Dziennik Gazeta Prawna
opinia
Donald Trump często mówi o tym, jak wielkim zagrożeniem jest rosnący dług publiczny. Tymczasem think tank Komitet na rzecz Rozsądnego Budżetu policzył, że gdyby wprowadzić w życie wszystkie obietnice republikańskiego kandydata, w ciągu następnej dekady dług publiczny wzrósłby z 19 bln do 39 bln dolarów. Dla porównania, propozycje Hillary Clinton, reprezentującej zwykle bardziej skorą do wydawania pieniędzy lewicę, skończą się najpewniej o połowę mniejszym zadłużeniem.
Co przede wszystkim zdecydowałoby o tak dużych kosztach administracji prezydenta Trumpa? Na początek jego obietnice dla weteranów. The Donald chce dodatkowej opieki medycznej, w tym przede wszystkim psychiatrycznej, dla leczących się z wojennej traumy kombatantów. Chce sfinansować im ubezpieczenie, na podstawie którego będą się mogli leczyć w najdroższych prywatnych klinikach. Dodatkowe pieniądze zamierza przeznaczyć na programy ich zawodowej aktywizacji.
Proponuje też stworzenie służby, której zadaniem będzie tropienie nielegalnych imigrantów, wzmocnienie prokuratorów oraz specjalnych oddziałów zajmujących się wyłącznie deportacją. Myśli także o zastąpieniu dotychczasowej, siedmiostopniowej skali podatku dochodowego (od 10 proc. do 39,5 proc.) nową, trzystopniową: 10 proc., 20 proc. i 25 proc. To pomysł bez precedensu. Trzeba przypomnieć, że kiedy George Bush junior 15 lat temu obniżył najlepiej zarabiającym podatki z 39,5 do 35 proc., raz na zawsze zniechęcił do Partii Republikańskiej wielu niebieskich kołnierzyków i nigdy potem nie załatał już dziury budżetowej. Trump nie zdradził na razie pomysłu, skąd weźmie brakujące pieniądze przy tak rozbuchanych planach ich wydawania.
Ale trzeba się zastanowić, czy w ogóle dojdzie do znaczących zmian w planowaniu budżetu, kandydat zmienia bowiem zdanie tak często i tak radykalnie, jak jeszcze nikt w amerykańskiej polityce. Przykładowo w minionym tygodniu podczas wiecu w zagłębiu przemysłu militarnego w Wirginii na lament jednego z zebranych, że cięcia w budżecie Pentagonu rujnują region, Donald Trump zareagował słowami: „To prawda, to prawda, masz rację człowieku!”. Ale trzy lata temu, kiedy debata nad ustawą budżetową się przedłużała i Ameryce groził administracyjny paraliż, nowojorski miliarder – jak zwykle na Twitterze – pochwalił obniżkę wydatków na zbrojenia o 30 mld dolarów i zaapelował o jeszcze więcej. „Jeśli chcemy oszczędzać, musimy zacząć od wojska” – powiedział w 2013 r. telewizji Fox News.
Tymczasem teraz zmienił zdanie. W jednej z wyborczych reklamówek mówi: „Zrobię z naszej armii potęgę, prawdziwego hegemona, naprawię wszystko, co zniszczył Barack Obama. Nikt, absolutnie nikt nie będzie z nami zadzierać!”. W maju na jednym ze spotkań z wyborcami w Indianie tłumaczył, że kongresmeni nie słuchają generałów, tylko lobbystów, i w uchwalaniu budżetu przewidują wydatki na nie taką broń, której potrzebuje wojsko. – Ciężko jest tu połączyć kropki. Naprawdę nie wiadomo, o co mu naprawdę chodzi. Mamy różne oświadczenia w różnym czasie i w różnym kontekście. Jedno, czego nie mamy, to konkretny plan, z czego i w jakim stopniu finansować armię – mówił DGP Todd Harris z Center for Strategic and International Studies.
Jeżeli Trump, pragnąc „zrobić z armii potęgę”, będzie chciał zasadniczo zwiększyć jej budżet, będzie musiał najpierw postarać się o unieważnienie fragmentów ustawy Budget Control Act z 2011 r., a do tego potrzebne będzie poparcie kongresmenów. Demokraci raczej nie są skorzy do ładowania jeszcze większych środków w Pentagon, większość republikanów generalnie lubi oszczędzać. Prezydent Trump będzie mógł teoretycznie liczyć na jastrzębie w Partii Republikańskiej opowiadające się za jak najsilniejszym wojskiem, ale oni z kolei odcięli się od kandydata, kiedy zaczął wygłaszać nieodpowiedzialne deklaracje dotyczące polityki zagranicznej, w tym m.in. oddanie Krymu Putinowi.
Ale zdaje się, że The Donald w ogóle nie ma pomysłu na to, jak wdrażać swoją radykalną politykę ani skąd wziąć niewyobrażalną sumę na wybudowanie planowanego przez niego muru wzdłuż Rio Grande, oddzielającego USA od Meksyku. Niby wskazał palcem, że to Meksykanie będą płacić. Ale jak ich przekona? Ogniem i mieczem? ⒸⓅ
Jastrzębie republikańskie odcięły się, kiedy Trump zaczął wygłaszać nieodpowiedzialne deklaracje dotyczące polityki zagranicznej