Problemy Polaków z Ukrainą są pochodną problemu Polaków z Polską rozumianą jako partyjna własność, a nie jako wspólne przedsiębiorstwo bezpieczeństwa i dobrobytu.

Po dwóch latach przeklętej wojny dobitnie rozumiemy, jaka jest polska racja stanu – budowanie koalicji Zachodu przeciwko Moskwie. Ku pewnemu zaskoczeniu, wbrew długo dominującej narracji o PiS mającym nas wyprowadzać z Europy, okazało się, że „Polska Kaczyńskiego i Dudy” ma duże możliwości bycia poważanym graczem na arenie międzynarodowej. Warto trzymać kciuki, by „Polska Tuska i Dudy” była graczem równie podmiotowym, lecz, niestety, unijna polityka otwierania skarbca z KPO, mająca na celu uczenie Polaków serwilizmu („realizmu”), może się udać. I zamieszanie na polsko-ukraińskiej granicy, stawiające Warszawę w roli wroga walczącego z najeźdźcą Kijowa, też osłabia Polskę.

Chciałoby się usłyszeć, w jaki sposób polskie władze zamierzają wzmocnić polską suwerenność wobec Brukseli, nie po to, by Unię osłabiać (jakże głupia idée fixe rządu Kaczyńskiego!), lecz by ją wzmacniać, aby wzmacniać Polskę. Niestety, zasadniczym przekazem obecnej ekipy rządowej jest ten, który znamy z długich miesięcy rządów premier Beaty Szydło: „Przez osiem lat Polki i Polacy...” – Poprzedni rząd doprowadził do sytuacji, w której nie potrafił zahamować napływu zboża czy innych produktów rolniczych na polski rynek, co postawiło polskich rolników w niekorzystnej sytuacji konkurencyjnej – tłumaczył niedawno wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. Przytomnie dodał: – Jeśli Komisja Europejska sprosta temu zadaniu i cała UE pomoże Polsce i polskim rolnikom, zdejmując z nich ciężar wsparcia dla Ukrainy w sensie gospodarczym (...), to uważam, że można znaleźć kompromis.

Kropka. Nie możemy wygrać sporu z Ukrainą bez silnej Unii, ale też nigdy go nie wygramy, jeżeli będziemy w tej Unii krajem potulnym, zawstydzonym poprzednim rządem nacjonalistyczno-populistyczno-wnerwiająco-niemiłym.

Nowe polskie elity rządowe łatwo jednak niemal rozgrzeszyć. Aby Polska współtworzyła Europę pokoju i mur oddzielający wspólnotę Zachodu od wspólnoty Putina, konieczne jest współdziałanie z opozycją. Rząd współdziałanie chrzani, ale rację ma Jerzy Baczyński, opiniując, że „z PiS-em nie ma jak rozmawiać”. Lider obecnej opozycji przez dekady był niesprawiedliwie obśmiewany przez główne polskie media, co wywoływało słuszny odruch obronny ze strony ludzi uczciwych oraz jego stronników (co czasem się nawet nakładało na siebie). Dzisiaj epitety w rodzaju „obsesyjny” odzwierciedlają projekt polityczny prezesa Kaczyńskiego, ale po staremu na prawicy przymyka się na to oko.

Obecny rząd lekceważy potrzebę budowy patriotycznej więzi górującej nad sporami partyjnymi – dowodzi tego absurdalna polityka podsycania honorowych potyczek z prezydentem Dudą. Tyle że nawet gdyby na czele PO stała siostra Faustyna, to z opozycją wyzywającą rząd od agentury niemieckiej wiele by nie pogadała. Pewno zresztą okazałoby się, że pod koniec życia pisała raporty nie dla Jezusa, lecz dla Gestapo.

Także ostatni postulat PiS, aby rząd po prostu zamknął granicę na ukraińskie towary, charakteryzuje nieszczęsna PiS-owska bylejakość. Owszem, przez chwilę nastroje w narodzie byłyby lepsze. A że wywikłanie się ze sporu z Komisja Europejską i Ukrainą trwałoby wiele miesięcy i kosztowało wiele bolesnych ustępstw? Przecież jesteśmy opozycją, p...y wszystko. Konflikt zbożowy unaocznia przy tym bardzo silne upartyjnienie przekazu dotyczącego służb polskiego państwa. Słucham wypowiedzi byłego ministra rolnictwa ze strony PiS Roberta Telusa i słyszę teksty, które głosiła poprzednia opozycja. Że działania polskich służb trzeba usprawnić, że trzeba opracować i wprowadzić procedury, że administracja nie może działać w myśl zasady „każdy sobie rzepkę skrobie”. Tylko czekać, kiedy PiS zacznie łajać Straż Graniczną w „Polsce Tuska”.

Po dwóch latach ruskiego szaleństwa widzimy, że Europa Zachodnia ma znacznie większą odporność na propagandę Putina, niż wydawało się przed wojną. Sprzedawczyków i durniów nie brakuje, ale jednak niewielu otwarcie chce dla swoich krajów statusu sojusznika Rosji. Zobaczyliśmy też, że w praktyce nie mamy żadnej mocy, by powstrzymać Niemcy przed prowadzeniem własnej polityki i że kiedy zaproszą one Ukrainę do współpracy, to zostajemy z niczym. Możemy, bez poważnych obaw, że Zachód zdradzi Ukrainę, działać ramię w ramię z większością społeczeństw i rządów UE. I możemy wzmacniać siebie, także w ramach Unii. Szkoda, że tego nie zrobimy – a nie zrobimy dlatego, że znacząca część polskich liderów żyje z wzajemnej nagonki, współczesnego synonimu pojęcia polityki. ©Ⓟ