...) Podstawą kalkulacji Kremla stało się przekonanie, że może nie tylko zakłócić politycznie przebieg wyborów, ale nawet je wygrać" - napisał dziennikarz.

Za dowody zgodności niektórych poglądów Trumpa z interesami Rosji Boyes uznał m.in. jego wypowiedzi o roli NATO w Europie, obojętność wobec wojen w Syrii i na Ukrainie, przejawy sympatii wobec Putina i krytykę porozumienia nuklearnego z Iranem.