Decyzją premiera Donalda Tuska kontrole graniczne na przejściach z Niemcami i Litwą pojawić mają się w najbliższy poniedziałek, 7 lipca. Bliźniacze kontrole Niemcy prowadzą już od października 2023 r. i do dziś skala cofania migrantów z Niemiec do Polski znana jest jedynie ze źródeł niemieckich. Te pokazują zaś, że w tym roku, do 29 czerwca nasi zachodni sąsiedzi odnotowali z terytorium Polski 4,6 tys. nielegalnych wjazdów.
Największą grupę osób zawracanych do Polski (40 proc.) stanowili obywatele Ukrainy, a licznie reprezentowani byli też Afgańczycy, Somalijczycy, Syryjczycy, a nawet Kolumbijczycy. Spośród nich jedynie 856 udowodniono, że do Polski dostali się przez Białoruś. To natomiast wskazuje, iż cofani do nas ludzie dostali się na teren Unii Europejskiej innym szlakiem migracyjnym. Tymczasem w myśl prawa europejskiego (rozporządzenie Dublin III), obowiązek rozpatrzenia wniosku o azyl spoczywa na tym państwie UE, w którym imigrant pojawił się po raz pierwszy. I tu podejrzenie padło na państwa bałtyckie.
- Uszczelnienie naszej granicy z Białorusią sprawiło, że strumień nielegalnej migracji przeniósł się na Łotwę i Litwę – mówił na antenie RMF FM Adam Szłapka, rzecznik rządu.
Spostrzeżenia te potwierdzają dane litewskiej straży granicznej. W czasie, gdy na granicy polsko-białoruskiej liczba nielegalnych przekroczeń spadła w tym roku o 30 proc., to Litwini zanotowali trzykrotny wzrost. Podobnie jest na Łotwie. Liczba osób szturmujących jej granicę wzrosła ponad dwa razy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Tylko w pierwszej połowie tego roku na granicy polsko-litewskiej Straż Graniczna zatrzymała 412 migrantów, próbujących przez terytorium Polski dostać się na zachód. W analogicznym okresie roku 2024 były to zaledwie 183 osoby.
Jak ustaliła DGP, Straż Graniczna na razie nie podjęła żadnych formalnych działań, by przygotować się do wznowienia zapowiedzianych przez premiera kontroli granicznych. Funkcjonariusze czekają, aż w ślad za słowami Donalda Tuska pójdą konkretne akty wykonawcze. Tymczasem projekt rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji, na 30 dni wprowadzający kontrole graniczne, pojawił się dopiero we wtorek w południe. Na razie skierowano go do konsultacji międzyresortowych, a uzyskać musi on jeszcze notyfikację Komisji Europejskiej. Jak zapewnia Adam Szłapka, nowe przepisy powinny wejść w życie najpóźniej we środę.
Jednak już dziś na nadchodzące kontrole z niepokojem patrzą polscy przedsiębiorcy. Szczególne obawy ma branża transportowa, stanowiąca w Europie liczącą się siłę. To właśnie nasi przewoźnicy obsługują aż 33 proc. europejskiego handlu drogowego, a na własnej skórze odczuli już wprowadzenie podobnych kontroli przez stronę niemiecką.
- My w dużym stopniu obsługujemy linie produkcyjne w fabrykach w Europie Zachodniej i nasi kierowcy dowożą do nich komponenty, szczególnie w przemyśle samochodowym. Komponenty te są produkowane w fabrykach rozrzuconych po całej Polsce, potem kompilowane w ładunki modułowe i wiezione na linię produkcyjną ze ściśle określonym celem, na konkretną godzinę. Przed tymi fabrykami nie ma parkingów buforowych i tam trzeba dojechać na godzinę, a towar idzie prosto na linię produkcyjną. W tej sytuacji każde opóźnienie grozi ogromnymi karami dla producenta i dostawcy - mówi DGP Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Niemcy widząc, że opóźnienia transportowe w branży samochodowej mogą odbić się na ich gospodarce, zastosowali łagodną metodę kontrolowania polskich przewoźników. Większość z nich przepuszczana jest przez granicę, by nie stać w korkach, a samochody sprawdzane są dopiero na parkingach już wewnątrz Niemiec. Jan Buczek ma nadzieję, że strona polska również łagodniej spojrzy na przewoźników. Choć ma pewne obawy.
- Obawiam się, że polska strona będzie kontrolować w stu procentach i wtedy to będzie blokada na kilka, albo kilkanaście godzin. Oczywiście, że nas to dotknie. Trzeba wobec kierowców ciężarówek zastosować inne formy kontroli, a inne w stosunku do kierowców osobowych – apeluje prezes.
Podobne obawy mają mieszkańcy pogranicza polsko-litewskiego. Wielu mieszkających tam rolników ma pola po stronie litewskiej, a także niemal codziennie odwiedza sąsiadów. Jak wyjawia Witold Liszkowski, wójt przygranicznej gminy Puńsk, kontrole na granicach uderzą nie tylko w Polaków, ale też w Litwinów.
- Ludzie żyją po obydwu stronach granicy, codziennie podróżują, robią zakupy. Ostatnio do Suwałk przyjeżdżają ludzie nawet z dość daleka, czyli Kowna i Wilna, aby zrobić zakupy, bo jest taniej – mówi DGP wójt Liszkowski. W jego ocenie, miejscowi jakoś sobie poradzą i poszukają mniej obciążonych przejść granicznych, ale ucierpi transport oraz turystyka po obydwu stronach granicy.
Strona rządowa zamierza jednak uszczelnić nawet najmniejsze przejścia, a także dotychczas niestrzeżone odcinki granic polsko-litewskiej i polsko-niemieckiej. Jak wynika z projektu rozporządzenia, do pomocy Straży Granicznej skierowana ma być policja oraz wojsko. Przedstawiciele rządu zapewniają, iż dzięki tej operacji uda się poznać skalę problemu i spowodować, aby Niemcy nie cofali do nas tych obcokrajowców, których w myśl prawa międzynarodowego Polska nie ma obowiązku przyjmować. Jak zapewniają, nadal kraj nasz będzie przestrzegać umów międzynarodowych.
- Jeśli jakieś przypadki migracji okażą się zgodne z przepisami, to wiadomo – prawo jest prawem – i będziemy go przestrzegać – mówi DGP Adam Szłapka.
Kontrole na granicach z Litwą i Niemcami trwać mają do 5 sierpnia z możliwością dalszego ich przedłużenia.