Samoorganizowanie się i praca oddolna twórców to klucz do zreformowania państwowych instytucji kultury – przekonywali w sobotę uczestnicy debaty „Poszerzone pole sztuki”. Do niedzieli w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki trwa „Kongres Kultury 2016”.

Podczas drugiego dnia Kongresu Kultury dyskutowano m.in. o społecznym wykluczeniu ludzi sztuki i wykluczeniu samej sztuki – sztuki współczesnej, sztuki tańca – przez publiczne instytucje kultury. Tym zagadnieniom poświęcono panel „Poszerzone pole sztuki”.

Za klucz do poprawy sytuacji twórców paneliści uznali samoorganizowanie się środowiska, pracę oddolną, a nawet strajk.

Teatrolożka i wydawczyni dr Agata Adamiecka-Sitek przekonywała, że jednym z głównych problemów instytucji jest kwestia „urynkowienia” myślenia o sztuce, a także relacji międzyludzkich. Instytucje szukają dodatkowych funduszy flirtując z podmiotami prywatnymi, firmami, organizując sponsorowane wydarzenia, a także zatrudniając pracowników na tzw. „umowy śmieciowe”. „Optymalizacja kosztów i procesu pracy, dokonywana w imię ekonomicznej racjonalności, pozawala handlować autorytetem i symbolicznym kapitałem instytucji publicznej, a zarazem wyzyskiwać pracowników, eksploatując ich siły życiowe i prywatny czas” – powiedziała.

Konieczna jest „samoorganizacja pracowników kultury, którzy odmówią pracy na takich zasadach. Musimy odzyskać nasz entuzjazm i użyć go do przekształcania instytucji w równościowe i oparte na kooperacji” – podkreśliła dr Adamiecka-Sitek,

„Wierzę w publiczne instytucje sztuki” – przyznała. „To one zapewniają obiegowi kultury stabilność, ciągłość i bezpieczeństwo. W obliczu nieustająco kurczącej się sfery publicznej, kolonizowanej przez mechanizmy rynkowe (…) to właśnie instytucje kultury mogą stwarzać dziś warunki do kwestionowania ideologicznych podstaw społeczeństwa konsumpcyjnego” – podkreśliła. Przyznała jednak, że „to nie jest realistyczny opis, raczej wyartykułowanie pragnienia”.

Na temat tańca, jako rodzaju sztuki wykluczonej przez oficjalny obieg kultury, wypowiedziała się Maria Stokłosa, choreografka i tancerka. „Jesteśmy w szczególnym momencie dla tańca w Polsce. Po wielu latach niedostrzegania tej dziedziny, możemy powiedzieć, że staje się ona modna (…) Jednak taniec jest na razie jedynie wydarzeniem, mającym ograniczone ramy, który po określonej godzinie ma zniknąć z przestrzeni teatru czy muzeum. Taniec nie jest traktowany jako sztuka, w której rozwój się inwestuje” – zaznaczyła.

„Aby tworzyć musimy się sami organizować (…) Sami jesteśmy producentami swoich prac, prowadzimy także swój impresariat i prywatny dział promocji. Istnienie sceny tańca w Polsce zawdzięczamy głównie prywatnym inicjatywom, nielicznym stypendiom. Taniec współczesny w Polsce jest odrębny od reszty kultury. Nie mieści się w +nieposzerzonym+ polu sztuki. Instytucje zwykle nie wiedzą, jak sobie z nim radzić. Nie wiedzą, jak tworzyć, programować, archiwizować coś tak niematerialnego, jak taniec” – przypomniała.

O działalności oddolnej Stokłosa opowiedziała na przykładzie działalności Centrum w Ruchu – kolektywu 10 choreografów. „Jego powstanie spowodowane było pragmatyczną potrzebą posiadania miejsca do pracy (…) Motywacją było stworzenie miejsca do pracy, a także przestrzeni, którą sami artyści ukształtują wedle swoich potrzeb. To miejsce, będące jednocześnie społecznością, stworzoną wokół praktyki choreograficznej. Stało się dla nas szkołą kolektywnej samoorganizacji” – powiedziała.

Podczas sobotniego panelu głos zabrał także Zbigniew Libera, autor obiektów, instalacji, filmów wideo, fotografii i scenograf. Na przykładzie rodzinnych Pabianic, miasteczka w województwie łódzkim, opowiadał o nieprzystosowaniu się Polski w „myśleniu o sztuce i jej roli” do wymagań współczesności.

„Odkąd pamiętam było to miasto przemysłu bawełnianego; wszędzie fabryki, tkalnie, farbiarnie (…) Po ośmiu latach mojej nieobecności, wróciłem do niego. Jakież było moje zaskoczenie, gdy stojąc w centrum miasta zobaczyłem, że wszystkie te fabryki zniknęły (…) Cóż, nowoczesność się tutaj nie przyjęła – pomyślałem” – wspominał Libera.

Doprowadziło to artystę do wniosku, że podobnie jak pabianickie fabryki „dla których nie znaleziono zastosowania, podobnie sztuka współczesna nie przyjęła się w polskim kraju”.

„Czy sztuka współczesna jest wam do czegoś potrzebna?” – zwracał się do urzędników sztuki, „obecnych na sali i tych nieobecnych”. „Czy potrzebny jest wam żyjący artysta? (…) Wy kochacie swoje fiszki, ale kogo z was obchodzi żyjący artysta? Zajmuję się sztuką od ponad 30 lat, a nie widziałem jeszcze władzy, która zauważyłaby istnienie artystów. Chyba, że trzeba się pochwalić przed zagranicą” – mówił.

„I nie mówcie mi o moim kapitale symbolicznym, bo za to nie można kupić chleba (…) Co wy właściwie zrobiliście dla sztuki współczesnej, co należy do waszych obowiązków?” – zwracał się do urzędników, zarzucając im niewywiązywanie się z promowania sztuki współczesnej. „W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko opuścić obrady na znak protestu. Mogę powrócić, ale gdy będziemy rozmawiać jak równy z równym. Wy macie swoje etaty, ubezpieczenia i emerytury. My nie mamy choćby podstawowego ubezpieczenia zdrowotnego” – powiedział i opuścił salę, żegnany głośną owacją.

Kongres Kultury 2016 zwołali artyści, twórcy, kuratorzy, producenci i animatorzy kultury, wydawcy, dziennikarze, edukatorzy, naukowcy, działacze społeczni i uczestnicy kultury. Obecny Kongres, w przeciwieństwie do poprzedniego zjazdu, jest inicjatywą oddolną. Nie towarzyszy mu patronat Ministerstwa Kultury ani państwowe wsparcie.

Zebrani rozmawiają m.in. o tym, jaka kultura jest współcześnie potrzebna, co trzeba naprawić, jak uchronić autonomię kultury i zapewnić artystom twórczą wolność. Dyskusje i spotkania w ramach Kongresu odbywać się będą do 9 października w stołecznym Pałacu Kultury i Nauki. (PAP)