– Nadszedł czas, aby zająć się nielegalną migracją i przemytem migrantów w konkretny sposób. Dlatego zaczniemy przywracać kontrole graniczne w Holandii od początku grudnia – zapowiedziała Marjolein Faber, minister ds. migracji. Na początku tygodnia uzyskała zgodę rządu na rozpoczęcie kontroli. Unijne instytucje zostały o tym powiadomione miesiąc wcześniej. Holandia wystąpiła zresztą także o odstępstwa od polityki migracyjnej UE w zakresie prawa do azylu, ale Bruksela nie odpowiedziała jeszcze na tę prośbę. W koalicyjnym gabinecie pierwszoplanową rolę odgrywa antymigracyjna Partia Wolności kierowana przez Geerta Wildersa, który od wielu lat celuje w postulatach ograniczenia nielegalnej migracji.
Zaniepokojeni transportowcy
Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim wyrywkowe zatrzymania samochodów osobowych, w tym busów i vanów przewożących większe grupy. Holandia nie jest pierwszym krajem, który przywrócił kontrole. Dotychczasowe praktyki w innych państwach nie wskazują na duże problemy dla branży transportowej – na niemieckich czy francuskich granicach nie wróciły długie kolejki tirów. Jednak pracownicy tego sektora w Holandii są zaniepokojeni. Według szacunków holenderskie granice przekracza dziennie około 100 tys. ciężarówek. Stąd nawet minimalne opóźnienia spowodowane przywróceniem kontroli mogą prowadzić do wzrostu kosztów w tym sektorze. Co prawda holenderski rząd zapewnia, że praca pograniczników nie będzie przyczyniać się do ograniczania pracy przewoźników, jednak firmy logistyczne, zwłaszcza te operujące między Holandią a Niemcami, podtrzymują swoje wątpliwości.
Kolejki na granicy grożą też zakłóceniami w łańcuchach dostaw. Szczególnie narażone są firmy operujące w systemie just-in-time, czyli ograniczające magazynowanie towarów do minimum. Warunek tego typu działalności to niezakłócony przepływ przez granice, który teraz może zostać utrudniony.
Komisja Europejska nie prowadzi obecnie dokładnych badań, w jaki sposób funkcjonowanie strefy Schengen umożliwiającej swobodne przekraczanie granic między poszczególnymi krajami UE wpływa na gospodarki państw unijnych. Ale według unijnych instytucji przywrócenie pełnych kontroli, czyli w istocie całkowite rozbicie strefy, wiązałoby się z kosztami idącymi nawet w dziesiątki miliardów euro w skali roku rocznie. Dziś nikt w UE nie wyobraża sobie funkcjonowania jednolitego rynku przy zachowaniu nawet ograniczonych, ale regularnych kontroli granicznych.
Od pierwszych zapowiedzi Wildersa w sprawie przywrócenia pograniczników do pracy lokalne organizacje biznesowe i handlowe ostrzegały, że surowsze kontrole miałyby negatywny wpływ na gospodarkę Holandii. Rząd nie zamierza jednak rezygnować. Główny cel dla urzędującego od lipca gabinetu premiera Dicka Schoofa to prowadzenie niezależnej polityki migracyjnej, której służyć mają kontrole.
Wracają granice
Oficjalnym powodem widniejącym w unijnym wykazie tymczasowo stosowanych środków kontroli na granicach jest wysoki poziom nielegalnej migracji w Holandii, a także przemyt migrantów i znaczne wtórne (z pozostałych państw UE) przepływy migracyjne. Holendrzy powołują się również na kumulujące się obciążenie systemu migracyjnego, w tym przyjmowanie azylantów oraz wzrost liczby incydentów kryminalnych w ośrodkach tymczasowych. Stąd wyrywkowe kontrole wrócą zarówno na granicy z Belgią, jak i Niemcami. – Przywracanie kontroli na granicach wewnętrznych w strefie Schengen należy traktować jako ostateczność i stosować proporcjonalnie do skali zagrożeń – stwierdziła niedawno szefowa KE Ursula von der Leyen.
W UE obecnie osiem państw prowadzi kontrole na granicach wewnętrznych: Austria, Dania, Francja, Szwecja, Niemcy, Słowenia, Włochy oraz Holandia. Jedynym celem deklarowanym przez wszystkie kraje wprowadzające dodatkowe restrykcje graniczne jest zapewnienie bezpieczeństwa oraz ograniczenie nielegalnej migracji, a na tym polu UE nie odnosi ostatnio zbyt wielu sukcesów. Największym echem odbiła się w ostatnich miesiącach decyzja rządu Olafa Scholza, który kolejny raz przedłużył kontrole na granicy z Polską i Czechami oraz rozszerzył je na granice z innymi krajami.
Na kroki Berlina reagował rząd Donalda Tuska. Próbował alarmować Brukselę, że jeśli kolejne kraje pójdą w ślady Niemiec, to funkcjonowanie strefy Schengen będzie zagrożone. Napięcia na linii Warszawa–Berlin dodatkowo wzmacniały zarzuty Scholza, że nielegalni migranci przedostawali się do Niemiec przede wszystkim z Polski, przekraczając wcześniej granicę polsko-białoruską. Tusk zapewniał o szczelności polskiej granicy z Białorusią. I chciał zebrać nawet koalicję państw sprzeciwiających się kontrolom. Do jego inicjatywy skłonni byli przychylić się tylko Grecy. Wobec nich również wysuwane są oskarżenia o niewłaściwe zabezpieczenie własnych granic.
KE wciąż zezwala na wprowadzanie tymczasowych kontroli oraz przedłużanie ich – to jedno z podstawowych praw państw członkowskich. To w pewnym sensie odpowiedź na oczekiwania stolic dotyczące wsparcia w walce z nielegalną migracją. Pakt o migracji i azyl regulujcy tę kwestię, wejdzie w życie za niecałe dwa lata, stąd Bruksela nie zamierza w najbliższym czasie podważać zasadności przedłużania kontroli.
Szefowa Komisji Europejskiej pod koniec października przedstawiła 10-punktowy plan działania w sprawie migracji, który ma przyspieszyć wdrażanie paktu i pomóc zarządzać procedurami azylowymi. Część tego planu stanowi także wzmocnienie ochrony granic z Rosją i Białorusią, co ma w zamyśle wytrącić także argumenty o wtórnych przepływach nielegalnych migrantów z Polski. ©℗