Największe straty w latach 2016–2023, czyli w czasach, gdy państwowymi firmami zarządzali nominaci Zjednoczonej Prawicy, miały powstawać w wyniku błędnych decyzji biznesowych lub niedostatecznego nadzoru nad podstawową działalnością przedsiębiorstw. Na przykład w działającej w sektorze energetycznym Enei 85 proc. potencjalnych strat związanych z działaniami byłych menedżerów jest efektem decyzji o budowie bloku węglowego w elektrowni w Ostrołęce.
„– Obecnie szacowany rozmiar szkody Enei w związku z zaangażowaniem w ten projekt wynosi ok. 657 mln zł. W sprawie Ostrołęki C toczy się postępowanie przygotowawcze w prokuraturze” – napisała spółka w odpowiedzi na pytania DGP. W 2020 r. Enea wycofała się z inwestycji, a pod koniec 2023 r. do sądu trafił pozew, w którym spółka domaga się odszkodowania od byłych członków zarządu i rady nadzorczej.
PZU, lider krajowego rynku ubezpieczeń, ocenia, że 40 proc. domniemanych szkód, szacowanych na 700 mln zł, jest związanych z inwestycją spółek z grupy kapitałowej w bankrutujący Ruch. Z kolei Azoty, jeden z największych producentów nawozów w UE, ok. 180 mln zł miał utopić w związku z nieudaną inwestycją w złoża fosforytów w Senegalu.
– Audyty związane z działalnością byłych menedżerów to specyfika firm pozostających pod kontrolą państwa. Po każdych wyborach parlamentarnych w wielu spółkach są w całości wymieniane zarządy i rady nadzorcze. Nowe osoby zarządzające chcą się przekonać, w jakim stanie przejmują firmy, żeby np. nie przypisano im odpowiedzialności za ewentualne błędy popełnione przez poprzedników – mówi radca prawny Krzysztof Łyszyk z kancelarii LWW. Prawnik dodaje, że w sektorze prywatnym, z reguły respektującym zasadę kontynuacji, nowi menedżerowie płynniej niż w firmach państwowych przejmują obowiązki i mają też od kogo zasięgnąć informacji o stanie przejmowanego przedsiębiorstwa. To sprawia, że w sektorze prywatnym audyty są rzadkością.
W spółkach państwowych ich natężenie zależy od skali wymiany kadr – jeśli w wyniku wyborów władza polityczna przechodzi do rąk przeciwnego obozu i pracę tracą niemal wszyscy członkowie zarządów i rad nadzorczych w spółkach, nad którymi państwo sprawuje kontrolę, audytów może być szczególnie dużo. Jednym ze zobowiązań obecnie rządzącej koalicji wobec jej wyborców było rozliczenie i pociągnięcie do odpowiedzialności poprzedników.
Kampania wyborcza z publicznych pieniędzy
Jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów wobec polityków Prawa i Sprawiedliwości ze strony obecnych władz jest ten dotyczący finansowania kampanii wyborczej z publicznych pieniędzy. Dotyczy to także państwowych spółek – byli menedżerowie będą musieli się zmierzyć z zarzutami o to, że pod pozorem wydatków sponsoringowo-marketingowych czy darowizn ze strony firmowych fundacji w rzeczywistości wspierali działalność polityczną rządzących. Kilka firm – np. Azoty, PKO BP czy PGE – zarzuca byłym menedżerom, że najpierw przesyłali dziesiątki milionów złotych Polskiej Fundacji Narodowej, a później dopuścili do tego, żeby fundacja realizowała kampanie polityczne zamiast statutowych celów. Głównym zadaniem PFN miała być promocja Polski za granicą.
PGE, największy producent prądu w Polsce, z zapowiadanych czterech zawiadomień do prokuratury dotychczas złożył dwa. Jedno z nich dotyczy przekazania PFN 35 mln zł w latach 2016–2023 bez należytego nadzoru nad projektem. W drugim chodzi o prowadzenie i finansowanie w latach 2020–2023 nieuzasadnionych działań sponsoringowych i komunikacyjno-marketingowych, których cele nie były związane z działalnością gospodarczą i biznesową spółki, zaś ich wydźwięk był polityczny.
„W szczególności dotyczy to kampanii reklamowej «Polska bezpieczna energetycznie», która prowadzona była w okresie od 28 sierpnia do 13 października 2023 r., czyli w ostatnim etapie kampanii wyborczej przed wyborami do Sejmu i Senatu RP, a także kampanii «Rządowa Tarcza Solidarnościowa»” – podaje PGE w odpowiedzi na pytania DGP.
Audyty w spółkach państwowych
Zdaniem analityków giełdowych, z którymi rozmawiał DGP, audyty w spółkach państwowych i idące za nimi wnioski do prokuratury są bolesną koniecznością. Inwestorów z jednej strony odstrasza zainteresowanie prokuratorów poszczególnymi przedsiębiorstwami, lecz z drugiej rozumieją oni, że wdrażanie działań oczyszczających jest konieczne, by w dłuższej perspektywie spółki państwowe były inwestowalne. – Nie ma tu łatwego rozwiązania. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Orlen, w którym skala nieprawidłowości była największa. Jeśli ktoś nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, jest ryzyko, że podobne historie będą się powtarzać – ocenia Łukasz Prokopiuk, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska.
Zdaniem Prokopiuka lista nieprawidłowości w przypadku Azotów jest krótsza niż w przypadku Orlenu, ale największą bolączką, jeśli chodzi o koncern chemiczny, był brak działania przy jednoczesnym wypłacaniu premii wtedy, kiedy koncern miał wielomilionowe straty. – A działo się to wtedy, kiedy ewidentnie trzeba było ciąć wydatki – mówi DGP analityk.
Audyty w spółkach i zainteresowanie prokuratury działalnością poszczególnych spółek zniechęcają inwestorów do kupowania ich akcji. Według niektórych ekspertów to może potrwać nawet kilka lat. Eksperci podkreślają jednocześnie, że to jest niezbędne, żeby na nowo pozyskać zaufanie rynku do działań nowych władz w przedsiębiorstwach – pokazać, że nowe zarządy odcinają się od wcześniejszych polityk i zostały wyciągnięte odpowiednie wnioski, a winni strat zostaną ukarani.
Jednocześnie jednak bardzo ostra reakcja zarządów w niektórych spółkach sprawiła, że inwestorzy odzyskali do nich zaufanie. Przykładem mogą być Azoty, których zarząd, grubą kreską oddzielając się od działań wcześniejszych władz spółki, zdobył sympatię części rynku, który uwierzył, że te działania pociągną za sobą pożądane działania oczyszczające, a te opłacą się w przyszłości. – To jednak za mało, by rozwiązać wszystkie problemy Azotów, bowiem przedsiębiorstwu w dalszym ciągu grozi upadek – zastrzega Łukasz Prokopiuk.
Choć droga do pociągnięcia do odpowiedzialności byłych menedżerów spółek kontrolowanych przez państwo wydaje się długa i kręta, to nie znaczy, że nie mają się oni czego obawiać.
– Standardem jest to, że menedżerowie mają wykupione polisy ubezpieczeniowe chroniące ich przed finansową odpowiedzialnością za popełnione w trakcie wykonywania obowiązków błędy. Z reguły jednak, jeśli zapadnie wyrok skazujący w procesie karnym, to ubezpieczyciel nie pokryje kosztów potencjalnych odszkodowań zasądzonych od menedżera – mówi Krzysztof Łyszyk. Prawnik dodaje, że choć wyrok skazujący w procesie karnym na pobyt w więzieniu wydaje się najbardziej dotkliwą sankcją, jaka może dotknąć menedżera, to jednak w takim scenariuszu musi się on liczyć także z konsekwencjami finansowymi swoich działań. ©℗