Prezydent Erdogan zemści się za zamach stanu na zwolennikach Fethullaha Gülena, którzy od wielu lat budowali wpływy w kraju.
Pałac obwinił o zorganizowanie nieudanego puczu zwolenników Fethullaha Gülena. Niezależnie od tego, czy mieli oni coś wspólnego z piątkowym zamachem, mogą oczekiwać państwowych represji. Na oficjalnej stronie Gülena można przeczytać, że jest to „muzułmański uczony, myśliciel, autor, poeta, lider opinii, mainstreamowy autorytet oraz działacz edukacyjny, który wspiera dialog międzykulturowy i międzyreligijny, naukę, demokrację i duchowość, a także sprzeciwia się przemocy oraz zamianie religii w ideologię polityczną”. W Turcji Gülen ma kilka milionów zwolenników, którzy nie tworzą spójnej organizacji, a raczej ruch społeczny znany pod nazwą Hizmet, czyli „służba”, lub Cemaat, czyli „zgromadzenie” albo „społeczność”.
Wiadomo, że wśród gülenistów znajduje się wielu przedstawicieli biznesu, urzędników, sędziów, wojskowych, policjantów, funkcjonariuszy służb oraz dziennikarzy. Przypisuje się im olbrzymi wpływ na aparat sprawiedliwości. W 2009 r. pisał o tym w notatce upublicznionej przez portal WikiLeaks ówczesny ambasador USA w Turcji James Jeffrey. „Z jednej strony nie sposób znaleźć potwierdzenia tezy, że güleniści kontrolują policję. Z drugiej jednak strony nikt temu nie przeczy” – odnotował dyplomata. Pośrednio te wpływy może potwierdzać to, że w marcu 2011 r. służby zatrzymały dziennikarza Ahmeta Şika, który kończył wtedy pracę nad książką „Armia imama”, opisującą infiltrację struktur siłowych przez gülenistów. Druk książki wstrzymano, chociaż później przyjaciołom Şika udało się ją opublikować w internecie.
O samym sposobie funkcjonowania ruchu nie wiadomo zbyt wiele poza tym, że jego członków charakteryzuje niezwykłe oddanie oraz to, że nie lubią się afiszować ze swoimi poglądami. – Są zorganizowani jak kult. Niektóre miejsca w Stambule, w których się spotykają, przypominają centra scjentologiczne. Większości członków nie wolno nic mówić o ruchu, w związku z czym cała organizacja działa w bardzo nieprzejrzysty sposób, przypominając masonerię – mówił trzy lata temu portalowi France24 chcący zachować anonimowość badacz Turcji.
Najbardziej widocznym aspektem działalności ruchu jest prywatne szkolnictwo. Zwolennicy Gülena prowadzą w Turcji wiele szkół średnich i uczelni, specjalizują się także w kursach przygotowujących na studia. Do tego dochodzą powiązania biznesowe, których początek sięga lat 80., kiedy Gülen był imamem w Izmirze i nauczał tamtejszych przedsiębiorców. Zwolennicy Gülena do niedawna mieli również duże wpływy w tureckich mediach, zwłaszcza dzięki kontroli nad „Zamanem”, jednym z najbardziej liczących się dzienników w kraju (w marcu kontrolę nad gazetą przejął rząd), a także nad stacją telewizyjną Samanyolu TV (kilkunastu pracujących tam dziennikarzy aresztowano pod koniec 2014 r.).
Sam Gülen od 1999 r. przebywa w USA. Mieszka w wiejskiej posiadłości o powierzchni 25 arów w stanie Pensylwania, na terenie której znajduje się trzypiętrowy budynek. Oficjalnie przybył do Stanów na leczenie cukrzycy, nieoficjalnie uciekł przed aresztowaniem w toczącym się przeciw niemu śledztwie. W 2001 r. aplikował o zieloną kartę, a kiedy swoje obiekcje zaczął zgłaszać Departament Bezpieczeństwa Narodowego, poprosił o wstawiennictwo byłego ambasadora USA w Turcji Mortona Abramowitza. W 2006 r. zarzuty przeciw niemu zostały wycofane.
Biorąc pod uwagę tajemniczy sposób funkcjonowania ruchu, gülenistów oskarża się o chęć przejęcia władzy. O takim zamiarze miałoby świadczyć m.in. nagranie z 1999 r. – Musicie poruszać się niezauważeni arteriami systemu, aż dotrzecie do wszystkich ośrodków władzy. Musicie poczekać, aż podporządkujecie sobie całą władzę w państwie. Do tego czasu każdy podjęty przez was krok będzie przedwczesny – mówi Gülen do swoich zwolenników. On sam zaprzeczał, jakoby nagranie było autentyczne.
W mediach konsekwentnie buduje wizerunek skromnego działacza społecznego. Mimo to w 2008 r. zwyciężył w internetowym sondażu miesięcznika „Foreign Policy” na najbardziej wpływowego intelektualistę na świecie. – Nigdy nie wyobrażałem sobie ani też nie żywiłem pragnienia, aby stać się kimś ważnym. Zawsze starałem się być skromnym sługą bożym – mówił wtedy dziennikarce „FP”. – Nigdy nie miałem i nie będę miał politycznych ambicji – dodawał. W materiałach mu poświęconych powraca wątek wpływu, jaki ma na swoich zwolenników. – Jeśli robiący karierę człowiek z doktoratem spotka się z Gülenem, a ten powie mu, że dobrym pomysłem byłaby budowa wioski na biegunie północnym, następnego dnia doktor wróci z walizką – mówił dziennikarce „The New Republic” jeden z jego współpracowników.
Güleniści przez wiele lat współpracowali z Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), z której wywodzi się prezydent Recep Tayyip Erdogan. Łączył ich wspólny wróg, czyli stronnictwo kemalistów, opowiadających się za świecką Turcją. Przyjmuje się, że to z inspiracji zwolenników Gülena zapoczątkowano dwa wielkie śledztwa i połączone z nimi procesy, mające ujawnić rzekome spiski w armii chcące obalić władzę AKP. Ostatecznie uniewinniono wszystkich oskarżonych w tych dwóch sprawach. Rozłam nastąpił w 2013 r., gdy z inspiracji gülenistów rozpoczęto wielkie śledztwo antykorupcyjne, w którym na celowniku policji znalazł się m.in. syn ówczesnego premiera. W odwecie Erdogan postanowił zakazać prowadzenia prywatnych szkół, co mocno uderzyłoby w gülenistów (decyzja została potem uznana za niekonstytucyjną). Piątkowy pucz mógł być kolejnym akordem tej wewnętrznej walki.