Niemieccy komentatorzy w ostrych słowach krytykują w poniedziałek szefa MKOI Thomasa Bacha za decyzję o niewykluczeniu rosyjskich sportowców z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Mowa jest o tchórzostwie, zdradzie olimpijskich ideałów i związkach Bacha z Putinem.

Decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego "świadczy o tchórzostwie" - pisze Peter Sturm w poniedziałkowym wydaniu "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Szefowi MKOl najwidoczniej nie zależy na wizerunku - zauważa komentator.

"MKOl zdradził wartości, które powinien reprezentować. Nasuwa się pytanie, komu jeszcze potrzebne są takie igrzyska olimpijskie" - pyta niemiecki dziennikarz.

"Rosja, co zostało wyczerpująco udokumentowane, jako państwo stworzyła i utrzymywała za pomocą wszystkich dostępnych środków i instytucji system dopingu obejmujący cały kraj" - stwierdza Sturm. Co jeszcze musi się wydarzyć, aby strażnicy tego, co dawniej nazywało się ideą olimpijską, podjęli rzeczywiście konsekwentne działania - zastanawia się komentator.

Wyjście polegające na przerzuceniu decyzji na federacje poszczególnych dyscyplin "świadczy o tchórzostwie decydentów" - pisze Sturm zaznaczając, że organizatorami igrzysk nie są federacje lecz MKOl.

Zdaniem "FAZ" prestiż Putina - "ważny dla niego aspekt polityczny", ucierpiał wskutek afery. Lecz Putin nie byłby Putinem, gdyby nie uznał decyzji za swoje zwycięstwo nad tymi, którzy "spiskują przeciwko Rosji". MKOl pomógł mu w tym i jest to "ciężka hipoteka" - ocenia Sturm. Putin dowiedział się, że na Zachodzie ma do czynienia z "mięczakami", a ktoś taki jak on wie dobrze, jak to wykorzystać - pisze Peter Sturm w "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

"Złoty medal olimpijski w nowej dyscyplinie - cynizmie przypadł Thomasowi Bachowi" - ocenia "Sueddeutsche Zeitung". Niemiecki adwokat kierujący MKOl zapewnił sobie to kontrowersyjne wyróżnienie wykluczając z igrzysk w Rio Julię Stiepanową, która ujawniła aferę z dopingiem w Rosji - tłumaczy Thomas Kister.

Kto będzie teraz chciał nadstawiać głowy, by ujawniać skandale? - pyta Kister. "Wykluczenie Stiepanowej sprawi, że najsilniejszy instrument walki z dopingiem - dyskretne informacje z wnętrza systemu sportu wyczynowego, ostatecznie przestaną napływać" - przewiduje komentator.

Sugestia, że jest to działanie celowe, wcale nie jest absurdalne, gdy widzimy, jak jak Bach i jego towarzysze forsują interesy Putina - pisze niemiecki dziennikarz. "Wszystko sprawia wrażenie zaplanowanej od dawna, jakby przez służby specjalne, akcji" - czytamy w "SZ". Od niedzieli nie ma wątpliwości, że prawdziwym panem Olimpu jest Putin - zauważa Kister.

"Putin może być dumny ze swojego niemieckiego przyjaciela" - podkreśla komentator zwracając uwagę na brak sprzeciwu ze strony Bacha wobec powołania "sowieckiego aparatczyka" Smirnowa na osobę odpowiedzialną za czystość rosyjskiego sportu.

Putin ma wysokie mniemanie o Bachu - stwierdza Kister. Dobrze byłoby wiedzieć, dlaczego (Bach) naraża na szwank resztki swojej wiarygodności i jakie "tajemne siły" wiążą go "nierozerwalnie", za każdą cenę, z Putinem i spółką - pyta na zakończenie komentarza Kister.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) nie wykluczył wszystkich rosyjskich sportowców z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Decyzje o ewentualnych karach za rozwinięty system dopingu w tym kraju mają podejmować federacje poszczególnych dyscyplin.

MKOl wprowadził jednak pewne obostrzenia. Wszyscy Rosjanie zgłoszeni do startu w Rio mają przejść rygorystyczne testy antydopingowe, do startu nie zostaną też dopuszczeni zawodnicy choćby raz karani w przeszłości za złamanie przepisów antydopingowych.

To oznacza, że obradujący za pośrednictwem telekonferencji od wtorku Komitet Wykonawczy MKOl zdecydował także o wykluczeniu z igrzysk biegaczki Julii Stiepanowej, której zeznania doprowadziły ostatecznie do zawieszenia w prawach członkowskich Rosyjskiej Federacji Lekkoatletycznej przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF). Rosjanka, która w przeszłości również złamała przepisy antydopingowe, miała wstępną zgodę na start w Rio pod flaga olimpijską, ale w niedzielę prawo startu jej odebrano.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)